- Morskie farmy wiatrowe na Bałtyku powstaną według harmonogramu wpisanego w szersze kanwy polityki energetycznej Polski, która stanowi, że w pierwszej fazie do roku 2030 będziemy dysponowali potencjałem wytwórczym na morzu o wolumenie mocy niemal 6 GW - mówił Mariusz Witoński, prezes Polskiego Towarzystwa Morskiej Energetyki Wiatrowej podczas otwarcia panelu targów Baltexpo, poświęconego tej formie energii odnawialnej.
W debacie pt. "Morskie farmy wiatrowe jako koło zamachowe dla polskiej gospodarki morskiej" udział wzięli również: Mirosław Kamiński - prezes Zarządu Pomorskiej Agencji Rozwoju Regionalnego SA, Maciej Karaś - prezes zarządu, Zarząd Portu Morskiego w Ustce, Maciej Krzesiński - dyrektor ds. marketingu i współpracy z zagranicą w Porcie Gdynia, dr inż. kpt. ż.w. Wiesław Piotrzkowski - dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni, Grzegorz Strzelczyk - prezes Zarządu LOTOS Petrobaltic SA oraz Michał Śmigielski - prezes Zarządu Morskiej Agencji Gdynia.
Aby udowodnić, że instrumentalizacja polityki energetycznej idzie w najlepsze, należy przywołać kamień milowy, który ustawił rynek morskiej energetyki wiatrowej, a mianowicie ustawę o promowaniu wytwarzania energii elektrycznej w morskich farmach wiatrowych, która, procedowana w ubiegłym roku, w tej chwili stanowi podstawę i potwierdzenie biznesplanów, w oparciu o które inwestorzy planują wejście w fazę realizacji - mówił Mariusz Witoński.
Według rządowych projektów w najbliższych latach na Ławicy Słupskiej, w odległości około 30 mil morskich od brzegu powstaną farmy morskich elektrowni wiatrowych. Docelowo stanie tam ponad 300 turbin. W pierwszym projekcie na północ od Łeby ustawionych zostanie 100 turbin wysokich na ponad 200 metrów.
Rząd zakłada, że prąd z farm wiatrowych popłynie już w 2026 roku. Samo przygotowanie projektów morskich farm wiatrowych jest procesem długotrwałym, który wymaga skomplikowanych i szeroko zakrojonych badań środowiskowych oraz długiego etapu rozpoznania warunków technicznych dla inwestycji na obszarach morskich. Przed nami więc olbrzymia perspektywa, bo pojawia się nowy, wielkoskalowy użytkownik obszarów morskich.
Niedawno zakończono dyskusje nad planem zagospodarowania przestrzennego polskich obszarów morskich, w których określono potencjał rozwojowy. O tym, w jaki sposób administracja morska przygotowuje się do odegrania roli gospodarza morza w kontekście nowych użytkowników i wyzwań mówił dr inż. kpt. ż.w. Wiesław Piotrzkowski, dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni.
Plany zagospodarowania obejmują 29 800 km kw., a więc dość spory obszar i z tego 2300 km należy do morskiej energetyki wiatrowej. Jak wyglądają prace Urzędu Morskiego i jaka jest nasza rola w tym przyszłościowym przedsięwzięciu? Wydaliśmy już osiem decyzji, jeśli chodzi o układanie kabli i kompetencje dyrektorów urzędów morskich. Mamy również 11 decyzji, jeśli chodzi o lokalizację i budowę sztucznych wysp. Mamy kompetencje do wydawania pozwoleń i określania warunków lokalizacji w zakresie wód morskich i morza terytorialnego, natomiast na wznoszenie sztucznych wysp, w zakresie wyłącznej strefy ekonomicznej, pozwolenia wydaje ministerstwo.
Ustawa o promowaniu wytwarzania energii elektrycznej w morskich farmach wiatrowych nakłada kolejne obowiązki na administrację morską, bo tam zapisy, zarówno w ustawie o obszarach i administracji morskiej, jak i ustawie o bezpieczeństwie morskim, wytyczają dyrektorom urzędów morskich nowe zadania w zakresie uzgadniania różnego rodzaju dokumentów związanych już z fazą eksploatacyjną morskich farm wiatrowych. Chodzi tutaj o opinie nawigacyjne i technologiczne oraz plany dotyczące zagrożeń związanych z tą strefą działalności.
Jak dodał, są także kwestie związane z możliwościami posadowienia farm wiatrowych, a także z możliwością ich obsługi. Tutaj w odpowiedzi mamy port instalacyjny i porty serwisowe.
Mówiąc o porcie instalacyjnym wiemy, że sprawa jest już rozstrzygnięta, natomiast, jeśli chodzi o porty serwisowe, to jest przyszłość, bo mówimy o roku 2024-2026. Kiedy patrzymy na polskie wybrzeże i rozważamy, gdzie te porty mogłyby się znaleźć odpowiedź jest jedna – lokalizacja musi być jak najbliżej farm wiatrowych, które będą funkcjonowały. Musimy mieć na uwadze porty nie tylko wymienione w Krajowym Planie Odbudowy, czyli Port Gdynia, porty w Ustce i Łebie, ale również port we Władysławowie, Kołobrzegu czy Darłowie - mówił kpt. Piotrzkowski.
