Od miesiąca obowiązują przepisy tzw. dyrektywy siarkowej. Zmusza ona armatorów do ograniczania siarki w paliwach – do 0,1 procenta – na statkach pływających po Bałtyku, Morzu Północnym i Kanale La Manche. To powoduje wzrost kosztów żeglugi. Efektem są m.in. wyższe ceny na promach, choć dzięki taniejącej ropie nie jest tak drogo, jak zakładano.
Jeszcze w zeszłym roku wieszczono, że z powodu zaostrzonych przepisów środowiskowych koszty transportu morskiego w rejonie SECA (czyli tam, gdzie obowiązuje dyrektywa siarkowa) wzrosną nawet o 30-50 proc. Analitycy nie spodziewali się, że dojdzie do tak znacznego spadku cen ropy naftowej, a tym samym paliw – również niskosiarkowego. Przypomnijmy, że przed rokiem za jego tonę trzeba było zapłacić nawet ponad 900 dolarów, a kilka dni temu – dwa razy mniej, choć i tak więcej niż za paliwo stosowane wcześniej na promach (ok. 350 dolarów). Dzięki temu, przynajmniej na razie, podwyżki cen za przewozy nie są duże.
Jak twierdzą przewoźnicy, cena paliwa to ponad 60 proc. wszystkich kosztów utrzymania promów. Jednak nie tylko ona wpłynęła na tegoroczne podwyżki. Niektórzy armatorzy zainwestowali w nowe rozwiązania technologiczne na jednostkach. Przykładowo, TT-Line zamontowała instalacje do odsiarczania paliwa, a Stena Line jeden ze swoich promów (Stena Germanica) przystosowuje do napędu metanolem.