Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, już rok temu do Świnoujścia zawinąłby pierwszy statek z LNG. Nie poszło, mamy ponad roczne opóźnienie w budowie. Czym to skutkuje?
Po pierwsze terminal gazowy miał być kluczowym elementem zwiększającym bezpieczeństwo gazowe kraju. Wciąż bowiem w znaczącym stopniu nasz kraj zależy od dostaw surowca z Rosji. Jaki to niepewny dostawca, przekonała się Ukraina. Polska oczywiście, w odróżnieniu od Kijowa, nie miała nigdy problemów z terminowym regulowaniem należności za gaz, ale nie tylko o to tu chodzi. Pamiętajmy, że władcy Kremla kilkakrotnie informowali, że surowce energetyczne mogą być przez Rosję używane jako broń. W praktyce więc Moskwa może odciąć dostawy gazu, czy ropy jeśli uzna, że bezpieczeństwo Rosji zostało w ten, czy inny sposób naruszone, lub jeśli zechce ukarać któregoś z importerów.
Budowa gazoportu miała zapobiec możliwości szantażu przez Rosję. Zdolność przywozu dodatkowych 5 mld m3 gazu w ciągu roku (po rozbudowie nawet 7,5 mld m3) groźbę szantażu ze strony Rosji praktycznie wykluczała. Czy brak gazoportu ponownie zdaje nas na łaskę i niełaskę Rosjan? Na szczęście nie.
Po pierwsze w ostatnich latach rozbudowywaliśmy zdolności przesyłu gazu drogami lądowymi. Możemy kupować surowiec z Czech, gaz może płynąć do nas także ze strony Niemiec. Po drugie bardzo ważnym elementem zwiększającym nasze bezpieczeństwo gazowe jest możliwość wykorzystania rewersu na połączeniu gazowym z Niemcami. Ponieważ do tego dochodzi krajowa produkcja gazu sytuacja nie jest zła. W praktyce więc, jeśli Rosja wstrzymałaby całkowicie dostawy gazu do Polski, paliwa dla większości odbiorców by starczyło. Problem miałyby jednak zakłady chemiczne.
O ile więc brak gazoportu nie powoduje problemów z dostawami gazu, to już z pewnością ma wpływ na ceny surowca. Czym bardziej zróżnicowane możliwości odbioru surowca, tym korzystniejsze można wynegocjować ceny gazu.
PGNiG od ponad czterech miesięcy prowadzi negocjacje z Gazpromem. Nasza spółka chce obniżki cen gazu. Nie jest to nic szczególnego biorąc pod uwagę przecenę cen ropy, według których indeksowane są ceny gazu. Z pewnością obniżkę łatwiej byłoby wywalczyć, gdyby nasza firma mogła się podeprzeć ewentualnymi dostawami LNG. Brak takiej możliwości utrudnia prowadzenie rozmów przez naszego potentata i powoduje pewien dyskomfort. Warto podkreślić, że dwucyfrową obniżkę, prędzej czy później, i tak uda się wywalczyć. Mając dostęp do LNG byłoby to łatwiejsze i pewnie nieco tańsze.
Prawdziwym zagrożeniem związanym z brakiem gazoportu była natomiast kwestia dostaw surowca z Kataru. Podpisana w 2009 roku umowa przewidywała, ze już w ubiegłym roku do Polski dotrą pierwsze partie katarskiego surowca. Na szczęście PGNiG i Qatargas, biorąc pod uwagę swoją długoterminową współpracę, zmieniły zasady wykonywania Umowy Długoterminowej w 2015 roku.
W związku z powyższym, na mocy porozumienia, Qatargas ulokuje gaz LNG przewidziany do dostarczenia PGNiG w 2015 r. (ok. 1,5 mld m3) na innych rynkach. Jednocześnie na mocy porozumienia strony będą miały możliwość określenia zasad na jakich PGNiG i Qatargas uzgodnią dostawy LNG w 2015 do terminalu w Świnoujściu w zależności od potrzeb energetycznych Polski.
PGNiG pokryje Qatargas ewentualną różnicę pomiędzy ceną LNG określoną w umowie długoterminowej a jego ceną rynkową uzyskaną przez Qatargas. Jeśli cena ta miałaby być niższa niż satysfakcjonująca PGNiG, wówczas odbiór niesprzedanego LNG będzie przesunięty na kolejne lata wykonywania Umowy Długoterminowej.
W praktyce więc nie grożą nam kary z tytułu niemożności odebrania surowca.