- Jeśli porównać to do kursu prawa jazdy, to ludzie byli wysyłani na statki rybackie już po tygodniu nauki - mówi kpt. Tomasz Dziwota.
Kapitan Tomasz Dziwota
Fot. Cezary Aszkiełowicz / AG
Początki kariery na morzu kapitana Dziwoty splotły się z dwoma tragediami, które opisaliśmy w cyklu "Z archiwum Sz". W reportażu "Niedostateczna stateczność statku" (GW, 28 maja 2009) przypomnieliśmy dwie wielkie tragedie polskiego rybołówstwa - zatonięcie lugrotrawlerów "Cyranka"(4 października 1956) i "Czubatka" (10 maja 1955).
Obie jednostki pochodziły z wykonanej bez odpowiednich badań i obliczeń serii statków rybackich, a do ich zatonięcia przyczyniła się przede wszystkim fatalna stateczność. W przypadku "Czubatki" doszło jeszcze przeładowanie. I polityka. Gdy pełen ryby stateczek chciał zostawić ładunek w statku bazie "Morska Wola", okazało się, że jedyne wolne miejsce przy burcie bazy zostało zajęte przez holownik "Swarożyc". Holownik przypłynął, by zabrać z "Morskiej Woli" do kraju załogę lugrotrawlera "Cietrzew", która próbowała uciec do Anglii. Izba Morska skrytykowała później dowództwo bazy za to, że nie pozwoliło "Czubatce" wyładować śledzi. W nocy, w czasie sztormu, "Czubatka" zatonęła wraz z 14-osobową załogą.
Po publikacji reportażu z naszą redakcją skontaktował się kpt. Tomasz Dziwota, który był pierwszym oficerem na "Cietrzewiu" i jednym z tych, którzy próbowali uciec.
Rozmowa z kpt. Tomaszem Dziwotą
Andrzej Kraśnicki jr: Znał pan ludzi z "Czubatki"?
Kpt. Tomasz Dziwota: - Jeden z członków załogi, bosman Józef Beczała był moim kolegą z rocznika w szkole morskiej. A teraz właśnie wracam od kolegi, który był wówczas na pokładzie "Morskiej Woli" kiedy "Czubatka" odbijała od burty. Widział ten stateczek. Widział, jak był przeładowany, jak woda hulała po pokładzie. Później brał też udział w poszukiwaniach "Czubatki".
Jak pan wspomina ówczesne rybołówstwo? Z relacji i dokumentów, które zebrałem pisząc reportaż, najbardziej uderzył mnie brak poszanowania dla zasad bezpieczeństwa, przepisów, po prostu ludzkiego życia.
- To była jedna wielka improwizacja. W początkach powojennego polskiego rybołówstwa nasza niewielka flota dowodzona była przez Holendrów. Zajmowali na trawlerach kluczowe stanowiska, bo odpowiednio wykształconych Polaków po prostu nie było. Kiedy porzucili pracę, prawdopodobnie z powodów finansowych, zaczęło się pospolite ruszenie. Brano ludzi w trybie alarmowym, bez odpowiedniej wiedzy i doświadczenia. Jeśli porównać to do kursu prawa jazdy, to ludzie byli wysłani na statki rybackie już po tygodniu nauki. Na to wszystko nałożyła się jeszcze polityka.
Czyli w praktyce robotnicy na kierowniczych stanowiskach.
- Tak. Ściągano ludzi zupełnie przypadkowych. Kiedy po skończeniu szkoły morskiej trafiłem do gdyńskiej Arki, tym przedsiębiorstwem rybackim kierował tramwajarz z Łodzi. Mało tego. Nawet na ośmioosobowych kutrach był tzw. oficer kulturalno-oświatowy. W rzeczywistości - polityczny. To był typowy przykład darmozjada. Gdy jako szyper kazałem mu zabrać się do roboty przy rybach, zostałem później pouczony przez dyrektora, że popełniłem poważny błąd.
Wracając do umiejętności kadr. Pan po szkole morskiej miał jednak jakieś wykształcenie kierunkowe.
- Szkoła nie uczy zawodu. Praktyki, które miałem, odbywaliśmy na "Darze Pomorza", który przecież z rybołówstwem nie ma nic wspólnego.
To dlaczego został pan rybakiem?
