Jeśli do 2022 r. uda się nam zrealizować nasz plan i i zbudujemy połączenie ze złożami w Norwegii całkowicie zniknie ryzyko kompletnej niepewności dostaw ze Wschodu. Znikną też wysokie ceny gazu – mówi w rozmowie z PAP prezes PGNiG Piotr Woźniak.
"Jeśli inwestorzy gazociągu Baltic Pipe, czyli polski operator systemu przesyłu gazu Gaz System i jego duński odpowiednik energinet.dk wywiążą się ze swoich zobowiązań – a cały czas to potwierdzają – to w 2022 r. roku ten gazociąg będzie technicznie sprawny. Od tego momentu portfel importowy długiego i średniego terminu przeniesiemy z rubieży wschodniej na ten gazociąg" – powiedział PAP Woźniak.
Jak dodał właśnie tą magistralą spółka będzie sprowadzała gaz, który wydobywa na swych koncesjach położonych na szelfie norweskim Morza Północnego. „To czego zabraknie, kupimy od różnych dostawców, którzy operują na tym szelfie i sprowadzimy Baltic Pipe. To ma zrównoważyć dostawy rosyjskie, z których będziemy raczej rezygnować” - dodał.
Zdaniem szefa PGNiG, do momentu zakończenia długoterminowego kontraktu z Gazpromem, tzw. Kontraktu jamalskiego, który kończy się w 2022 r., musimy być jednak przygotowani na różne nieprzewidziane wydarzenia jak np. takie, które miało miejsce w lipcu br., kiedy to nie mogliśmy pobierać gazu z gazociągu jamalskiego ze względu na jego "zawodnienie”. „Gaz ten był zupełnie poza wymaganiami jakościowymi. Gaz system, który odbiera gaz między importerem a nami, musiał zamknąć odbiór do zera, bo gaz nie nadawał się do użytku. Był w takim stopniu "zawodniony", że nie można go było puścić ani do sieci, ani do klientów. To było znowu bardzo groźne wydarzenie, które po raz kolejny podważa sensowność kontraktacji ze Wschodu” - dodał.
Tym bardziej, że ten sam gaz, który był transportowany przez rurę jamalską do Niemiec, tuż za polską granicą trafiał do specjalnej instalacji i po przejściu procesu osuszania już jako pełnowartościowy surowiec trafiał do niemieckich sieci. Niestety, nam, mimo prób, nie udało się takiego urządzenia wybudować na polskim odcinku gazociągu Jamalskiego.
„Pewnie trzeba będzie zrobić, choć oczywiście nie na samym gazociągu, bo to byłoby bardzo trudne, ale na wylotach do polskiego systemu. Ale to duża inwestycja, która potrwa ze dwa lata, a poza tym musimy mieć na to zgodę. Ta instalacja prawdopodobnie nigdy potem nie będzie użyta. Jednak biorąc pod uwagę to, że jesteśmy odpowiedzialni za zaopatrzenie rynku w gaz prawdopodobnie będziemy musieli taką decyzję podjąć” - dodał.
Woźniak powiedział, że polska spółka podczas tzw. Procedury open season na planowanym gazociągu Baltic Pipe (to specjalna procedura, która ma określić zapotrzebowanie rynku na moce przesyłowe magistrali – PAP) złożyła zapotrzebowanie na maksymalną, dopuszczalną unijnymi przepisami przepustowość, czyli 75 proc. mocy planowanej magistrali, czyli 10 mld m. sześc. rocznie.
Prezes PGNiG, który wchodzi w skład polskiej delegacji towarzyszącej prezydentowi Andrzejowi Dudzie podczas jego wizyty w Kazachstanie, zamierza rozmawiać na temat współpracy z kazachską spółką gazową Kazmunaigazem, z którą PGNiG współpracuje przy poszukiwaniach.
„PGNiG ma w Kazachstanie dwa ciężkie urządzenia. Niestety, jedno z nich straciło pracę, bo nie ma zamówień. Będziemy więc prosić, by wzięto nas pod uwagę przy następnych projektach. Nie chcemy wywozić tego urządzenia, bo to pracochłonne i niezwykle kosztowne. To, że zostaliśmy włączeni do delegacji prezydenta Andrzeja Dudy, daje nam ogromny lewar i bardzo ułatwia rozmowy na szczeblu Kazmunaigazu, który jest firmą ściśle państwową. Jak dla nas to duża sprawa. Od dawna współpracujemy z Kazachami przy poszukiwaniach i to drugie urządzenie pracuje, i przynosi nam pieniądze.
Prezes odniósł się do pomysłu powołania komisji śledczej, która miałaby zająć się kwestią instrukcji do umowy PGNiG z rosyjskim Gazpromem.
„Ze względu na moje doświadczenia z USA jestem zwolennikiem powstania takiej komisji. W amerykańskim kongresie na co dzień pracuje kilkadziesiąt komisji śledczych, które zajmują się zarówno bardzo dużymi jak i małymi sprawami. Te komisje są niezwykle wnikliwe i zaopatrzone w bardzo wysokiej klasy ekspertów i co tu ukrywać – niezwykle kosztowne” – powiedział.
Jednak takie komisje pracują, bo - jak dodał – opinia publiczna powinna być informowana o ważnych sprawach. Jestem zwolennikiem, mam doświadczenia z USA, gdzie komisji śledczych na co dzień pracuje kilkadziesiąt, w różnych sprawach od bardzo dużych do bardzo małych. Nie ma niczego lepszego niż dobre oświetlenie w takich sprawach. Kwestie zaopatrzenia w gaz, czy energię w ogóle, niewątpliwie są taką ważną sprawą” - podkreślił.
Przed tygodniem tygodnik "Sieci", opisując okoliczności podpisania umowy z 2010 r. z Gazpromem na dostawy gazu, napisał m.in., że z niejawnych instrukcji negocjacyjnych rządu PO-PSL wynika, że pierwsza instrukcja negocjacyjna z marca 2009 r. zakładała obronę polskich interesów. Jednak, jak twierdzi tygodnik, w kolejnej instrukcji, zatwierdzonej przez rząd Donalda Tuska w lipcu 2009 r., Polska zrezygnowała "ze wszystkich najważniejszych postulatów gwarantujących bezpieczeństwo energetyczne".
autor: Małgorzata Dragan
edytor: Dorota Skrobisz
drag/ skr/