- Co było pana największym sukcesem, a co największą porażką wydawniczą?
- Największymi hitami były „10 lat i 20 dni” Dönitza i „Żelazne trumny” Wernera. Zaraz po nich plasują się książki dotyczące wojny na Pacyfiku, czyli „Midway” i „Boski wiatr”, których też już miałem mnóstwo wznowień. I o dziwo, bardzo dobrze się sprzedają książki polskich autorów. Myślę, że ważny jest w tym wypadku sposób podania danej historii: żywa relacja, jak reportaż Sopoćki, czy fascynujące wspomnienia jak w „Granatowej załodze”. To się czyta jednym tchem!
- A największa porażka?
- Wiedziałem, że wspomnienia pierwszego dowódcy marynarki wojennej II RP, komandora Nowotnego, niezbyt chwycą. I nie myliłem się.
- Poza książkami wojenno-morskimi wydał pan jeszcze kilkadziesiąt innych tytułów – o epoce napoleońskiej, publikacji o walce Polaków o niepodległość, czy z komunizmem, prac Petera Englunda. Ten ostatni już publikuje gdzie indziej.
- Czego bardzo żałuję, bo jest to pisarz, który ma dar pisania w sposób fascynujący o historii, jak Cat-Mackiewicz czy Norman Davies. Jego rezygnacja była dla mnie zaskoczeniem, tym bardziej, że mój tłumacz był z nim w bezpośrednim kontakcie. I ni z tego, ni z owego okazuje się, że ktoś ze Znaku nas ubiegł i następna książka wyszła już u nich. Z jednej strony zmartwiłem się, ale z drugiej – Znak to jest firma, jeżeli kogoś wydają, to oznacza, że jest tego wart. I jeżeli ktoś przeczyta Englunda wydanego przez Znak i przeczyta w stopce o wcześniejszych jego pozycja wydanych przeze mnie, to jest jakaś forma reklamy, w ten sposób część tamtych czytelników trafi też do mnie.
- Pozostanie pan wierny książkom morskim? Jak długo planuje pan wydawać „serię z kotwiczką”?
- Chciałbym to robić cały czas.
- A jest jakaś książka, którą chciałby pan wydać, ale z jakichś powodów się nie udało?
- Jest kilka takich tytułów. To rzeczy dotyczące U-Bootów, czy „Stalowe fortece” Roberta K. Massie’go. Ta druga pozycja była już tłumaczona na polski, ale nie udało się tego w końcu zrealizować.
- Polacy coraz mniej czytają. Nie boi się pan, że wkrótce nie będzie miał dla kogo wydawać?
- Nie, nie mam takich obaw. Przymierzam się nawet do wydawania e-booków.
- Kiedy zatem zobaczymy pierwszą „kotwiczkę” na tablecie?
- Myślę, że jeszcze w tym roku. Co więcej – zaczynam być samowystarczalny, kupiłem maszyny drukarskie.
- Gratulujemy.
Rozmowa i zdjęcia: Tomasz Falba, Czesław Romanowski
Morski wydawca
Andrzej Rybama 57 lat, mieszka w Gdańsku. Jest historykiem, ukończył Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Siedemnaście lat temu założył Oficynę Wydawniczą Finna, która wydaje m.in. literaturę wojenno-morską. Najsłynniejsza stała się „seria z kotwiczką” licząca obecnie ponad 50 tomów – najdłuższa seria publikacji o tematyce morskiej w Polsce po 1989 roku.
- «« Poprzedni artykuł
- Następny artykuł
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.