Los aukcji rybnej w Ustce dowodzi, iż na masową skalę można prowadzić w kraju nielegalną działalność i nikt się tym specjalnie nie przejmuje. Żadne służby kontrolne, a wciąż ich przybywa, nie są w stanie zapanować nad działalnością kilkudziesięciu kutrów. Cała niemal branża handluje na dziko, zwykle bez faktur i poza ewidencją. Rybacy uważają, że przyzwolenie na ten proceder jest swoistą rekompensatą za niewielkie limity połowowe. Jeśli tego samego zdania jest polski rząd, to czas zlikwidować aukcję, a nie udawać, że chcemy ucywilizować handel rybami. Wypada też pozamykać kilka inspekcji czuwających nad przestrzeganiem prawa. W tej sytuacji nie potrzebne są chyba też kontrole skarbowe. Tu mogę się mylić, bo któż jak nie inspektorzy skarbowi będą ścigać staruszki handlujące na targu pietruszką z własnego ogródka.
Krzysztof Katka
Rybołówstwo
Ryba po grecku... - komentarz Krzysztofa Katki
14 lipca 2009 |
ILE MOZNA Z PUBLICZNYCH PIENIEDZY FINASOWAC NIEUCZCIWY PROCEDER. KTO STANIE SIE WLASCICIELEM TYCH HAL I URZADZEŃ ?
Opublikowano: 22 lutego, 2007
Czy Wiesław Kamiński, obecny prezes Aukcji Rybnej w Ustce spotka się w sądzie z Maciejem Niklasem, wcześniejszym prezesem spółki. Wszystko na to wskazuje, bo nowy prezes twierdzi, że Niklas w wywiadzie dla jednej ze słupskich gazet skłamał mówiąc, że odchodząc miał uregulowane wszystkie płatności. Według Kamińskiego zaległości były i wyniosły ponad 360 tysięcy złotych. Niklas zaprzecza.
Aukcja rybna nie schodzi z ust polityków i samorządowców od 2003 roku, kiedy rozpoczęła swoją działalność. Najpierw zastanawiano się, czy w ogóle taka działalność w naszym kraju ma szanse bytu, a później, kiedy już rozpoczęła funkcjonowanie analizowano ile wytrzyma na rynku i kiedy zostanie oddana w prywatne ręce. Mimo trudności spółka jednak działa, choć z niemałymi problemami. Po pierwsze wisi nad nią kredyt inwestycyjny, który obecnie wynosi jeszcze 2, 5 mln złotych. Spółka ma problem z jego spłatą, bo działa na zasadach non profit.
- Mamy już przygotowany plan naprawczy - mówi Wiesław Kamiński, obecny prezes aukcji. - Pierwszy jego etap to kilkumiesięczna działalność mająca na celu ograniczenie wydatków, a drugi etap to długoplanowa działalność mająca na celu ograniczenie kosztów i zwiększenie przychodów.
Aby to jednak wprowadzić spółka musi dogadać się z rybakami, a ci chcą tylko jednego - szybkiej zapłaty za dostarczone na aukcję ryby. Rybacy powinni dostawać pieniądze najpóźniej w 48 godzin po zdaniu ryb. Do tej pory jednak czekali na pieniądze nawet 3 tygodnie. Właśnie o to nowy prezes może sądzić się z poprzednim.
- Kiedy przyszedłem do pracy okazało się, że część rybaków nie dostała pieniędzy. Tym czasem poprzedni prezes zapewniał publicznie, że wszystko jest uregulowane. Będę domagał się publicznych przeprosin, a jak nie, to spotkamy się w sądzie - wyjaśnia Kamiński.
Poprzednik prezes Maciej Niklas nie chce komentować sprawy. Zapewnia jednak, że kiedy odchodził wszystko było w porządku.
- Część faktur miała pewnie dłuższe terminy płatności, ale wszystko było zgodnie z planem - dodaje.
Kamiński zwrócił się również do burmistrza Ustki z prośbą o anulowanie długu względem miasta.
- Chodzi o podatek od nieruchomości. W sumie około 140 tysięcy. Jeżeli uda mi się załatwić tą sprawę, to otrzymam kredyt obrotowy, a to znowu pozwoli mi na natychmiastowe wypłaty dla rybaków - dodaje Kamiński.
Decyzja w sprawie anulowania podatku jeszcze nie zapadła, ale z wypowiedzi radnych i burmistrza można wnioskować, że podatek nie trafi do miasta.
Obrót rybą na Aukcji Rybnej w Ustce
Dorsz
2005 - 629 ton (7, 55 zł za kilogram)
2006 - 882 tony (7, 95 zł za kilogram)
prognoza na 2007 - 1889 ton
Łosoś
2005 - 16, 3 tony (9, 37 zł za kilogram)
2006 - 249 ton (17, 96 zł za kilogram)
prognoza na 2007 - 150 ton
Prezesi jak rękawiczki
Od początku działalności Aukcji Rybnej w Ustce przez spółkę przewinęło się aż siedmiu prezesów. To największa rotacja w spółkach jaką do tej pory odnotowano w Ustce. Część osób przyszła tutaj z nadziału politycznego i odchodziła po kilku miesiącach. Każdy z prezesów zarabiał średnio około 9 tysięcy złotych brutto.
HUBERT BIERNDGARSKI
W Ustce powstała i ma rozpocząć działalność pierwsza w Polsce "Aukcja Rybna".
Zdaniem twórców, ma ona spowodować lepsze - opłacalne ceny ryb dla rybaków, tak obiecuje kierownictwo spółki. Odwiedziłem w ostatnim okresie kilka aukcji rybnych w Europie zachodniej i wiem, jakie warunki spełniać musi Aukcja, aby mogła się utrzymać, nawet przy założeniu, że jest przedsięwzięciem "non profit", czyli nienastawionym na zysk.
