Mieliśmy uwagi do harmonogramu prac w Centrum Żeglarskim i wszyscy przełożeni o tym wiedzieli - tak mówił w poniedziałek przed komisją rewizyjną rady miasta w Szczecinie emerytowany urzędnik Franciszek Skwirzyński.
W wydziale oświaty nadzorował budowę ośrodka. Dzisiaj stwierdził, że mimo jego zastrzeżeń, były "naciski z góry" na szybkie podpisanie umowy z wykonawcą - firmą Unipol.
Skwirzyński podkreślił, że już na samym początku realizacji inwestycji, jeszcze w 2010 roku przekonywał dyrektorów poszczególnych wydziałów i ówczesną wiceprezydent miasta Elżbietę Masojć do tego, aby magistrat rozważył zerwanie umowy z Unipolem.
- Mówiliśmy o tym, urzędnicy niższego szczebla zwlekali, czepialiśmy się harmonogramu, a potem były naciski i ciągłe pretensje z góry, dlaczego to nie ruszyło i dlaczego umowa jest niepodpisana - tłumaczył Skwirzyński.
Mimo to, przełożeni podjęli decyzję o kontynuowaniu budowy. Jego zdaniem, dlatego że zbliżały się jesienne wybory. - Przełożeni chcieli, żeby budowa szła do przodu, bo to była duża inwestycja - powiedział Skwirzyński i zaznaczył, że zła sytuacja finansowa Unipolu była znana urzędnikom od chwili, gdy firma rozpoczęła budowę.
- Pieniądze przekazywaliśmy do innych podmiotów, którym Unipol był je winny. Główny wykonawca miał już obciążenia i zadłużenia - wyjaśniał Skwirzyński.
Na początku 2011 roku wykonawca Centrum Żeglarskiego zszedł z placu budowy, a późniejszy audyt wykazał, że firma sztucznie zawyżała koszty prac. Śledztwo, które prowadzi prokuratura przedłużono do grudnia. Urząd miasta nie komentuje wystąpień przed komisją rewizyjną.
Mariusz Niedźwiecki