Na dnie Bałtyku zidentyfikowano ok. 300 wraków okrętów, w tym ok. 100 w Zatoce Gdańskiej. Te najgroźniejsze, według komunikatu ze strony internetowej Najwyższej Izby Kontroli z dnia 1 kwietnia pt. „Śmierć drzemiąca na dnie Bałtyku”, to jednostki pochodzące z okresu II wojny światowej Stuttgart i Franken. Z pierwszego już wydobywa się paliwo, drugi, z powodu korozji może się zapaść w każdej chwili i spowodować ogromną katastrofę ekologiczną – informuje NIK.
Na komunikat odpowiedziało Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Resort uspokaja, że paliwa, które miałoby według NIK zanieczyścić wody Zatoki Gdańskiej, jest nieznaczna ilość. „(…) We wraku nie ma już paliwa lekkiego, które mogłoby zostać uwolnione i wypłynąć na powierzchnię morza. Jedyną pozostałością mogą być paliwa ciężkie (mazuty), które uwięzione w osadach dennych, przechodząc we frakcje asfaltów, nie stanowią istotnego zagrożenia dla środowiska”.
Czy jesteśmy zatem w stanie powiedzieć, kto w tym sporze ma rację? Pytał o to Artur Kiełbasiński w audycji Radia Gdańsk „Ludzie i Pieniądze”. Jego gośćmi byli: Wioletta Kakowska-Mehring – dziennikarka portalu Trójmiasto.pl oraz Piotr Stareńczak – dziennikarz branżowego serwisu informacyjnego PortalMorski.pl.
- Wydaje mi się, że powinniśmy zawierzyć stronie ministerialnej, dlatego że pod jej opieką znajduje się fachowy i merytoryczny Urząd Morski – mówił Piotr Stareńczak. - Być może sprawa wraków okrętów, na których może znajdować się nieokreślona ilość paliwa, w dalszej perspektywie wymaga rozwiązania, i przypuszczam, że odbędzie się to w ramach współpracy międzynarodowej państw bałtyckich. Natomiast jeśli Urząd Morski, a za tym Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej przekonuje, że nie ma żadnego bezpośredniego zagrożenia, to ja bym raczej tym zapewnieniom wierzył.
- Najwyższa Izba Kontroli to organ powołany do sprawdzania m.in. tego, nad czym pracują urzędy, ministerstwa, itp. Zgodzę się z tym, że kontrole się przeprowadza, a nie ogłasza medialnie chęć jej przeprowadzenia – skomentowała Wioletta Kakowska-Mehring, kontynuując, że sytuacja jest warta monitorowania. - Zagrożenie jest, bo Urząd Morski prowadzi badania i monitoring miejsc potencjalnych zanieczyszczeń pochodzących z wraków statków pozostawionych na dnie Bałtyku w wyniku działań wojennych (red. - monitoring ten obejmuje cotygodniowy zwiad lotniczy, analizę zdjęć satelitarnych, w ramach programu Clean Sea Net, a także badania na miejscu w zakresie zmian zachodzących w danym wraku i pojawiania się plam ropopochodnych na powierzchni wody). Pamiętajmy, że takie wycieki się zdarzają. Przecież kilka lat temu nastąpił wyciek z wraku niemieckiego statku Stuttgart – dodała Kakowska-Mehring.
Przypomnijmy, że skażenie miało miejsce w grudniu 2011 roku w odległości dwóch mil morskich od portu w Gdyni. Na dnie Zatoki Gdańskiej zalegała plama ciężkiego paliwa o grubości ok. 50 cm. Tworzyła ją - według oficjalnych szacunków - od 500 do 1000 metrów sześciennych niebezpiecznej dla środowiska substancji.
Całej audycji Radia Gdańsk można wysłuchać, klikając w poniższy link:
AL, Radio Gdańsk, rel (Urząd Morski w Gdyni)