Z końcem 2015 roku powinien zostać uruchomiony pierwszy etap budowanego przez PERN terminalu naftowego w Gdańsku, który zdaniem prezesa Marcina Moskalewicza da krajowym rafineriom możliwości mieszania i sprowadzania różnych gatunków ropy. Jednak zarówno Orlen, jak i Lotos, podchodzą do tej inwestycji z wyraźnym dystansem.
- Utrzymujemy możliwie najniższe zapasy operacyjne ropy, nie handlujemy tym surowcem, nie prowadzimy działalności spekulacyjnej na rynku ropy naftowej - mówił niedawno Marek Sokołowski, wiceprezes Grupy Lotos ds. produkcji i rozwoju. Jego zdaniem do bieżącego zaopatrywania rafinerii w Gdańsku w ropę w zupełności wystarcza istniejący Naftoport, wybudowany w oparciu o kryteria czysto biznesowe, nie mające nic wspólnego z tzw. bezpieczeństwem energetycznym.
W podobnym tonie wypowiadają się również przedstawiciele PKN Orlen. Naftoport, w połączeniu z rurociągiem naftowym łączącym Gdańsk z Płockiem, co podkreśla zresztą także prezes Moskalewicz z PERN, jest w stanie w pełni zaspokoić zapotrzebowanie na ropę zarówno rafinerii w Gdańsku i Płocku, jak i rafinerii niemieckich w Schwedt i Leunie, nawet gdyby z powodu nagłego wyschnięcia rurociągu "Przyjaźń" musiały być one zaopatrywane w 100 procentach drogą morską.
Prezes PERN przekonuje, że budowany w Gdańsku terminal (na koniec roku stan zaawansowania prac przekraczał 40 proc.) otworzy zupełnie nowe na naszym rynku możliwości tradingowe surowca, tak dla krajowych, jak i zagranicznych podmiotów. Oprócz stosowanych w kraju transakcji zakup-transport-sprzedaż, dzięki terminalowi możliwe będzie przeładowywanie surowca do zbiorników PERN, a po pewnym okresie magazynowania, odsprzedawanie go dalej polskim lub zagranicznym odbiorcom.
I być może właśnie tego rodzaju zagraniczną konkurencję niezbyt chętnie widzieliby na rynku krajowi gracze. - Duże podmioty muszą dbać o utrzymywanie wszelkich logistycznych barier wejścia na rynek, stąd ich zrozumiała niechęć do rozbudowy terminali portowych - wyjaśnia Marek Mroczkowski, były prezes m.in. Unipetrolu i litewskich Możejek z grupy kapitałowej Orlenu.
Szczególne zaniepokojenie krajowych firm naftowych budzi drugi etap budowy gdańskiego terminalu, czyli powstanie tzw. części produktowej kompleksu, która - w odróżnieniu od pierwszego etapu, naftowego - na razie znajduje się na etapie planów. Wstępnie zakłada się, że miałaby ona powstać do 2017 roku.
- Drugi etap terminalu w Gdańsku może stanowić pewne zagrożenie dla rynku krajowego, m.in. w kontekście szarej strefy, jeśli do tego czasu nie uda się uszczelnić istniejącego systemu - powiedział nam Marek Sokołowski.
Prezes Lotosu Paweł Olechnowicz dodaje, że ważne jest, żebyśmy nie stwarzali bardziej konkurencyjnych warunków dla podmiotów zagranicznych i jednocześnie kłopotów dla przedsiębiorstw krajowych. - To kwestia równowagi i rozumienia co to znaczy konkurencyjność w zakresie funkcjonowania firm - przekonuje.