Kocham morze, gdybym go nie kochała, nie służyłabym na okrętach – mówi PAP kapitan marynarki Katarzyna Mazurek, która w środę, jako pierwsza kobieta w historii polskiej wojskowości, obejmie dowodzenie okrętem Marynarki Wojennej ORP Lublin.
PAP: Kiedy zobaczyła Pani pierwszy raz morze?
Katarzyna Mazurek: Może miałam roczek, niewiele więcej. Moi rodzice zabrali mnie na wakacje do Chałup. Wielokrotnie wracaliśmy nad Bałtyk. Morze zawsze kojarzyło mi się z wypoczynkiem, relaksem, beztroską. Nigdy z przyszłą pracą.
PAP: Co spowodowało, że wstąpiła Pani do Marynarki Wojennej?
K.M.: Mój starszy brat zdecydował się zdawać do Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. Przez pierwszy rok studiów przyjeżdżał do domu w Warszawie i opowiadał mi, jak wygląda nauka. Wspominał o swoich praktykach morskich, w których uczestniczą podchorążowie. Nie przekonywał mnie. Sama postanowiłam spróbować swoich sił w armii. Pomyślałam, że może to być ciekawa przygoda.
PAP: Jak zaczęła się ta przygoda?
K.M.: Był 2000 r., kiedy zostałam przyjęta do Akademii Marynarki Wojennej. To był drugi rocznik, w którym przyjmowano kobiety na tę uczelnię. Były starsze koleżanki, które zawsze wspierały nas i doradzały. Na moim roku uczyło się ponad 100 podchorążych, nas kobiet było zaledwie 6, po jakimś czasie jedna z nas zrezygnowała. Nie ukrywam, te studia są trudniejsze niż kierunki cywilne. Obok nauki były dodatkowe obowiązki wojskowe. Ale wspominam ten okres bardzo dobrze: doskonale zorganizowany czas nauki, wsparcie wykładowców, nawiązywanie przyjaźni.
PAP: Czy słyszała już wtedy Pani opinię, że taka praca nie jest dla kobiet, że morze nie było i nie jest dla kobiet?
K.M.: Oczywiście. Pojawienie się kobiet w wojsku było wtedy czymś nowym. Starsi oficerowie musieli oswoić się z tą sytuacją, nie byli do tego przygotowani. Mam nadzieję, że naszą postawą udowodniłyśmy, że spełniamy się w tym kierunku i dajemy sobie radę tak samo jak mężczyźni.
PAP: Czy musiała Pani udowadniać, że jest lepsza niż mężczyźni?
K.M.: Czasami tak. Zdarzało się, że trzeba było udowadniać, że wie się więcej albo jest się w czymś lepszą. Na uczelni czy w pracy panują takie same zasady jak życiu: bez względu na płeć można czasami trafić na pewien opór. Musiałam być ambitna.
PAP: Co się liczy w wojsku? Siła fizyczna? Mocna psychika?
K.M.: Przede wszystkim cechy indywidualne. Ważne jest, aby umieć podporządkować się regułom i zasadom panującym w armii. Jeśli ktoś będzie umiał do nich się dostosować, to będzie mu się dobrze służyć. Trzeba wykazywać się dużą determinacją – to jest najważniejsze.
PAP: Jaki był Pani cel?
K.M.: Większość absolwentów Akademii Marynarki Wojennej, którzy kończą Wydział Nawigacji i Uzbrojenia Okrętowego, to ludzie, którzy są pretendentami do objęcia stanowisk dowódcy okrętu. Nasz cykl szkoleń jest ściśle do tego ukierunkowany. Tak samo ja, idąc do Akademii, wiedziałam, że moim celem będzie służyć na okręcie i zostać jego dowódcą. I to się właśnie spełniło.
PAP: Jak wyglądała droga do spełnienia tego marzenia?
