Wiceminister infrastruktury Arkadiusz Marchewka i nowy zarząd Stoczni Szczecińskiej "Wulkan", prezentując w poniedziałek wyniki audytu z działalności spółki w latach 2016-23 poinformowali, że przygotowywane są zawiadomienia do prokuratury na poprzednie władze stoczni.
Wynik operacyjny stoczni "Wulkan" za 2023 r. to 152,5 mln zł na minusie, wynik netto z kolei to minus 135,6 mln zł. Te i inne liczby ilustrujące działalność tej spółki przedstawili w poniedziałek wiceminister infrastruktury i szczeciński poseł Arkadiusz Marchewka oraz nowe władze stoczni.
- Mieliśmy do czynienia z wielką propagandą, której skutki są beznadziejne, a wręcz tragiczne – ocenił Marchewka.
Słowo "propaganda" i frazę "odbudowywanie wielkiej stoczni za wszelką cenę" wiceminister powtórzył wielokrotnie, omawiając działalność Stoczni Szczecińskiej "Wulkan" w czasach rządów PiS.
- Wyniki finansowe za rok 2023 nie pozostawiają nam wyboru. Nasi prawnicy przygotowują wniosek do odpowiednich organów – poinformował Paweł Bartoszewski, p.o. obowiązki prezes stoczni "Wulkan". Wyjaśnił, że chodzi o art. 296 kk, który mówi o odpowiedzialności karnej za działanie na szkodę spółki. Zauważył, że w latach wcześniejszych stocznia notowała straty, ale kilkumilionowe. Bartoszewski nie chciał podawać nazwisk osób, odpowiedzialnych za złą kondycję finansową firmy. Dopytywany o to przez dziennikarzy, odesłał do KRS.
W trakcie konferencji zaprezentowano wyniki audytu z działalności spółki w latach 2016-23. Wyliczanie przykładów niegospodarności rozpoczęto od położenia w 2017 r. stępki pod budowę promu, która miała być symbolem odbudowy przemysłu stoczniowego w Szczecinie i rozpoczęcia programu budowy promów dla polskich armatorów. Stalowa konstrukcja kosztowała 800 tys. zł i jak poinformowano na konferencji nadaje się obecnie tylko na złom.
Zwrócono ponadto uwagę na nieprawidłowości przy budowie doku dla stoczni "Gryfia", które zdaniem autorów audytu, naraziły stocznię "Wulkan" na stratę 18 mln zł. Pozorna i przedwczesna – jak to określono – operacja wodowania doku kosztowała 6 mln zł. A cały projekt budowy ogromnego suchego doku dla "Gryfii" może – zdaniem nowych władz stoczni - przynieść stratę nawet 180 mln zł. Jego realizacja jest opóźniona dwa lata. Koszty szacowane są na 400 mln zł.
- Dok w porównaniu z zakontraktowaną ceną pierwotną jest trzykrotnie droższy. Same koszty materiałowe znacząco przekraczają cenę doku, jaką podpisano w 2020 roku. To pokazuje absurd tego przedsięwzięcia. Już teraz strata wynosi 110 mln zł – wyjaśnił Grzegorz Huszcz, pełnomocnik nowego zarządu stoczni "Wulkan", a w latach 2014-2016 r. prezes Szczecińskiego Parku Przemysłowego, który funkcjonował na stoczniowych terenach.
Huszcz przypomniał że wrócił do stoczni, z którą był związany od ukończenia studiów. Jego zadaniem było "przeprowadzić audyt i określić punkt wyjścia". Podkreślił, że mimo fatalnych wyników finansowych spółki, działalność stoczniowa ma być kontynuowana. Budowa doku również, choć – jak zaznaczył – "nie bezkrytycznie". Huszcz wyjaśnił, że koszty powstania doku zależą od jego wielkości, ale też od tego, czy zostanie on scalony w Szczecinie, czy – jak planowano – miejscem finałowego montażu wielkiej konstrukcji (ponad 235 m długości, 47 m szerokości) będzie Gdynia.
- Chcemy ten dok dostosować do potrzeb Gryfii. Żeby to nie był pomnik, tylko narzędzie do zarabiania – stwierdził Huszcz.
Wyliczając błędy poprzednich władz stoczni, wskazał m.in. na "nieprzemyślany remont magazynu" za 660 tys. zł. Zwrócił również uwagę na ujemną rentowność kontraktów produkcyjnych, nawet do minus 86 proc. Przekonywał że w czasie działalności SPP takich problemów nie było: firmy działające na stoczniowych terenach zarabiały, na finansowym plusie był też Szczeciński Park Przemysłowy.
O przyszłości stoczni "Wulkan" mówił jej nowy prezes Radosław Kowalczyk, który w środę formalnie ma objąć stanowisko. Wskazał dwa kierunki rozwoju. Produkcja typowo stoczniowa (w tym budowa doku i jednostek pływających) oraz rynek offshore, czyli morskie elektrownie wiatrowe.
- Chcemy rozwinąć stocznię w tym kierunku, chcemy stworzyć centrum obsługi offshore, zaprosić do współpracy jak najwięcej firm związanych z tą branżą, rozwinąć własne możliwości produkcyjne – powiedział Kowalczyk. Na pytanie, jak długo potrwa sprzątanie bałaganu w stoczni "Wulkan", powiedział, że przynajmniej rok. - Dojście do poziomu zero zajmie co najmniej rok. Potrzeba co najmniej dwóch lat, żeby wynik z działalności stoczniowej był na poziomie dodatnim – stwierdził Kowalczyk.
Podkreślił, że nie są planowane duże redukcje zatrudnienia, ewentualnie nastąpią korekty, zwiększyć ma się liczba wysoko wykwalifikowanych pracowników produkcji (w stoczni "Wulkan" pracuje obecnie ok. 300 osób). Nie jest brana pod uwagę również zmiana nazwy firmy.
- Nowy zarząd stoczni to profesjonaliści, którzy – jestem przekonany – zadbają o interes tej ważnej dla gospodarki morskiej spółki – podsumował wiceminister Marchewka.
Przypomnę tym profesjonalistom, że Umowę na budowę promu podpisała MSR Gryfia i to ona, a nie SSW ponosi odpowiedzialność za "stępkę" i za to co się z nią później stało. Używanie więc tego argumentu jako przykładu błędów Zarządu SSW, podważa zaufanie do dalszych wniosków z audytu.
PS. Gwoli wyjaśnienia. Nie jestem zwolennikiem jakiejkolwiek opcji polityczne i zarówno PIS jak i KO są mi głęboko obojętne. Ale jako technokrata, oczekuję rzetelnego rozliczenia i wskazania błędów, bo na tym się można czegoś nauczyć i nie powtarzać błędów w przyszłości.
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.