Zarówno rybacy, jak i przetwórcy uważają, że Lokalne Centra Pierwszej Sprzedaży Ryb bardziej im szkodzą, niż pomagają. Właściciele kutrów z uwagą, a niekiedy i niemałymi emocjami obserwują wprowadzane co jakiś czas zmiany w obowiązujących ich przepisach. Niektóre generują wzrost kosztów prowadzonej przez nich działalności.
Ostatnio rybacy buntują się przeciw konieczności korzystania z pośrednictwa Lokalnych Centrów Pierwszej Sprzedaży Ryb. Chodzi o wyładunek gatunków wymagających szczególnej ochrony. Kiedyś rybak mógł sprzedać przetwórcom dorsza prosto z kutra. Dziś cały połów musi zdać w LCPSR. I nie byłoby pewnie żadnych zgrzytów, gdyby nie to, że lokalne centra za przyjęcie ryby pobierają zbyt wysokie, zdaniem rybaków, opłaty. - Teraz rybę musimy zdać w centrum, za co obciąża się nas opłatami. Rocznie zbiera się tego nawet kilkanaście tysięcy złotych. To stanowczo za dużo. Nakaz korzystania z pośrednictwa Lokalnych Centrów Pierwszej Sprzedaży Ryb to nic innego, jak dokładanie nam barier finansowych i administracyjnych – mówią zachodniopomorscy rybacy. Właściciele kutrów nie żądają jednak likwidacji lokalnych centrów, ale oczekują, że w zamian za korzystanie z nich coś zyskają. - Na razie dostajemy tylko faktury i pozwy do sądów za to, że ich nie płacimy. Nie gwarantuje się nam cen minimalnych ani na dorsza, ani na łososia. Chcemy coś w zamian za korzystanie z obowiązkowego pośrednictwa. Obecnie płacimy tylko za zdublowane ważenie naszych ryb – komentują armatorzy. W Polsce jest osiem Lokalnych Centrów Pierwszej Sprzedaży Ryb. W województwie zachodniopomorskim działają dwa - w Kołobrzegu i w Darłowie. Kolejne wzniesione zostanie w Chłopach. Tylko w takich centrach mogą być zdawane przywiezione z łowisk dorsze i łososie. Placówki prowadzone przez uznane organizacje rybackie pobierają od rybaków skalkulowane na zasadach rynkowych opłaty. Właściciele kutrów coraz głośniej mówią o tym, że planują zwrócić się do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi i ich zrekompensowanie. - W 2007 r. dorsz został przełowiony, co skutkowało zamknięciem połowów. Aby w przyszłości uniknąć podobnej sytuacji zdecydowano, że gatunki, które powinny być skutecznie monitorowane, będą wprowadzane do obrotu za pośrednictwem Lokalnych Centrów Pierwszej Sprzedaży Ryb. Rybak nadal może sprzedawać rybę wybranemu przez siebie odbiorcy, ale sama transakcja musi odbywać się w takim centrum – wyjaśnia zasady polskiego rynku rybnego Piotr Słowik z Departamentu Rybołówstwa Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Z funkcjonowania Lokalnych Centrów Pierwszej Sprzedaży Ryb niezadowoleni są nie tylko właściciele kutrów. Sporo zastrzeżeń do systemu mają także przetwórcy. W kolejce po ryby zdawane w zachodniopomorskich portach czekają właściciele zakładów z całego kraju. - Centra miały zagwarantować nam szybsze i lepsze pod względem jakości dostawy. Jest dokładnie odwrotnie. Teraz dłużej czekamy na rybę. Kiedyś podstawiałem w Kołobrzegu pod kuter samochód o drugiej w nocy, a o czwartej moje pracownice już cięły fileta, z którym jeszcze tego samego dnia byłem w Paryżu. Teraz na centrach wiszą tabliczki informujące o tym, w jakich godzinach są one czynne. A jakość ryby ulega przecież pogorszeniu z minuty na minutę – mówi prezes słupskiej spółki Stanpol Jerzy Safader, który uważa, że należy systematycznie odchodzić od monopolu Lokalnych Centrów Pierwszej Sprzedaży Ryb. (...)
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.