Siły Korei Południowej i Stanów Zjednoczonych rozpoczęły w poniedziałek pięciodniowe ćwiczenia na wodach w pobliżu Półwyspu Koreańskiego. Bierze w nich udział 40 okrętów, w tym lotniskowiec USS Ronald Reagan, a także myśliwce i śmigłowce.
Ćwiczenia takie odbywają się regularnie, a reżim w Pjongjangu zawsze przeciwko nim protestuje, twierdząc, że stanowią przygotowania do napaści na Koreę Północną.
Obecnie celem jest - jak powiedział dziennikarzom rzecznik strony południowokoreańskiej Dzang Wuk - przećwiczenie reakcji na ewentualne prowokacje Korei Północnej na morzu, a także poprawa zdolności operacyjnych sił sojuszniczych.
Agencja Associated Press zwraca uwagę, że USA wysłały cztery nowoczesne myśliwce - dwa F-22 i dwa F-35 - na pokazy lotnicze, rozpoczynające się we wtorek w Seulu. Według AP, może to być kolejna demonstracja siły, po ubiegłotygodniowym przylocie do Korei Południowej dwóch amerykańskich bombowców B-1B z bazy na wyspie Guam.
Pjongjang nie zareagował jeszcze na rozpoczęcie ćwiczeń. W piątek północnokoreańskie MSZ oskarżało Stany Zjednoczone o "prowokacyjne" wysłanie lotniskowca i innych sił w pobliże Półwyspu Koreańskiego. Ponownie zagrożono wystrzeleniem pocisków rakietowych w pobliże Guamu.
Korea Północna przeprowadziła we wrześniu szóstą już i największą z dotychczasowych próbę nuklearną, a w lipcu dwie próby z międzykontynentalnymi pociskami balistycznymi.
Sekretarz stanu USA Rex Tillerson powiedział w niedzielę w wywiadzie dla CNN, że w z związku z napięciem i zagrożeniem związanym z Koreą Północną "wysiłki dyplomatyczne będą kontynuowane aż spadnie pierwsza bomba".
Według agencji Reutera, Tillerson starał się zatrzeć wrażenie po wypowiedziach prezydenta Donalda Trumpa, który sugerował, że dyplomacja w odniesieniu do Korei Północnej nie ma sensu, ponieważ reżim ten rozumie tylko argumenty siłowe. Tillerson powiedział w CNN, że Trump nakazał mu kontynuować zabiegi dyplomatyczne.
az/ ap/