Aleksander Doba po pięciodniowym postoju w zatoce Barnegat w stanie New Jersey z powodu sztormu, we wtorek ponownie wypłynął na otwarty ocean, po tym jak szklaneczką whisky przekupił Neptuna. 70-letni kajakarz kontynuuje swoją trzecią transatlantycką wyprawę.
Tym razem celem jest meta w Lizbonie.
- Pływy są tu bardzo ważne, ponieważ kanał łączący ocean z laguną ma prawie dwa kilometry długości i tylko kilkaset metrów szerokości, a jeszcze tor płynięcia wyznaczony bojami jest trochę kręty. Wypłynięcie powinno nastąpić przy najniższym poziomie wód. Tak zalecają miejscowi rybacy - tłumaczył Doba przed wyruszeniem na Atlantyk.
Kajakarz musiał wejść na pełny ocean wraz z odpływem, w jego ostatniej fazie, tuż przed rozpoczynającym się przypływem, kiedy rozkołysany falami akwen nieco się uspokoił.
Koordynator wyprawy Piotr Chmieliński zwrócił uwagę, na niezwykłe trudności z określeniem terminu możliwego startu. Przez ostatnie dni był on wielokrotnie zmieniany z uwagi na kapryśną aurę.
- Przewidywana na poniedziałek poprawa warunków także okazała się nieco złudna, o czym Olek przekonał się podejmując wieczorem pierwszą próbę przedostania się na ocean. Ciągle silnie wiejące wiatry i wysokie fale zablokowały go w porcie. Kolejna decyzja o wypłynięciu we wtorek wcześnie rano miejscowego czasu podjęta została w ciągu kilku minut, kiedy sytuacja na wodzie zrobiła się na tyle stabilna, by mógł on bezpiecznie opuścić zatokę - przekazał Chmieliński.
Wyjaśnił też, że "przed Olkiem stoi teraz poważne wyzwanie. Musi jak najszybciej odpłynąć przynajmniej 120 mil morskich od wybrzeża Stanów Zjednoczonych, by dotrzeć do Golfsztromu. Ten silny prąd tworzący coś w rodzaju rzeki pośrodku Atlantyku, płynący z prędkością 1-2 węzłów, powinien nadać tempa unoszącemu się na jego wodach kajakowi, a w przypadku sztormów i przeciwnych wiatrów ograniczyć jego cofanie się".
Zgodnie z prognozami przekazanymi przez nawigatora wyprawy Jacka Pietraszkiewicza, Doba na dopłynięcie do Golfsztromu ma jakieś trzy i pół dnia.
- Miejmy nadzieję, że wreszcie Neptun okaże się łaskawy. Na wszelki wypadek, na prośbę nawigatora, tuż przed opuszczeniem zatoki Barnegat, Olek zadość uczynił tradycji żeglarskiej i przekupił boga morskich topieli szklaneczką whisky wylaną do Atlantyku. W Lizbonie podaruje mu całą butelkę - dodał Chmieliński.
Po raz pierwszy Doba, emerytowany inżynier mechanik z Polic (absolwent Politechniki Poznańskiej), wystartował ze stolicy Senegalu Dakaru 26 października 2010 roku. Po blisko 99 dniach, 2 lutego 2011 roku dotarł do Acarau w Brazylii pokonując 5394 km.
5 października 2013 roku wyruszył z Lizbony. 19 kwietnia 2014 roku postawił nogę na lądzie w New Smyrna Beach na Florydzie. Na oceanie spędził 167 dni, pokonał trasę długości 12 427 km w dwóch etapach, bowiem niekorzystne wiatry na zachodnim Atlantyku wymusiły zawinięcie na Bermudy.
Aleksander Doba urodził się 9 września 1946 roku. Do 1975 mieszkał w Swarzędzu koło Poznania, po czym osiedlił się z rodziną w Policach.