- Bo mi kazano. Zupełnie się tego nie spodziewałem. Dla kilkunastoletniego chłopca, którego ciągnęła na morze przygoda, wszystko miało przecież wyglądać inaczej. Miałem wyobrażenia o zawijaniu do portów na całym świecie, a nie pracy przy patroszeniu ryb. Po ukończeniu szkoły powiedziano nam wprost: rybołówstwo, a jak nie to won z wybrzeża. I tak w styczniu1953 r., po szkoleniu w marynarce wojennej, zostałem rybakiem. Zacząłem od kutra WŁA 23, potem poszedłem do świnoujskiej "Odry".
Bałagan organizacyjny, brak środków ratunkowych, nieznajomość statków przez ich załogi - taki obraz floty "Odry" wyłania się z archiwaliów.
- Dziś kupuje pan łyżeczkę i ma pan do niej instrukcję obsługi. A wówczas? Nie przypominam sobie, żebym widział taki podstawowy dokument jak instrukcja o stateczności statku. Do tego naprawdę ubogie wyposażenie, niewiele instrumentów nawigacyjnych no i brak możliwości schowania się do zachodniego portu przed złą pogodą.
Zresztą różne wymogi BHP sami ludzie postrzegali jako utrudnienie pracy. Wierzyliśmy, że po prostu jakoś to będzie.
Mieliście zakaz zawijania do zachodnich portów?
- Nie wszystko potrafię sobie teraz odtworzyć. Ale na pewno nie mogliśmy uciec przed sztormem np. do jakiegoś angielskiego portu.
W latach 50. także rybacy deklarowali np. "120 procent normy".
- Planów nikt poważnie nie traktował, przynajmniej w tych miejscach, w których byłem. Planów remontowych zresztą też. Kiedy statek schodził z łowiska i powstawała dokładna specyfikacja tego, co trzeba zrobić w stoczni. Dokumenty były bardzo wyczerpujące. Potem już w stoczni zastanawiało się, co ze specyfikacji wykreślić. Brakowało pieniędzy albo materiałów. To nie była zresztą tylko specyfika lat 50. Dużo później, kiedy dowodziłem promem "Pomerania", było podobnie. Załoga na własną rękę załatwiała części zamienne za wina, słodycze, wódkę z naszej kantyny.
Dlaczego z kolegami chciał pan uciec "Cietrzewiem" do Anglii?
- Miałem 20 lat. Razem z kolegą nie widzieliśmy siebie budujących socjalizm w polskim rybołówstwie dalekomorskim. Do Szkoły Morskiej przywiódł nas romantyzm dalekich podróży, ciekawość świata i ludzi, a przyszło nam robić coś zupełnie innego.
Ucieczka się nie udała.
- Potem był proces. Dostałem pięć lat, ale na skutek tych wszystkich ówczesnych zmian politycznych wyszedłem na wolność w styczniu 1957 roku. Siedząc w więzieniu trafiłem do pracy w górnictwie. I zarabiałem tam więcej niż szturman na lugrotrawlerze.
Kpt. Tomasz Dziwota
Absolwent Wydziału Nawigacyjnego Państwowej Szkoły Morskiej w Szczecinie. Dziś ma 76 lat. Po wyjściu z więzienia pracował w żegludze śródlądowej, potem był pilotem w porcie w Szczecinie i Kołobrzegu. Dopiero w 1962 roku otrzymał książeczkę żeglarską i mógł zrealizować marzenie: pracę na statkach. Kapitanem został w 1972 roku. Obecnie mieszka w Świnoujściu.
Rozmawiał Andrzej Kraśnicki
Rybołówstwo
Rybacką firmą kierował tramwajarz z Łodzi
26 czerwca 2009 |
A lugrotrawlery były projektu prof.Doerffera, tak uwielbianego w komunizmie przez władze PRL-u, niby anty-komuniście!I on tez przyłozył swoja "rączkę" do upadku Stoczni Gdynia (dawniej im.Komuny Paryskiej).
włoków, niewodów duńskich lub podobnych narzędzi połowowych
o rozmiarze oczek równym lub większym niż 90 mm lub
z użyciem sieci skrzelowych, sieci oplątujących lub trójściennych
o rozmiarze oczek równym lub większym niż 90 mm,
i za pomocą lin dennych, takli poza taklami dryfującymi, węd
ręcznych i podrywek. co to jest 90 to bok oczka?
Umowa w sprawie Programu Operacyjnego
Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi podpisał dziś umowę z Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa przekazującą część zadań instytucji zarządzającej Programem Operacyjnym Zrównoważony rozwój sektora rybołówstwa i nadbrzeżnych obszarów rybackich 2007-2013.
