Rybaków morskich czeka duża zmiana prawna, bo od nowego roku będą musieli wracać z całym przyłowem do swoich macierzystych portów.
Chodzi o tak zwany przyłów, czyli ryby niewymiarowe oraz ryby złowione podczas połowów innych gatunków ryb, do tej pory wyrzucane do wody. To spora i dość kłopotliwa zmiana, bo choć czasu do wejścia nowego unijnego prawa pozostało niewiele, nie ma aktów wykonawczych.
Jest natomiast jedna ogólna regulacja, która zmienia wszystkie akty Unii Europejskiej, tak żeby rybacy mogli zgodnie z prawem przywieźć te ryby niewymiarowe na ląd. Niestety, nie została ona jeszcze zaakceptowana przez Parlament Europejski i Radę Ministrów UE. W rezultacie mamy sytuację, w której od 1 stycznia wchodzi nakaz wyładunków, ale przepisy wykonawcze nie są spójne na tyle, żeby rybacy mogli to zrobić zgodnie z prawem.
Z nakazem wyładunku wprowadzono także przepis, który mówi o tym, że wymiar ochronny dla dorsza zmniejsza się z 38 na 35 cm. Wprowadzono go głównie po to, żeby te mniejsze ryby też można było sprzedawać konsumentom. Rybacy bałtyccy protestują, szczególnie ci mniejsi, ponieważ wyłowienie tych małych ryb, które na ogół jeszcze nie przystąpiły do tarła, może spowodować, że populacja dorsza się załamie i w przyszłości rybacy nie będą mieli czego łowić.
Jak się dowiedzieliśmy, w ministerstwie trwają obecnie rozmowy i konsultacje z rybakami. Nie ma jednak pewności, że do końca roku uda się nowe przepisy przyjąć, tak by rybacy mieli jasność, jak mają postępować. A co o nowym prawie sądzą nasi rybacy?
- To nowe prawo ma zalegalizować niejako od tyłu praktykę, która przez lata była stosowana przez skandynawskie statki paszowe, które łowiły ryby na Bałtyku - mówi Grzegorz Hałubek, szef Polskiego Związku Rybaków. Według niego problem w tym, że te jednostki przez wiele lat łowiły ryby ogromnymi sieciami o małych oczkach. Do nich wpadały wszystkie ryby. Te wymiarowe i o wiele mniejsze, czyli tzw. przyłów.
- Powszechnie wiadomo, że z paszowców później tajnie przyłów był transportowa- ny na hale produkcyjne, gdzie nikt z zewnątrz nie miał wstępu - tłumaczy w rozmowie z nami Hałubek. Jednak ponieważ te praktyki budziły fale krytyki wśród właścicieli mniejszych statków połowowych oraz ekologow, postanowiono je jakoś załatwić. Stąd niejako od tyłu tego typu działalność zalegalizowano.
Co to zmieni? - W praktyce zawodowej właścicieli małych kutrów nowe prawo wiele nie zmieni, bo one właściwie przyłowu nie mają. Natomiast paszowce będą teraz mogły legalnie pokazywać przyłów, który wyciągną z sieci - ocenia Hałubek. Według niego nowe prawo jest skandaliczne, bo łamie prawo równości, które ma obowiązywać w Unii Europejskiej.
- Rzecz w tym, że ono będzie obowiązywać tylko w basenie Morza Bałtyckiego. Natomiast na Morzu Śródziemnym nikt o nim nie słyszał. Dlatego sądzę, że mamy do czynienia z rodzajem eksperymentu, który jest testowany na naszym morzu. Wkrótce okaże się, co on praktycznie będzie oznaczał, gdy nowe prawo wejdzie w życie - dodaje Hałubek. Od stycznia szproty, śledzie, dorsze i łososie, jakie złowią europejscy rybacy morscy, będą musiały być przywiezione do portu. Także u nas.
GP24.pl
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.