Porównywalna do naszego kraju Hiszpania, tam Aukcja rybna ma rocznie około 50 mln euro, tj. około 220 mln zł obrotu. Tymczasem roczna wartość całej bałtyckiej ryby przypadającej dla Polski, ocenia się na około 200 mln zł. Dodam, że w Polsce ma powstać dodatkowo pięć lokalnych Centr Pierwszej Sprzedaży, z czego dwa w Helu i Władysławowie są już w budowie.
Trudno sobie wyobrazić, aby przy jednej piątej statystycznie przypadającej na Ustkę dało się utrzymać tak wielką Aukcję, przy marży rzędu 2 - 3%. Moim zdaniem marża musiałaby wynosić 10 - 15%, a to bardzo dużo. Roczna wartość połowów kutrów z Ustki wynosi między 18 a 20 mln zł.
Nie sądzę, aby taką marżę zechcieli zapłacić rybacy. Chyba że do Aukcji Rybnej w Ustce dopłacać będą podatnicy z budżetu marszałkowskiego województwa, który ma w niej 80% udziałów. albo okaże się ona ekonomicznym fiaskiem. W ekonomii sentymentów nie ma. Tu liczą się tylko liczby.
Morze Bałtyckie Aukcji Rybnej nie utrzyma!
Przetwórcy wolą zapłacić swojemu dostawcy - rybakowi, z którym związani są na dobre i na złe niż pośrednikowi, jakkolwiek by się on nazywał. Ale cena musi być opłacalna dla obu stron interesu. Sztandarowym hasłem kierownictwa Aukcji w Ustce jest właśnie lepsza cena ryb dla rybaka.
Nic bardziej mylnego. Cena będzie wyższa ale dla konsumenta, a nie dla rybaka.
Stąd pomysł na tworzenie Organizacji Producentów - ryb (MASZOPERIE) sprzedających złowione ryby na zasadach i po cenach przez siebie ustalanych, poprzez Centra Pierwszej Sprzedaży, zarządzanych przez samych rybaków, gdzie zagwarantowane będą minimalne ceny ryb.
Celem Centr Pierwszej Sprzedaży ma być przede wszystkim zapewnienie zbytu ryb rybakom, ustalanie cen minimalnych, ewentualne przechowanie niewielkich ilości w odpowiednich warunkach sanitarnych, mycie i zaopatrzenie w opakowania, zaopatrzenie w lód, jak i sprzedaż w imieniu rybaka jego produktu - ryb. Przynależność do Organizacji producentckiej (Maszoperii) będzie dobrowolna, a o 20% własnego ułowu, rybak będzie mógł decydować sam. Nikt nie zabroni przetwórcy czy restauratorowi zaopatrywać się w surowiec bezpośrednio u producenta, czyli u rybaka. Nikt nikogo administracyjnie do tego nie zmusi, a tak zakłada Aukcja Rybna w Ustce. Są wśród nas rybacy, którzy mają swoich bezpośrednich odbiorców od lat i nie sądzę, by Aukcja w Ustce jako pośrednik zaproponowała im korzystniejsze warunki. Stając się członkiem Organizacji Producentów (Maszoperii) sami będziemy decydowali o swoich połowach poprzez nasze Centrum Pierwszej Sprzedaży. Takie centra pierwszej sprzedaży funkcjonują w krajach UE bardzo dobrze, korzystając z pomocy finansowej UE. Armator, żeby utrzymać kuter musi łowić 90 - 100 ton dorsza rocznie. Teraz jest to statystycznie o połowę mniej (limity). Względy ekonomiczne przemawiają za tym, aby w ciągu dwóch, trzech lat zredukować flotę łowczą do poziomu zasobów. O ile?? - nie wiem.
Wiem jednak, że raportowane połowy przez samych rybaków w skali kraju zredukują do minimum tzw. szarą strefę. Gdy kutrów będzie mniej, sprzedaż ryb ucywilizuje się sama, ale nie przez Aukcję Rybną, w działalności której nie mamy ani doświadczenia, ani tradycji, ani ryb, przy obecnych limitach przysługujących Polsce do odłowienia w Morzu Bałtyckim. Na przyszły rok limity dla Polski wynoszą 140 tys. ton szprotów, 40 tys. ton śledzi, 16 tys. ton dorszy, 150 ton czyli 28 tys. sztuk łososi.
Jeśli ryba zamiast szybko trafić do przetwórstwa, trafi na dzień lub dwa na Aukcję, jej jakość automatycznie spadnie. Dlatego rybak po złowieniu powinien rybę wypatroszyć, przygotować handlowo, zgłosić do swojego Centrum Pierwszej Sprzedaży przy swojej Maszoperii i jego ryba, będąca jeszcze w morzu, już będzie sprzedana. Przetwórcy odbierać surowiec - rybę będą bezpośrednio po wpłynięciu kutra do portu. To zamierzenie dotyczy głównie rybaków z Półwyspu Helskiego, również zatokowych oraz wszystkich na wschód od Helu do granicy z Rosją. Ale nie tylko. Członkostwo w Maszoperii helskiej będzie dobrowolne i niedyskryminujące żadnego rybaka, który wyrazi wolę przystąpienia do niej. Myślę, że dla promowania miasta Hel nazwa: "BaltFish - HEL" Lokalnego Centrum Pierwszej Sprzedaży oraz Maszoperii helskiej byłaby właściwa.
A może ktoś ma inny pomysł?
Kazimierz Rotta "Helska Bliza"
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.