Tej operacji nie powinno być. A jednak się odbyła. Dlaczego? To nadal pozostaje jedną z największych tajemnic drugiej wojny światowej.
Na dwa lata przed lądowaniem w Normandii alianci spróbowali sił w desancie na francuskie miasto Dieppe. Ponieśli całkowitą klęską okupioną krwawymi stratami. W historiografii drugiej wojny światowej – zgodnie z oficjalnie podawanym celem operacji - przyjmuje się, że była to próba generalna przed D-Day. Nie brak jednak historyków, którzy to kwestionują.
Według nich operacja „Jubilee” – bo taki kryptonim nosił rajd na Dieppe – nie miała sensu. Dlaczego więc w ogóle się odbyła? I jaki był jej rzeczywisty cel? Im więcej się o tym dowiadujemy tym bardziej zaskakujące pojawiają się wnioski.
Komandosi ruszają do akcji
Rajd na Dieppe nie byłby w ogóle możliwy, gdyby nie powstanie w łonie armii brytyjskiej nowego rodzaju jednostek, nazwanych komandosami. Ich utworzenie postulował brytyjski premier Winston Churchill po tym jak – w połowie 1940 roku – na kontynencie europejskim nie pozostawał już ani jeden żołnierz Albionu.
Zgodnie z tym pomysłem niewielkie oddziały specjalne miały dokonywać niespodziewanych rajdów na okupowane przez Niemców tereny. Wykonywać tam działania dywersyjne i błyskawicznie wycofywać się przy minimalnych stratach własnych.
Praktyka pierwszych tego typu operacji potwierdziła słuszność założeń teoretycznych. Już w marcu 1941 roku święciła triumfy podczas tzw. rajdu na Lofoty podczas którego komandosi nie tylko zniszczyli miejscową infrastrukturę przemysłową, ale i zdobyli niezwykle cenną dokumentację Enigmy. To wszystko właściwie bez własnych strat.
Kolejne dwie operacje w Norwegii również okazały się sukcesem. Oddziały komandosów były odtąd wykorzystywane przy niemal wszystkich większych alianckich operacjach wojskowych choć oczywiście ich znakiem firmowym były działania samodzielne.
I tak, w marcu 1942 roku, komandosi brali udział w ataku na dok niemieckiego pancernika „Tirpitz” w Saint-Nazaire. Co prawda ponieśli przy tym ciężkie starty jednak cel akcji został osiągnięty - dok wyłączony z użycia a „Tirpitz” zmuszony do ukrycia się w norweskich fiordach.
Kolejnym celem miało być francuskie miasto Dieppe leżące nad kanałem La Manche u ujścia rzeki Arques. Oficjalnie głównym celem operacji było opanowanie tamtejszego portu, a przy okazji zniszczenie części umocnień niemieckiego Wału Atlantyckiego. Po wykonaniu zadania atakujący mieli się wycofać.
Operacja o kryptonimie „Rutter” miała zostać przeprowadzona w lipcu 1942 roku, ale została wstrzymana. Nie zrezygnowano z niej jednak. Pod nowym kryptonimem „Jubilee” została przeniesiona na sierpień.
Przed walką
Chyba nie było gorszego miejsca do desantu jak Dieppe. Przede wszystkim ze względu na geografię tego miejsca. Miasto położone jest bowiem wśród wysokich kredowych klifów u stóp, których znajdują się niewielkie kamieniste plaże i płycizny. W głąb wybrzeża prowadzą wąskie wąwozy wyżłobione przez lokalne rzeczki i strumyki.
Teren więc – rozpatrując go pod katem ewentualnego desantu - sam w sobie był trudny. Na dodatek – wbrew ustaleniom brytyjskiego wywiadu – był dobrze strzeżony przez Niemców, którzy mieli tutaj 1500-osobowy garnizon. Na zachód od Dieppe w Varengeville i na wschód w Berneval zlokalizowane były baterie artylerii nadbrzeżnej.
Wszystkie kluczowe miejsca wybrzeża, umożliwiające ewentualne lądowanie oddziałom inwazyjnym, były kryte ogniem przez stanowiska ciężkiej broni maszynowej. Przed alianckimi samolotami ostrzegała stacja radarowa w Pourville, broniły baterie przeciwlotnicze i położone w sąsiedztwie lotnisko.