K.M.: Droga do objęcia stanowiska dowodzenia jest długa. Należy być wytrwałym, zdobyć praktykę morską, przejść kilka szczebli. Służbę zaczęłam w 2005 r. na ORP Lublin na stanowisku dowódcy działu łączności i obserwacji technicznej, następnie zostałam zastępcą dowódcy okrętu na ORP Kraków. Tutaj w trakcie służby zdobyłam uprawnienia na samodzielne dowodzenie okrętem transportowo-minowym. W 2014 r. zostałam wyznaczona na stanowisko oficera flagowego w sztabie 2. Dywizjonu Okrętów Transportowo-Minowych. A teraz obejmuję stanowisko dowódcy okrętu.
PAP: To oznacza, że Pani wraca na ORP Lublin?
K.M.: Moja kariera zatoczyła koło, bo wracam na swoją pierwszą jednostkę. Bardzo lubię ten okręt. W 2. Dywizjonie Okrętów Transportowo-Minowych jest wspaniała atmosfera. Część załogi ORP Lublin pamięta mnie, jak byłam dowódcą działu. Tam na okręcie było i jest bardzo rodzinnie. Może wynika to ze specyfiki pracy tych sił, gdyż musimy na sobie polegać. Stosunki międzyludzkie muszą być bardzo dobre.
PAP: Czy trudno jest dowodzić okrętem?
K.M.: Jest to na pewno trudniejsze niż prowadzenie autobusu, gdzie wystarczy mieć ukończony kurs, zdać egzamin i się wsiada za kierownicę. Zostanie dowódcą okrętu to dłuższy i bardziej złożony proces, wymagający pokonania wielu szczebli kariery, zdobycia odpowiednich kwalifikacji. Z mojego dotychczasowego doświadczenie mogę powiedzieć, że dowodzenie okrętem to odpowiedzialna praca: należy zwracać szczególną na bezpieczeństwo pływania, prawidłową realizację zadań, które są stawiane przed okrętem. Bardzo ważne jest też dbanie o właściwe relacje między członkami załogi.
PAP: Czy ta praca wymaga od Pani poświęceń w życiu osobistym?
K.M.: Marynarka Wojenna wymaga poświęceń zarówno ode mnie, jak i od mojego męża, który również jest żołnierzem zawodowym. Wspólnie staramy się znaleźć złoty środek, aby nasze życie rodzinne nie ucierpiało przez naszą pracę. Myślę, że w momencie objęcia przeze mnie dowództwa większość obowiązków domowych spadnie na mojego męża, przede wszystkim w okresie, kiedy będę na szkoleniu w morzu.
PAP: Ma Pani córkę. Czy myśli Pani, że poprzez przyjęcie tego stanowiska otwiera Pani jej i innym kobietom drogę do kariery?
K.M.: Moja córka na razie chce zostać artystką-baletnicą. Nie wspomina, że chciałaby być żołnierzem. Nie zwraca uwagi na przyniesione przez nas do domu jakieś elementy umundurowania, bardziej liczą się tiulowe sukienki. Myślę jednak, że moja kariera ułatwi kobietom drogę do odnoszenia sukcesów w polskiej armii. Liczę, że będzie im po prostu łatwiej. Może inni dowódcy też zdecydują się powierzyć kobietom tak odpowiedzialne zadania.
PAP: Obecnie jest około 350 kobiet w polskiej Marynarce Wojennej. To dużo?
K.M.: Przyjmując perspektywę całych sił zbrojnych to mało, ale patrząc optymistycznie w przyszłość to dużo. Ta liczba świadczy o tym, że jeżeli kobieta zdecyduje się na karierę w Marynarce Wojennej, to dzięki ambicji i determinacji dotrze do celu.
Rozmawiała Marta Zabłocka
mzb/ akw/
Co to w ogóle za seksistowskie pytanie? Nie można było zapytać: "Czy nie musiała Pani udowadniać, że nadaje się do tego?" Od razu widać że autor to kobieta... żałosne
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.