Ekosystemy morskie i przybrzeżne są poważnie zagrożone a presja na nie systematycznie wzrasta. Jeśli nie odwrócimy tej tendencji konsekwencje będą znaczące - również dla bezpieczeństwa, dobrobytu i sposobu życia dla setek milionów ludzi, dla gospodarek lokalnych i globalnych i dla przyszłych pokoleń, które odziedziczą zdegradowane środowisko – alarmuje międzynarodowa organizacja ekologiczna WWF w najnowszym raporcie „Living Blue Planet”.
Tegoroczny Living Blue Planet Report koncentruje się na informacjach dotyczących środowiska morskiego. Bazując na zebranych informacjach naukowych, przedstawiono alarmujące dane wraz z apelem o podjęcie działań mających przywrócić nasze oceany do zdrowia. Człowiek wywiera coraz większą presję na morza i oceany – mówi Anna Sosnowska z WWF Polska. – Rośnie średnia konsumpcja ryb przypadająca na jednego mieszkańca. O ile w 1960 roku było to niecałe 10 kilogramów, w 2012 roku zjadaliśmy już 19,2 kilogramy ryb. W rezultacie w ciągu ostatnich 40 lat liczebność populacji ryb, poławianych przez ludzi, oraz morskich kręgowców zmniejszyła się o połowę. Dane są alarmujące - jeden na cztery z gatunków rekinów i płaszczek jest zagrożony wyginięciem, głównie z powodu przełowienia. 29 procent zasobów ryb już zostało wyeksploatowanych. Połowy ryb odpowiadają jednocześnie za spadek populacji innych gatunków. Przyłów morskich ssaków, czyli przypadkowe złowienie w sieci rybackie, dotyczy również Bałtyku, gdzie występuje krytycznie zagrożona wyginięciem bałtycka populacja morświna, jedynego krewniaka delfina, stale występującego w naszym morzu. Powodem do niepokoju jest również zanieczyszczenie mórz i oceanów. Trafiają do nich plastikowe odpady, które ulegają rozpadowi i kumulują się w morskich organizmach. Wstępne szacunki mówią o tym, że ponad 8 milionów ton odpadów z tworzyw sztucznych trafia każdego roku do akwenów morskich. Można przypuszczać, że skala tego problemu jest znacznie większa – tłumaczy Marta Kalinowska z WWF Polska. – Mikroplastik, który dociera do mórz i oceanów, pochodzi nie tylko z odpadów bezpośrednio wyrzuconych do wody. Znajduje się też w odzieży, którą pierzemy, i wielu innych produktach codziennego użytku. Do mórz trafia też szereg innych zanieczyszczeń . Są wśród nich związki azotu i fosforu, które odpowiadają za zakwity sinic, znane nam z polskiego wybrzeża. Spłukiwane z lądu, trafiają rzekami do morza i powodują proces polegający na przeżyźnieniu morza, a w rezultacie tego prowadzą do powstawania martwych stref na dnie morza. Jednocześnie oceany sa niewystarczająco chronione – zaledwie 3,4 procent podlega ochronie. Wzrasta też ruch statków – dodaje Kalinowska. – W ciągu ostatnich dwóch dekad wzrósł aż czterokrotnie. Podobne zjawisko obserwujemy na Bałtyku. Jednocześnie warto zwrócić uwagę, że średniej wielkości statek wycieczkowy, przewożący około 2 tysięcy pasażerów, w czasie tygodniowego rejsu, wytwarza 795 tysięcy litrów ścieków i 500 litrów substancji niebezpiecznych oraz 8 ton śmieci. Mamy ostatnią szansę na uratowanie mórz i oceanów. W tym celu należy wyeliminować szereg zagrożeń, o których informuje najnowszy raport WWF. Już samo zwiększenie powierzchni morskich obszarów chronionych do 30 procent mogłoby wygenerować zyski nawet do 920 miliardów dolarów w okresie od 2015 do 2050 roku. Warto o tym pamiętać, szczególnie, że obecnie ryby stanowią główne źródło białka dla 3 miliardów osób, a rybołówstwo i akwakultura zapewniają źródło utrzymania dla 10-12 procent ludzi na Ziemi. Obecne korzyści ekonomiczne, które mamy dzięki morzom i oceanom szacowane są na 2,5 mld dolarów rocznie. Warto utrzymać ten zysk poprzez zwiększenie naszego zaangażowania w ochronę mórz i oceanów. My również możemy coś zrobić. Jednym z rozwiązań jest zakup ryb certyfikowanych przez MSC (Marine Steward Council), która bada łowiska pod względem różnych kryteriów, aby zapewnić, że są one zarządzane w sposób zrównoważony. Obecnie wzrasta ilość flot rybackich certyfikowanych według standardów MSC i już około połowy światowych zasobów ryb dennych posiada takie certyfikaty.