Od 1 stycznia armatorzy na promach i statkach na Bałtyku stosują bardzo drogie paliwa z małą zawartością siarki. Stąd droższy transport.
Wzrost cen transportu morskiego i biletów pasażerskich w tej chwili nieco rekompensują niskie ceny baryłki ropy na świecie
Unijna dyrektywa nałożyła na armatorów obowiązek redukcji zawartości siarki od stycznia br. z 1 proc. do 0,1 proc. w paliwach wykorzystywanych przez statki pływające na wodach Morza Bałtyckiego, Morza Północnego i Kanału La Manche.
Rynkowi analitycy przewidywali, że po wejściu przepisów w życie koszty transportu morskiego wzrosną nawet o 50 procent. Jarosław Kotarski, dyrektor naczelny Unity Line przyznaje, że w związku z koniecznością stosowania droższego, niskosiarkowego paliwa przewoźnik wprowadził opłatę ekologiczną wysokości 22 koron za każdy metr pojazdu doliczając ją do dodatku paliwowego.
- Pasażerowie za podróż naszym promem z Polski do Szwecji zapłacą o 20 koron więcej (10 zł) - dodaje dyrektor. Mniej więcej podobne podwyżki na swoich promach wprowadziła dla firm transportowych Polska Żegluga Bałtycka.
- Na trasie ze Świnoujścia do Ystad np. dodatek ekologiczny wynosi dzisiaj 22 korony - informuje Jarosław Siergiej, prezes spółki. Dodaje, że pasażerowie płacą na razie za bilety tyle, co w starym roku. Niebawem jednak przewoźnik podwyższy ceny biletów o ok. 2 proc.
Armatorzy zwracają uwagę na fakt, że bardzo niskie ceny ropy na światowych giełdach spowodowały, iż dyrektywa siarkowa nie uderzyła tak drastycznie po kieszeni spółki spedycyjno-transportowe i pasażerów. Wczoraj tona paliwa niskosiarkowego kosztowała ok. 500 dolarów. Przed rokiem armatorzy płacili za tonę tego paliwa 900 dolarów.
Piotr Jasina
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.