W poniedziałek, 22 października, europejska Rada Ministrów Rolnictwa i Rybołówstwa podejmie najprawdopodobniej decyzję o limitach połowowych dla krajów UE na 2013 rok. Dla polskich rybaków najważniejszy jest limit połowowy na dorsze. Nie mamy jednak dobrych wiadomości: przyszłoroczny limit będzie zmniejszony o około 1200 ton.
Zmniejszenie limitu tej ryby o 2 proc. na łowiskach zachodnich i 9 proc. na łowiskach wschodnich, to propozycja Komisji Europejskiej. Naszych rybaków dziwią takie decyzje, bo jak wynika z badań, dorsza w morzu przybywa.
Polscy rybacy mogą w tym roku odłowić 20 434 ton dorsza. To aż o 15 proc. więcej niż w 2011 roku. Mimo, że limit jest tak wysoki, rybacy nie mają się czym chwalić.
- Wykorzystanie kwoty połowowej dorsza w podobszarach 22-32 Morza Bałtyckiego na dzień 1 października 2012 r. wynosi 37 proc. - wyjaśnia Iwona Chromiak z biura prasowego Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. - Informacje te są przygotowane na podstawie danych z dzienników połowowych wprowadzonych do Elektronicznego Rejestru Statków.
Oznacza to, że rybacy, mimo wysokiego limitu połowowego, odłowili tylko niewiele ponad 8 tysięcy ton dorszy. Raczej niemożliwe, aby pozostałe 12 tysięcy ton odłowili w 3 miesiące. Tym bardziej, że jesień to okres sztormów. Możliwe, że właśnie z powodu tak niskiego odłowu Komisja Europejska obniżyła polskim rybakom limity na przyszły rok. Środowisko rybackie wskazuje jednak inne problemy.
- Od 2009 do 2011 roku obowiązywała nas tak zwana trójpolówka, w ramach której co roku łowiła tylko jedna trzecia floty rybackiej - wyjaśnia Andrzej Tyszkiewicz, armator i członek Związku Rybaków Polskich. - Rybacy, którzy nie łowili dorsza, otrzymywali odszkodowania. Pieniądze te wystarczyły jednak tylko na podstawowe utrzymanie jednostek i załogi. Pojawiły się problemy z pracą, rybacy uciekali z kutrów i dzisiaj jest tak, że wiele jednostek po prostu nie jest przygotowanych na połowy. Ten trzyletni okres zamiast pomóc rybakom, tylko zniszczył nasze środowisko. Naszym zdaniem decyzja o wprowadzeniu trójpolówki była zła i doprowadziła do stanu, w którym niemodernizowana flota rybacka nie jest w stanie odłowić przydzielonego limitu dorszowego. Dla nas największym problemem jest to, że urzędnicy zamiast pozwolić nam spokojnie łowić, ciągle zmieniają przepisy i wprowadzają nowe zasady.
Jak się dowiedzieliśmy, nowe zasady mają pojawić się już w styczniu 2013 roku. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi nie chce jednak powiedzieć, jakie to mają być zmiany i czego będą dotyczyły.
- Z uwagi na obecny stopień wykorzystania nie tylko kwoty połowowej dorsza, ale również innych gatunków ryb, z punktu widzenia administracji rybackiej niezbędna wydaje się rewizja obowiązującego sposobu podziału ogólnych kwot połowowych na Morzu Bałtyckim. Kwestia ta jest obecnie szczegółowo analizowana - mówi Iwona Chromiak, z biura prasowego Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi - Ponadto, należy przypomnieć, że mając na celu potrzebę szerszego włączenia przedstawicieli środowiska rybackiego w proces podziału kwot połowowych, minister właściwy ds. rybołówstwa powołał zespół do spraw opracowania zasad zarządzania ogólnymi kwotami połowowymi na Morzu Bałtyckim. Zespół ten działa jako ciało doradcze ministra, a rozwiązania wypracowane przez zespół znalazły odzwierciedlenie w obecnie obowiązującym rozporządzeniu Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 23 grudnia 2011 r. w sprawie sposobu i warunków wykorzystania ogólnej kwoty połowowej. Dlatego też kwestia ewentualnych zmian podziału kwot połowowych zostanie przedyskutowana na forum zespołu, aby ustalić czy należy takich zmian dokonać. Reasumując, w chwili obecnej nie jest znany zakres ewentualnych zmian, jakie należałoby wprowadzić w odniesieniu do poszczególnych gatunków ryb.
