Polskie rybołówstwo powinno opierać się na rybołówstwie rodzinnym, przybrzeżnym, a połowy przemysłowe muszą być ograniczone - poinformował w czwartek w Sejmie minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk.
"Nasze działania mają za zadanie (...) przebudowanie polskiego rybołówstwa przede wszystkim w oparciu o rybołówstwo rodzinne, przybrzeżne, które ma ogromną historię, daje możliwości rozwojowe na przyszłość, pozostawiając zasoby Bałtyku w dobrej kondycji" - powiedział Gróbarczyk, odpowiadając na pytania posłów.
Według niego zmiana musi dążyć do ograniczenia połowów przemysłowych, służących przede wszystkim produkcji mączki rybnej i oleju rybnego, a także stopniowego przekształcenia ich w połowy konsumpcyjne, dostarczające ryby przeznaczone do spożycia.
"To główne założenia zmiany polityki rybackiej, zmiany programu operacyjnego, które teraz są w fazie omawiania z Komisją Europejską" - powiedział Gróbarczyk. "Jest to długi proces, który musi być poprzedzony negocjacjami, aby wszyscy mogli być beneficjentami tego ostatniego tak dużego programu operacyjnego związanego z rybołówstwem. Te środki nie mogą być po prostu zmarnotrawione" - dodał.
Według ministra akwakultura, czyli pozyskiwanie żywności ze środowiska wodnego, jest istotną branżą, która daje ogromne możliwości rozwojowe i stanowi bardzo duży obszar miejsc pracy.
"Najważniejsze jest stworzenie programu akwakultury, który będzie służył rozwojowi, czyli podniesieniu wydajności, ale również produkcji nowych gatunków. (...) tych, które są poszukiwane na rynku, a to przede wszystkim gatunki łososiowate" - dodał.
Jego zdaniem sytuacja polskiego rybołówstwa i zasobów Bałtyku z każdym rokiem staje się bardziej dramatyczna.
We wrześniu 2016 r. Gróbarczyk mówił, że Polska chce renegocjować Program Operacyjny Ryby 2014-2020. Jak mówił wówczas, nie jest on dostosowany do potrzeb infrastrukturalnych i chciałby przesunięcia środków i przeznaczenia większych kwot na inwestycje. Zapewnił także, że celem zmiany programu operacyjnego jest przede wszystkim zabezpieczenie dalszego funkcjonowania rybaków.
W ramach Programu Operacyjnego Ryby 2014-2020 Polska ma do dyspozycji 710 mln euro.
res/ pad/ pb/
sprzeciwrybacki.pl
sprzeciwrybakow.pl
Jak chce się łowić to trzeba się przystosowywać, zmieniać narzędzia połowowe i metody, tak by zminimalizować straty. Tak jak w Szwecji, gdzie na północy nikt już od lat netów nie stawia (chyba, że łowi się rekreacyjnie, "na grila") bo foki wszystko wyżerają. Przyszłość to aktywne metody połowu, trały, okrężnice, niewody duńskie itp. czyli metody gdzie złapana ryba od razu trafia na pokład, a nie wisi złapana w sieci w wodzie, gdzie foka bez problemu ją zeżre. To jest tylko kwestia czasu kiedy nety odejdą do historii, a odejdą bardzo szybko. Do tego przecież dochodzą ptaki których tysiące giną co roku w netach. Ciekawe czemu Ministerstwo nie zwiększa środków na alternatywne narzędzia połowowe i zmianę metod połowu? Jak chce się przeżyć w rybactwie trzeba się przystosować, innej drogi nie ma. Mówienie o tępieniu fok i kormoranów to durna utopia w którą wierzą tylko niedouczeni idioci, nie mający pojęcia o tym co się wokół dzieje.
Co ma minimalna ilość stada do obecnej ilości? 5 tys. to granica przy której gatunkowi grozi wymarcie, dzisiaj mamy 8 razy więcej fok, a będzie jeszcze więcej. Tylko co to ma wspólnego minimalną liczbą określoną przez HELCOM? A przede wszystkim czy rozumiesz, że foki rozmnażają się same, co roku rodząc kilkanaście - kilkadziesiąt tysięcy młodych? O jakim wspieraniu rozmnażania mówisz? 5-6 fok które rodzą się co roku na Helu nie ma żadnego znaczenia. Tak samo jak nie ma znaczenia odstrzał kilkuset (a nwet tysięcy) fok w Finlandii, Szwecji czy Estonii. Natomiast społeczeństwo w znakomitej większości bardzo się cieszy, że fok jest dużo i każdy chętni by fokę zobaczył, a, że robią szkody, cóż, będą ludzie współczuli rybakom i tyle. Tak samo jak ludzi fascynują wilki i co najwyżej będą współczuli góralom którym wilki porywają owieczki, ale nikt się nie zgodzi na strzelanie do wilków.
Powiedział co (nie-) wiedział - popierajmy akwakulturę łososiowatych, ale ograniczajmy produkcję mączki i oleju rybnego. To co te łososie i pstrągi mają żreć? Trawę? A co z akwakulturą karpiową? Na razie zabierają im tylko kasę, a te ryby nie wymagają paszy z innych ryb i są naszą, polską, narodową tradycją.
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.