Rybacy z Pojezierza Drawskiego i Wałeckiego w Zachodniopomorskiem oraz z województwa wielkopolskiego, zrzeszeni w Polskim Towarzystwie Rybackim ubiegają się o zgodę na odstrzał kormoranów. Urzędnicy z Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska zdają się jednak nie słyszeć ich argumentów i próśb. Tymczasem straty rybaków spowodowane przez latające drapieżniki liczą setki tysięcy złotych.
– W latach, kiedy zgoda na odstrzał była wydawana, łowiliśmy pięćdziesiąt ton sielawy czy siei, a teraz z trudem pozyskujemy dwadzieścia ton tych ryb rocznie. Komentarz z nie jest potrzebny – mówi Mariusz Bryła, dyrektor Przedsiębiorstwa Rybackiego w Złocieńcu. – Hodowla kormorana kosztuje nas rocznie kilkaset tysięcy złotych.
Ichtiolodzy znają kormorany dobrze i nie śpiewają o nich rzewnych piosenek. Z pomocą specjalistów prowadzą badania i potrafią udokumentować spowodowane przez nie straty, i nie chodzi tylko o straty ekonomiczne.
- Straty rybackie i przyrodnicze powodowane przez kormorany są nieodwracalne, świadomość tego mają nasi sąsiedzi z zachodniej Europy – mówi Wiesław Kieszkowski, prezes Zakładu Rybackiego w Wałczu i zarazem członek Polskiego Towarzystwa Rybackiego Oddziału Terenowego w Pile. - Tam od lat liczebność stad tych ptaków jest ściśle regulowana.
Kolonie kormoranów gniazdują na drzewach i powodują również straty w drzewostanach – pokryte toksycznymi odchodami zamierają.
- Straty w ichtiofaunie u wszystkich użytkowników rybackich na jeziorach, rzekach i stawach wynoszą od 225 do 525 tysięcy złotych – irytuje się Andrzej Błaszczyk z Polskiego Towarzystwa Rybackiego. - Nastąpił udokumentowany spadek odłowów rybackich. Straty stają się trudne do udźwignięcia. W latach 2005–2006 (kiedy udało się uzyskać zgodę na odstrzał – dop. aut.) udało się nam odbudować populację sielawy i siei oraz zwiększyć liczbę materiału zarybieniowego. Odławialiśmy wtedy ponad 8 ton sielawy, w tym roku nie było ich w ogóle. Szkoda, bo Pojezierze Wałeckie mogłoby zasłynąć z występowania tych rzadkich gatunków.
Odstrzały kojarzą się przeciętnemu zjadaczowi chleba z rzezią ptaków, ale ilość ofiar jest niewielka, bo huk wystrzałów powoduje, że kormorany przenoszą się na inne akweny. Powinno się je prowadzić latem, kiedy ptaków jest najwięcej. Takie kolonie gniazdujące na akwenach latem mogą liczyć nawet kilka tysięcy sztuk (na jeziorach Lubie, czy Siecino – gmina Złocieniec) i przynajmniej tysiąc na samym tylko Bytyniu Wielkim (największym jeziorze na Pojezierzu Wałeckim). Teraz znaczna część kormoranów odleciała i przez urzędniczą biurokrację i opieszałość – jak podkreślają zainteresowani - znowu jest „po ptokach”.
- Nie mam nic przeciwko różnorodności przyrodniczej. Nie będę też gonił tych kilkudziesięciu kormoranów, które teraz zostały na jeziorach i pasą się, żeby przeżyć – twierdzi M. Bryła. – Mnie interesują kormorany, które polują stadem na moje stado. Pojedyncze ptaki, które zjedzą parę płotek czy leszczy mi nie przeszkadzają. Niech sobie żyją. Jednak pozwalanie na tak nieograniczony rozwój drapieżnika nie można nazwać ochroną przyrody.
Marcin KONIECKO
Rybołówstwo
Kormorany albo ludzie
02 grudnia 2009 |
Źródło:
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.