Alianci zakładali lądowanie na sześciu plażach. Licząc od wschodu na zachód były to plaże określone kryptonimami: żółta, niebieska, czerwona, biała, zielona i pomarańczowa.
Fatalna w skutkach – jak się niebawem okazało - była decyzja o braku wcześniejszego bombardowania miasta. Obawiano się ofiar wśród francuskiej ludności cywilnej i tego, że zniszczenia utrudnią udział w operacji czołgów, które zamierzano wyekspediować na ląd razem z piechotą.
Dowództwo akcji liczyło na całkowite zaskoczenie wroga oraz szybkość przeprowadzenia akcji. Do jej osłony z powietrza wyznaczono 74 eskadry samolotów, w tym 66 dywizjonów myśliwskich, także polskich.
Royal Navy przeznaczyła do przeprowadzenia inwazji 237 jednostek, wśród których było 8 niszczycieli (w tym ORP „Ślązak” pod dowództwem kmdr. ppor. Romualda Nałęcz-Tymińskiego) resztę stanowiły okręty desantowe różnego rodzaju.
Załadowano na nie nieco ponad 6 tysięcy żołnierzy. Wśród nich było ok. 5 tysięcy Kanadyjczyków, tysiąc Brytyjczyków, kilkudziesięciu Amerykanów i kilkunastu Wolnych Francuzów. Całością dowodził brytyjski admirał Louis Mountbatten.
Bitwa na plażach
Flota inwazyjna wyruszyła z Wielkiej Brytanii w nocy z 18 na 19 sierpnia 1942 roku. Zespół desantowy dotarł do wybrzeży francuskich w okolicy Dieppe wczesnym rankiem.
Operacja od samego początku nie szła tak jak powinna. Komandosi mający opanować baterię w Berneval (żółta plaża) dopływając do brzegu, ok. godz. 4, natknęli się na niewielki niemiecki konwój, który rozproszył lądujące jednostki i zaalarmował obrońców. Z 23 barek do celu dotarło tylko siedem. Żołnierze zostali zmasakrowani albo dostali się do niewoli.
Lepiej poszło lądującym na plaży pomarańczowej w Varengeville. Tamtejsza bateria została szybko opanowana i zniszczona. Już ok. godz. 7.30 komandosi wracali na statki.
Gorzej poszło żołnierzom z Royal Regiment of Canada i pułku Black Watch, którzy wylądowali na plaży niebieskiej pod Puys. Większość z nich zginęła pod huraganowym ogniem Niemców, którzy nie dali się zaskoczyć, albo dostała się do niewoli. Z 516 uratowało się tylko 47.
Połowicznie swoje zadanie wykonali też żołnierze z South Saskatchewan Regiment, którzy wyszli na ląd na plaży zielonej w Pourville. Nie udało się im zniszczyć zlokalizowanego tam radaru, zdołali tylko przeciąć prowadzący do niego kabel.
Główne siły inwazyjne wylądowały na plażach w samym Dieppe – czerwonej i białej. Po ataku z powietrza do akcji wkroczyli żołnierze. Niestety zostali zdziesiątkowani. Udało się tylko zająć ufortyfikowany budynek kasyna miejskiego. Dwa niewielkie oddziały, które weszły do miasta zostały przez Niemców szybko rozbite.
Na plaży utknęły również czołgi wyładowane zresztą na brzeg z opóźnieniem. Nie udało im się przedrzeć przez betonowe zapory. Wysłane na pomoc dodatkowe oddziały i ostrzał z niszczycieli nie zmienił sytuacji. O godz. 11 wydano więc rozkaz odwrotu.
W sumie w trakcie operacji w Dieppe zginęło, dostało się do niewoli niemieckiej albo zostało rannych 3623 żołnierzy i marynarzy. Stracono 30 czołgów, 106 samolotów, jeden niszczyciel i 33 barki desantowe. Niemcy mieli 600 zabitych i 45 samolotów zniszczonych. Nic zatem dziwnego, że przy takich stratach operację „Jubilee” nazwano „rajdem straceńców”.
Bond pod Dieppe
Rozmiar alianckiej porażki pod Dieppe był porażający. Operacja został źle przygotowana od strony wywiadowczej i planistycznej oraz źle przeprowadzona. Niektórzy twierdzą, że nie jest to przypadek. Desant w Dieppe miał się po prostu nie udać.
