Państwa UE nadal nie mogą dojść do konsensusu w sprawie szóstego pakietu sankcji, który zakłada embargo na dostawy ropy naftowej z Rosji. Polska, w nadziei na przełamanie impasu w Brukseli, zaproponowała do niego poprawki – wynika ze źródeł PAP.
Unijna „27” od wielu dni próbuje znaleźć kompromis w sprawie nałożenia embarga na rosyjską ropę. Najwięcej wątpliwości zgłaszają Węgry, Czechy i Słowacja, które podkreślają, że nie mają dostępu do morza i w przypadku wprowadzenia embarga znajdą się w niekorzystnej sytuacji. Domagają się więc czasowego wyłączenia z pakietu.
Polska – jak wynika z nieoficjalnych informacji – zaproponowała poprawki, żeby ewentualne wyjątki dla niektórych krajów nie osłabiły sankcji i zasad konkurencji na unijnym rynku.
Polska chce gwarancji, że ilość ropy importowanej rocznie z Rosji przez kraje objęte derogacjami nie przekroczy ilości importowanej rocznie przed nałożeniem sankcji (tj. średniej rocznej wielkości importu ropy naftowej np. w okresie pięciu lat przed nałożeniem sankcji).
Zdaniem Polski sprzedaż w innym kraju UE lub w państwach trzecich produktów powstałych w wyniku przetworzenia towarów przywiezionych w ramach derogacji powinna być zakazana.
Jedną z opcji do rozważenia, proponowanych przez Polskę, jest obowiązek znakowania produktów powstałych w wyniku przetworzenia towarów importowanych z Rosji. Chodzi o oznaczenie produktów z rosyjskiej ropy, by konsumenci wiedzieli, że finansują rosyjski budżet.
Aby zapobiec zakłóceniom na rynku paliw UE i zapewnić uczciwą konkurencję w świetle proponowanych odstępstw dla trzech państw członkowskich (Węgier, Czech i Słowacji), Polska proponuje wprowadzenie taryf importowych lub innych podatków, które pokrywałyby różnice między cenami rosyjskiej ropy i jej alternatywą.
W środę temat sankcji omawiany był po raz kolejny na posiedzeniu ambasadorów państw członkowskich przy UE.
Kraje UE po raz kolejny domagały się od Komisji Europejskiej szczegółów, jakie są oczekiwania strony węgierskiej i jak wyglądają rozmowy z Budapesztem. Póki co nie ma postępów – powiedział PAP jeden z unijnych dyplomatów.
Z Brukseli Łukasz Osiński