Władze Sycylii starają się powstrzymać powrót pochodzących stamtąd ludzi do domu, głównie z północy. Do rządu Włoch kierowane są apele o powstrzymanie fali przyjazdów promami na wyspę, gdzie wyrażane są obawy, że może to doprowadzić do ekspansji koronawirusa.
Alarm podniósł przewodniczący władz regionu Sycylia Nello Musumeci, którego niepokój wywołały nocne niedzielne zdjęcia kolejki samochodów do promów, odpływających z Kalabrii na Sycylię przez Cieśninę Mesyńską. Zażądał zatrzymania napływu ludzi. Zjawisko to wiąże się m.in. z zamknięciem wielu fabryk na północy po decyzji władz o wstrzymaniu aktywności produkcyjnej w całym kraju, która nie jest niezbędna.
Musumeci poinformował w poniedziałek, że w nocie wysłanej do szefowej MSW Luciany Lamorgese napisał: "Bierze pani na siebie ogromną odpowiedzialność za zniweczenie wysiłków i wyrzeczeń milionów Sycylijczyków". Wyraził przekonanie, że nikt nie czuwa nad przestrzeganiem rządowych przepisów, na mocy których znacznie zredukowano transport morski na Sycylię, ograniczając go do niezbędnego oraz do przewozu towarów. "Nie mogę pozwolić na taki brak odpowiedzialności ze strony rządu krajowego wobec Sycylii" - dodał gubernator Sycylii. Zaapelował: "Niech rząd interweniuje, bo my Sycylijczycy nie jesteśmy mięsem rzeźnym".
Po tych ostrych apelach Musumeci poinformował, że otrzymał zapewnienie władz w Mesynie o tym, że zostaną wzmocnione kontrole ruchu przez Cieśninę.
Media podają informacje armatorów, że w niedzielę na wyspę odpłynęło z Kalabrii 551 pasażerów, mniej niż w sobotę, gdy było ich ponad 700. Podobne liczby notowano w poprzednich dniach.
Od 13 do 22 marca do domów powróciło 12 tys. Sycylijczyków.
Z Rzymu Sylwia Wysocka