Nowa ustawa o rybołówstwie morskim, która ma wdrożyć unijne przepisy, budzi ogromne emocje nie tylko wśród rybaków. Projekt krytykują również organizacje ekologiczne. Zainteresowanym środowiskom nie podoba się zarówno jego treść, jak i sposób procedowania. W nadchodzącym tygodniu ma być drugie czytanie projektu ustawy w Sejmie.
Kontrola i nadzór nad wykonywaniem rybołówstwa morskiego oraz zarządzanie żywymi zasobami morskimi, w tym przyznawanie określonych uprawnień do prowadzenia połowów – tych dziedzin dotyczą nowe regulacje. Jak twierdzi wiceminister rolnictwa Kazimierz Plocke, wdrażają do polskiego prawa 10 unijnych aktów prawnych.
– Powstaje ustawa, której nikt ze środowiska nie chce, nie niesie ona żadnych korzystnych dla rybaków rozwiązań, więc dla kogo jest tworzona? – zastanawia się Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich.
To pytanie powtarzali też inni rybacy, którzy 3 grudnia uczestniczyli w posiedzeniu sejmowej komisji rolnictwa. Skarżyli się, że ich uwagi do projektu nie zostały uwzględnione.
Wiceminister Plocke przyznał, że ze 190 zgłoszonych poprawek uwzględniono jedynie 25.
– To kosmetyczne zmiany, ten cały projekt musi iść do kosza – podkreśla G. Hałubek. – Pod płaszczykiem unijności wprowadza się zapisy zbierające same miażdżące opinie. Ustawa wygląda, jakby była pisana na kolanie, zawiera proste błędy prawne. Dodam, że zjednoczyła wszystkie związki rybackie, które również sam proces procedowania uważają za skandaliczny.
Jeśli projekt zostanie przyjęty w obecnej postaci, wiele zapisów, według szefa ZRP, będzie zaskarżonych w Trybunale Konstytucyjnym.
– Będziemy pisać do prezydenta RP, do pani premier, nie wykluczamy protestów w postaci blokad portów – zapowiada G. Hałubek.
Rybakom nie podoba się proponowana tzw. segmentacja floty. Przykładowo, na Morzu Bałtyckim nie będą mogły łowić statki rybackie mające mniej niż 5 metrów długości lub silnik o mocy niższej od 15 kW.
– Podział jednostek jest nieracjonalny – mówił na posiedzeniu komisji Grzegorz Łukasiewicz ze Zrzeszenia Rybaków Morskich. – Niepokoi nas też wprowadzanie zbywalnych kwot połowowych.
Zaznaczył, że 95 proc. środowiska rybackiego sprzeciwia się zapisom umożliwiającym sprzedawanie tych kwot.
W podobnym tonie wypowiadała się Agnieszka Warsicka z kołobrzeskiej Organizacji Rybaków Łodziowych. Jej zdaniem, wiele artykułów ustawy jest nieprecyzyjnych.
– Ubolewamy, że żadna z naszych uwag nie została uwzględniona – żalił się Marcin Jodko z Krajowej Izby Producentów Ryb w Ustce.
Mówił, że rybacy mają zastrzeżenia między innymi do zapisów dotyczących zbierania danych o połowach i do kar pieniężnych. Uważają, że jest to zbyt restrykcyjne podejście do wykonywanego przez nich zawodu. Dziwi ich np. kara za nieczytelny znak burtowy wynosząca 3 tys. zł i taka sama za używanie niedozwolonych narzędzi połowowych.
EK
Propozycji rozwiązania jest kilka, począwszy od zwiększenia wymiaru ochronnego łowionych dorszy z 38 cm do 40 cm, zwiększenia wymiaru oczka do 120 mm, czy też poprawy selektywności stosowanych narzędzi połowowych, głównie włoków. Większość w tym ostatnim widzi najrozsądniejsz y sposób rozwiązania problemu."
[link usunięty]
Tak się zastanawiam tak duża organizacjia Zrmop na której rejonie działania leży wspomniany przez Ciebie rejon nie może wpłynąć na "swojego" ministra aby ten pomógł rozwiązać ten problem. Wszystko ma odbywać się w zgodzie z przepisami unijnymi. Tak więc nikt nie wspiera walczących o utrzymanie wymiaru 38 cm, nikt nie ogranicza wprowadzania do rejestru nowych dużych jednostek odwracając uwagę wszystkich jednostkami "podwórkowymi które po pierwsze nie mają w licencji ani dorsza ani śledzia czy też Szprota i łososia. Nie uzyskują żadnych dotacji bo wg przepisów tylko te z dorsze w licencji o takie ubiegać się mogą. Większość z nich wprowadzono mniej jak pięć lat temu to i innych dofinansowań nie powinny dostać.
Tak więc zastanowić się należy. Kto zatem sznurki pociąga. Pomyślcie a co do Zatoki to popchnijcie zarząd waszej organizacji do działania.
- Gdyby akt delegowany nie został przyjęty, do czego nawoływał poseł Marek Gróbarczyk z PiSu, to obowiązywałyby stare przepisy i minimalny rozmiar odniesienia dla dorsza wynosiłby 38cm. W tej sytuacji, pozostawienie wymiaru minimalnego na nierealistycznie wysokim poziomie 38cm jeszcze pogłębiłoby problemy finansowe rybaków i zmusiłoby ich do sprzedawania niewymiarowego dorsza przede wszystkim na mączkę rybną - dodał Jarosław Wałęsa
[link usunięty]
A jeszcze wcale nie tak dawno ok 20 lat to? , to była ryba , a smak
Jedzmy teraz dorsza atlantyckiego
POZDRAWIAM
Chodzi o tak zwany przyłów, czyli ryby niewymiarowe oraz ryby złowione podczas połowów innych gatunków ryb, do tej pory wyrzucane do wody. To spora i dość kłopotliwa zmiana, bo choć czasu do wejścia nowego unijnego prawa pozostało niewiele, nie ma aktów wykonawczych.
Jest natomiast jedna ogólna regulacja, która zmienia wszystkie akty Unii Europejskiej, tak żeby rybacy mogli zgodnie z prawem przywieźć te ryby niewymiarowe na ląd. Niestety, nie została ona jeszcze zaakceptowana przez Parlament Europejski i Radę Ministrów UE. W rezultacie mamy sytuację, w której od 1 stycznia wchodzi nakaz wyładunków, ale przepisy wykonawcze nie są spójne na tyle, żeby rybacy mogli to zrobić zgodnie z prawem.
Zobacz także: Protest rybaków w Ustce (zdjęcia, wideo)
Z nakazem wyładunku wprowadzono także przepis, który mówi o tym, że wymiar ochronny dla dorsza zmniejsza się z 38 na 35 cm. Wprowadzono go głównie po to, żeby te mniejsze ryby też można było sprzedawać konsumentom. Rybacy bałtyccy protestują, szczególnie ci mniejsi, ponieważ wyłowienie tych małych ryb, które na ogół jeszcze nie przystąpiły do tarła, może spowodować, że populacja dorsza się załamie i w przyszłości rybacy nie będą mieli czego łowić.
[link usunięty]
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.