Niedzielne referendum we Włoszech w sprawie propozycji zniesienia automatycznego przedłużania koncesji na wydobycie ropy naftowej i gazu z dna Adriatyku jest nieważne z powodu zbyt niskiej frekwencji. Wyniosła ona 29 procent - podano po zamknięciu lokali.
Aby referendum było ważne, musiałoby w nim wziąć udział ponad 50 procent uprawnionych do głosowania.
Za głosowaniem na "tak", czyli stopniowym wygaśnięciem koncesji na wiercenia i wydobycie, opowiadali się przede wszystkim obrońcy środowiska i władze nadmorskich regionów, między innymi Emilii-Romanii, Wenecji Euganejskiej, Kalabrii, Marche i Abruzji, które były promotorami tych ogólnonarodowych konsultacji.
Przeciwnicy automatycznego przedłużania koncesji dla właścicieli kilkudziesięciu platform wiertniczych argumentowali, że urządzenia te są w wielu przypadkach przestarzałe i zagrażają środowisku naturalnemu, a także turystyce. Mieli oni poparcie dużej części włoskiego Episkopatu. Biskupi powoływali się na ekologiczną encyklikę papieża Franciszka "Laudato si’", w której - jak przypominali - mowa jest o tym, że troska o środowisko naturalne powinna być ważniejsza od interesów ekonomicznych.
Zwolennicy ograniczenia koncesji zdobyli poparcie znanego piosenkarza Adriano Celentano oraz brytyjskiej projektantki mody Vivienne Westwood, która zaapelowała o to, by zatrzymać wiercenia we włoskim morzu.
O głosowanie na "nie" apelowali zaś ci, którzy przypominali, że w razie zaprzestania wydobycia gazu, trzeba by importować rocznie 2 miliardy metrów sześciennych błękitnego paliwa.
Premier Matteo Renzi i duża część polityków jego koalicji uważała zaś, że referendum jest w ogóle niepotrzebne. Szef rządu jasno zapowiedział, że nie weźmie w nim udziału i oświadczył, że należy pamiętać o tym, iż stawką jest 11 tysięcy miejsc pracy w tej branży wydobywczej.
Komentatorzy podkreślali, że ekologiczne referendum nabrało politycznego charakteru, przede wszystkim za sprawą stanowczej postawy Renziego, który zadeklarował się jako jego przeciwnik. Dlatego, zauważa się, na "tak" głosowali także jego przeciwnicy, by w ten sposób sprzeciwić się polityce jego rządu.
Opozycyjny Ruch Pięciu Gwiazd zagroził podjęciem kroków prawnych przeciwko premierowi za to, że dążył do porażki referendum i nie szanuje praw obywateli.
Ale sam rząd był podzielony w tej kwestii. Jednym z nielicznych ministrów, który poszedł głosować, jest szef resortu ochrony środowiska Gian Luca Galletti. Ogłosił, że będzie głosował za przedłużaniem koncesji na wiercenia.
Jako przyczynę niskiej frekwencji wskazuje się podziały i polemiki na tle przedmiotu konsultacji, a także generalny brak zainteresowania wśród obywateli sprawą wierceń i wydobycia.
Włosi masowo biorący udział w wyborach parlamentarnych i samorządowych, w których frekwencja wynosi 60-70 procent, znacznie mniej chętnie chodzą na referenda. W ciągu ostatnich 16 lat tylko w jednym, w 2011 r., frekwencja przekroczyła 50 procent. Wtedy pytano między innymi o pomysł budowy elektrowni atomowych; został on odrzucony miażdżącą przewagą głosów. W innych przypadkach wynosiła zazwyczaj 20-30 procent.
Z Rzymu Sylwia Wysocka
sw/ ulb/