Zgodnie z umową ARiMR będzie pełniła funkcje instytucji pośredniczącej w ramach trzech osi priorytetowych Programu: 1 – Środki na rzecz dostosowania floty rybackiej, 2- Akwakultura, rybołówstwo śródlądowe, przetwórstwo i obrót produktami rybołówstwa i akwakultury, 3 – Środki służące wspólnemu interesowi. Oznacza to, że w ramach tych osi ARiMR będzie odpowiedzialna m. in. za: przyjmowanie i ocenę wniosków o dofinansowanie, zawieranie z beneficjentami Programu umów o dofinansowanie/wydawanie decyzji, przyjmowanie i weryfikację wniosków o płatność, dokonywanie płatności na rzecz beneficjentów oraz przeprowadzanie kontroli operacji.
Ponadto, w dniu 26 czerwca 2009 r. Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi podpisał rozporządzenie w sprawie szczegółowych warunków i trybu przyznawania, wypłaty i zwracania pomocy finansowej na realizację środków objętych osią priorytetową 1 - Środki na rzecz dostosowania floty rybackiej, zawartą w programie operacyjnym „Zrównoważony rozwój sektora rybołówstwa i nadbrzeżnych obszarów rybackich 2007- 2013”. Rozporządzenie, które wchodzi w życie z dniem ogłoszenia w Dzienniku Ustaw, umożliwi ubieganie się środki przede wszystkim na: inwestycje na statkach rybackich, złomowanie, przekwalifikowanie statku rybackiego oraz rekompensaty z tytułu tymczasowego zaprzestania działalności połowowej. W związku z tym, niezwłocznie po publikacji rozporządzenia ogłoszony zostanie nabór wniosków na rekompensaty oraz złomowanie statków rybackich.
W okresie programowania 2007-2013 na realizację PO RYBY przeznaczonych zostało prawie 978,8 mln euro, z czego na realizację osi priorytetowej 1 - 225,1 mln euro.
Rozporządzenia warunkujące uruchomienie pozostałych osi priorytetowych w ramach PO RYBY 2007-2013 zostaną podpisane w miesiącach lipiec i sierpień 2009 r
z sesji Rady Miasta Helu, która odbyła się dnia 11 września 2008 roku i dnia 26
września 2008 roku w sali posiedzeń budynku Urzędu Miasta.
I część obrad z dnia 11 września 2008 roku
Godzina rozpoczęcia 10
00
godzina zakończenia 12
00
Sesję otworzył Przewodniczący Rady Miasta Helu Edward Mrozik. Przywitał
zaproszonych gości.
Stwierdził prawomocność obrad. Na ogólną ilość ustawowego składu Rady
15 w sesji uczestniczyło 14 radnych (lista obecności stanowi załącznik
do protokołu).
Nieobecni: Drewing Sebastian.
Przewodniczący Rady poinformował, że Rada Miasta wraz z panem
burmistrzem postanowili wesprzeć specjalnym oświadczeniem protest rybaków
wyrażających swoje niezadowolenie w związku z pogarszającym się stanem
rybołówstwa.
Prezes Zarządu Oddziału Zrzeszenia Rybaków Morskich Pan Mirosław Indyk
poinformował, że rybacy w związku ze złą sytuacją rybołówstwa bałtyckiego
postulują o:
- wznowienie połowów dorsza od pierwszego października,
- ujawnienie wyników programu czterech kutrów w Komisji i Parlamencie
Europejskim celem uwzględnienia ich wyników w szacowaniu zasobów dorszaPage 2
2
bałtyckiego dla zwiększenia kwot połowowych dla poszczególnych krajów
nadbałtyckich,
- wprowadzenie ekonomicznego rozwiązania dla rybołówstwa polskiego
bałtyckiego na wzór innych krajów europejskich,
- wypłatę deklarowanych rekompensat za postoje w 2008 roku do 15
października 2008 roku,
- zwolnienie łodzi o długości do 8 metrów z limitowania połowów dorsza na
podstawie art. 2 Rozporządzenia Rady (WE) 1098/2007,
- spotkanie z Premierem Donaldem Tuskiem.
Przewodniczący Rady odczytał projekt oświadczenia Rady Miasta Helu i
burmistrza Helu dotyczący poparcia dla wszelkich działań zmierzających do
rozwiązywania nagromadzonych przez wiele lat problemów polskich rybaków
(oświadczenie stanowi załącznik do protokołu).
Rada Miasta przyjęła oświadczenie jednogłośnie 14 głosami „za”.
Pan Mirosław Indyk poinformował, że komitet protestacyjny będzie prowadził
akcję legalnie i zgodnie z prawem.
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.