Nam udało się nieoficjalnie dowiedzieć, że jednym z pomysłów forsowanych przez urzędników jest możliwość zamiany lub sprzedaży/kupna limitu od innego armatora. Do tej pory bowiem limity były sztywno przydzielane na cały rok, bez możliwości zamiany. Co ciekawe, pomysł ten był wcześniej forsowany przez rybaków.
- Już w 2011 roku mówiliśmy, aby rozluźnić przydział limitów dorszowych i pozwolić na ich sprzedaż lub zamianę. Chcieliśmy również, aby limity były przyznawane co kwartał, dzięki czemu podział byłby bardziej elastyczny. Nikt jednak naszych rozwiązań nie brał pod uwagę. Teraz dowiadujemy się, że są jakieś pomysły, ale nie wiadomo jakie. Jest już za późno, aby wprowadzać je na 2013 roku - dodaje Andrzej Tyszkiewicz.
W obronie polskiej gospodarki rybackiej stanęli polscy europarlamentarzyści. O tym, że podział limitów i ich odławianie powinno być bardziej elastyczne, przekonuje europoseł PO Jarosław Wałęsa, który jest członkiem Komisji Rybołówstwa w Parlamencie Europejskim. Wałęsa na październikowym posiedzeniu komisji zaprezentował swój raport dotyczący długoterminowego planu dla zasobów dorsza w Morzu Bałtyckim. Wałęsa wykazał w nim, że pomysł Komisji Europejskiej na odnowienie się stada dorszowego był dobry, ale nie dokonano żadnej rewizji tego planu i nie przedstawiono nowych rozwiązań, które pomogłyby w bardziej elastyczny sposób go realizować.
Zdaniem Wałęsy powinien być stworzony mechanizm, który umożliwiałby ewentualny wzrost liczby dni, w których można poławiać w sytuacji, kiedy śmiertelność połowowa jest poniżej celu. Europoseł uważa również, że łodziom mniejszym niż 12 metrów powinno się umożliwić połowy w obszarze do 12 mil morskich w okresie zamkniętym na połowy (między innymi w czasie ochrony dorsza, która trwa od lipca do sierpnia).
- Ku naszemu zadowoleniu, rybacy na Bałtyku prowadzą połowy w sposób bardzo odpowiedzialny, a poziom kontroli rybołówstwa dorsza bałtyckiego jest oceniany wysoko. W tej sytuacji regulacja nakładu połowowego i okresów zamkniętych nie mają kluczowego znaczenia. Z tego właśnie względu zdecydowałem się na nieduże uelastycznienie obu mechanizmów - mówił na komisji Jarosław Wałęsa.
Do tematu wrócimy.
Tekst i zdjęcia: Hubert Bierndgarski
W lipcu i sierpniu jest zakaz połowu dorsza w Bałtyku. Jeśli więc jest w smażalniach nad naszym morzem, to pochodzi z zamrażarki, a złowiony został wiosną lub jesienią - mówi dr Zbigniew Karnicki z Morskiego Instytutu Rybackiego. Największą zaletą pangi wbrew pozorom nie jest tylko cena. To ryba bez smaku, bez ości i bez zapachu, co sprawia, że kucharz może z nią zrobić, co mu się chce - mówi dr Karnicki.
Dotąd rybołówstwo to było polowanie. Te czasy jednak odchodzą w niepamięć. Z połowami dzieje się to, co z rolnictwem tysiące lat temu. Przechodzimy z polowania do hodowania. Dziś są przecież nawet hodowle dzików, jeleni czy danieli. Rybołówstwo musi pójść w tę samą stronę. Zresztą akwakultury dostarczają obecnie ponad połowę ryb do celów spożywczych na świecie - mówi dr Karnicki.
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.