Na tzw. otwarcie drugiego frontu na zachodzie Europy naciskał od dawna Stalin, którego wojska toczyły rozpaczliwy bój z Niemcami. Sowiecki dyktator liczył na to, że wylądowanie aliantów ulży frontowi wschodniemu. Podobnie myśleli Amerykanie. Churchill nie podzielał jednak opinii sojuszników. Jego zdaniem alianci nie byli jeszcze gotowi na wysłanie żołnierzy do Europy.
Urządził więc lekcję pokazową w Dieppe. Po niej mógł już tylko rozkładać ręce i mówić: zobaczcie, miałem rację, musimy jeszcze poczekać. Ilość ofiar – choć moralnie postawa ta była wątpliwa - nie miała tutaj znaczenia.
Gra Churchilla wydaje się tym bardziej prawdopodobna, że wokół Dieppe nagromadziło się wiele wyjątkowo niekorzystnych dla lądujących aliantów zbiegów okoliczności, które jednak trudno uznać za działo przypadku.
Tuż przed operacją „Jubilee” Niemcy na przykład niespodziewanie wzmocnili obronę francuskiego miasta. Z odtajnionych niedawno dokumentów wynika też, że doskonale orientowali się w planach rajdu.
Istnieje teoria jeszcze bardziej sensacyjna. Według niej desant w Dieppe był tylko przykrywką dla innej, tajnej i znacznie ważniejszej operacji. Lądowanie miało odwrócić uwagę Niemców od właściwego celu akcji jakim było zdobycie maszyny szyfrującej Enigma znajdującej się w Dieppe.
Pomysłodawcą takiej operacji miał być Ian Fleming, oficer brytyjskiego wywiadu wojskowego, znany szerzej jako autor powieści szpiegowskich o Jamesie Bondzie. Zdobycie Enigmy byłoby dla Brytyjczyków bezcenne, gdyż w tym właśnie okresie utracili czasowo możliwość odszyfrowywania niemieckich depesz.
W ramach akcji 30-osobowy oddział komandosów miał dotrzeć na ląd, przedrzeć się do miasta, zdobyć maszynę i wywieźć ją do Wielkiej Brytanii. Niestety operacja spaliła na panewce w związku z ogólnym niepowodzeniem alianckich działań w Dieppe.
Nie powstrzymało to jednak Winstona Churchilla od stwierdzenia, że wyniki operacji „Jubilee” w pełni uzasadniały jej wysoki koszt.
Klęska, która się przydała
Pomimo wszystko trzeba chyba przyznać rację brytyjskiemu premierowi. Nawet gdyby potraktować Dieppe jako krwawy rekonesans przed otwarciem drugiego frontu na Zachodzie to wnioski z niego wyciągnięte przyczyniły się walnie do sukcesu lądowania w Normandii dwa lata później.
Mountbatten wyraził to słowami: „Nie mam wątpliwości, że bitwa o Normandię została wygrana na plażach w Dieppe, a za każdego człowieka, który zmarł w Dieppe, w Normandii w 1944 roku, oszczędzono co najmniej 10 innych".
W wyniku przeprowadzonych po Dieppe analiz alianci uznali, że nie ma co atakować frontalnie silnie bronionych miast portowych. Stwierdzili też, że konieczne jest przeprowadzenie wstępnego silnego bombardowania obszaru desantu bez liczenia się z ewentualnymi stratami wśród francuskich cywilów.
Równie ważne okazało się rozpoznanie wywiadowcze przed lądowaniem oraz wyzyskanie elementu pełnego zaskoczenia, który okazał się kluczowy dla sukcesu całej operacji.
Innym wnioskiem wysnutym z klęski pod Dieppe było usprawnienie łączności oraz zaprojektowanie i wyprodukowanie odpowiednich pojazdów umożliwiających lądowanie na plażach.
Nie bez znaczenia było również to jakie wnioski ze swojego doraźnego sukcesu w Dieppe wyciągnęli Niemcy. Uznali bowiem, że są świetnie przygotowani do odparcia ataku aliantów z morza. Dali temu wyraz w działaniach propagandowych, które podjęli po Dieppe. Uśpiło to ich czujność a żniwo tego zebrali na plażach Normandii w 1944 roku.
Tomasz Falba
Artykuł pochodzi z 8. numeru miesięcznika POLSKA NA MORZU. Magazyn jest dostępny w punktach Empik i Salonikach Prasowych, w centrach handlowych i na dworcach. Wejdź na www.polskanamorzu.pl i zamów prenumeratę.