Załodze Selmy Expeditions nie udało się odwiedzić wyspy Piotra I. Jedyne miejsce przewidziane w locji do wylądowania było bowiem po zawietrznej. Zdecydowali płynąć dalej. Jak wszystko pójdzie dobrze to być może na wielkanocnym jajeczku będą już w Mar del Plata poniżej Buenos Aires.
Oto dzisiejsza relacja załogi :
„Noc przebujana w dryfie. Ciemno. Całkowicie. Wachty obserwacyjne do godziny 0500. Potem przyszła szarówka, żagle w górę i o 8 rano jesteśmy u brzegów wyspy. Podchodzimy od zawietrznej strony - chroniąc się przed napierającym wiatrem. Z pozostałych stron wiatry wieją z prędkością 75 węzłów (prawie 140 km/h). Z daleka wygląda to malowniczo. Długa i wysoka fala rozbija się o brzegi. Dookoła pochmurno ale my jesteśmy po zawietrznej - słonecznej stronie wyspy. Chmury rozchodzą się omywając wyspę z dwóch stron. Pozostaje pas bezchmurnego nieba, a to wszystko za sprawą panujących tu silnych wiatrów i szczytu rozbijającego te wiatry na dwie strugi. Ciekawe zjawisko pogodowe, zwłaszcza, że z drugiej strony gęste, kłębiaste, szaro-granatowe chmury leżą na wodzie i ciągną się za wyspę na kilka mil. Wyglądają jakby były wycięte w miejscu gdzie przechodziły koło lądu.
Sama wyspa robi wrażenie monumentalnej i chyba taka jest! Cała pokryta jest śniegiem i lodowcami. Brzegi niemalże pionowo opadają do wody potwierdzając opisaną w locji niedostępność. Tak - to jest niedostępna wyspa. O strome, wysokie, lodowe brzegi uderzają fale przyboju rozbijając się z olbrzymią siłą i wyskakując w powietrze na ponad 5 metrów! Nieliczne półki skalne są niewielkie - mają 5-6 metrów długości a nad nimi wiszą olbrzymie nawisy śniegu i lodowych seraków (wielotonowe bryły lodu tworzące się w wyniku pękania lodowca).
Na jedynej plaży, na której wg locji można zejść na ląd - w zatoczce Sandefjordbukta - widzimy wielkie fale przyboju. Kilka razy wyższe od naszego pontonu. W kipieli kłębią się wielkie bryły kry lodowej. Przy takiej fali i wiejących dzisiaj wiatrach nie jest dostępna. Decyzja kapitana - bezpieczeństwo najważniejsze, nie lądujemy.
W tym samym czasie jesteśmy świadkami oberwania się olbrzymiego seraka zalegającego wysoko na skałach. Uderzenie o wodę rozbija go w drobny mak, a wielka chmura pyłu wodno-śnieżnego unosi się w tym miejscu przez następne kilkanaście minut.
Ale zajmowaliśmy się nie tylko obserwacją dramatycznych zmagań lodu, wiatru i wody. Na pokład Selmy dotarła - po raz kolejny - proza życia. Stałe zapasy wody w zbiornikach dalej są zamarznięte i czekają na cieplejsze szerokości. A nasza jachtowa odsalarka przy temperaturze wody poniżej 0°C produkuje wodę lekko słoną. Znowu musimy uzupełnić zapasy słodkiej wody i upolować kilka growlerów (duże bryły pływającego w wodzie lodu). Dla nas to ogromne, zmrożone ładunki słodkiej wody :) Trzeba je tylko wydobyć z oceanu, a potem rozmrozić. Łowcy growlerów ponownie w akcji!
Mimo, że robimy to nie pierwszy raz - teraz zadanie okazuje się trudniejsze. Wysoka fala zawiesiła wysoko poprzeczkę. Trochę to trwało - ale z dumą możemy poinformować o kolejnym zwycięstwie! Nałowiliśmy zapasy słodkiej wody na pozostałą część rejsu. Powinny nam starczyć aż do Hornu. Tam woda oceanu będzie cieplejsza i zbiorniki powinny już rozmarznąć...
Żegnamy się z Wyspą Piotra I. Już wiemy dlaczego po odkryciu w 1821 roku przez Bellingshausena, na pierwszego człowieka na swoim brzegu czekała ponad 100 lat - do 1929 roku. I nigdy nie dała się pokonać. Mimo wielokrotnych prób nie powstała tu żadna stała baza. A ci nieliczni, którzy tu dotarli mierzyli swój pobyt w godzinach, najwyżej w dniach. Wyspa i nam nie dała się zdobyć, ale zaopatrzyła nas w wodę. Dziękujemy.
Ruszamy dalej w drogę - kierunek Przylądek Horn.”
Zdjęcia Tomka Łopaty
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.