Potrzebę powstania portów serwisowych akcentował również Michał Śmigielski, prezes Zarządu Morskiej Agencji Gdynia.
Porty serwisowe są potrzebne nie za trzy, cztery lata. W dniu dzisiejszym trzy statki wiertnicze juz pracują na jednej z farm wiatrowych polskiego dewelopera. One są na tyle duże, że nie mogą zawinąć ani do Łeby, ani do Ustki, czy Darłowa. Muszą pływać co jakiś czas do Szczecina, Świnoujścia, do Gdyni i Gdańska, aby wymienić załogę, pobrać prowiant i zabunkrować, co oczywiście zwiększa ich koszty eksploatacji.
Liczę, że offshore da pewien zastrzyk rozwojowy dla środkowego Pomorza. Parę lat temu z taką nadzieją patrzyłem na energetykę wiatrową, ale ten temat w ostatnim czasie wyhamował ze względu na liczne utrudnienia. Tak się też składa, że mamy w Redzikowie bazę antyrakietową i to też może nie wszyscy wiedzą, ale jeśli chodzi o stawianie energetyki wiatrowej na lądzie, żeby uzyskać zgodę powyżej 18 m, to jest takie miejsce, gdzie w promieniu 35 km od Redzikowa zgodę wydaje armia polska i amerykańska. W sytuacji, gdy mówimy o offshorze, to ten obszar pewnie nie będzie miał takich utrudnień, bo jest poza granicą 35 km. Na obszarze środkowego Pomorza, jeśli chodzi o warunki wiatrowe one są optymalne. Mówimy też o lądzie, ale offshore bałtycki jest na pewno przodujący - wyjaśnił z kolei Mirosław Kamiński, prezes Zarządu Pomorskiej Agencji Rozwoju Regionalnego SA.
30 lipca przyjęto uchwałę ws. terminalu instalacyjnego morskich farm wiatrowych. Zgodnie z nią rząd ma stworzyć odpowiednie zaplecze portowe do obsługi morskich farm wiatrowych (MFW) w Porcie Gdynia. Na ile zbliżamy się do rozwiązania i na czym to rozwiązanie w przypadku Portu Gdynia polega mówił Maciej Krzesiński - dyrektor ds. marketingu i współpracy z zagranicą w Porcie Gdynia.
Trzeba mieć świadomość, że farmy wiatrowe, które dzisiaj się budują są mniejsze, jeżeli chodzi o pojedynczą turbinę, niż te, które pojawią się w najbliższej przyszłości. To też automatycznie stawia przed nami, jako portami serwisowymi, czy instalacyjnymi pewne wyzwania, które polegają na tym, że musimy być gotowi na dużo większe ciężary i gabaryty - mówił Maciej Krzesiński.
Wyraził też pogląd, iż w pierwszym etapie Port Gdynia nie będzie w stanie przygotować infrastruktury, która od razu obsłuży większą ilość farm wiatrowych. Dlatego - jak mówił - przygotowano pewne rozwiązanie, które zakłada wykorzystanie do tego celu już powstającej infrastruktury.
Niedawno oddaliśmy już część placu w zachodniej części portu, w tej chwili jesteśmy przed momentem przebudowy nabrzeży, które do tej pory były głównie wykorzystywane jako kontenerowe, ale nie wykluczamy tam również obsługi statków offshorowych. Natomiast absolutnym i docelowym rozwiązaniem jest budowa terminalu offshore w Porcie Zewnętrznym. W tej chwili czekamy jedynie na potwierdzenia finansowania. Koncepcja jest gotowa - przekonywał Krzesiński.
Port w Ustce był jako pierwszy wskazywany przez deweloperów już kilka lat temu, jako należące do najbardziej optymalnych zaplecze serwisowe do obsługi morskich farm wiatrowych w rejonie Ławicy Słupskiej, tych, które właśnie będą realizowane w pierwszej fazie. O tym, jaka jest perspektywa optymalizacji i wykorzystania tego portu w okresie jako bazy serwisowej zaplecza dla projektów offshore wind, mówił Maciej Karaś, prezes Zarządu Portu Morskiego w Ustce.
Ustka była kiedyś portem, zdominowanym przez rybołówstwo morskie. Było tu 150 kutrów. Jednak obecnie wiemy, że kondycja bałtyckiego rybołówstwa jest bardzo zła. Offshore wind w naturalny sposób wypełnia więc tę lukę i z punktu widzenia dywersyfikacji źródeł dochodu jest to bardzo istotna, dodatkowa funkcja dla miasta, które do tej pory miało charakter głównie turystyczny. Mówimy tutaj o bardzo istotnej gałęzi gospodarki, działającej przez 365 dni w roku, generującej miejsca pracy. Jest to dla nas ważne i tym się zajmujemy - mówił Maciej Karaś.
Jak zaznaczył Mariusz Witoński, moderator dyskusji, "patrząc na polski krajobraz liczymy docelowo, że będą to setki, a może tysiące przedsiębiorstw, które w łańcuchu dostaw branży offshore będą uczestniczyć". Dodał, iż już dziś wydaje się zasadne, że te przedsiębiorstwa, które od lat funkcjonują w gospodarce morskiej są najlepiej przygotowane, by zająć pierwsze miejsce w wyścigu o kontrakty na realizacje prac dla sektora offshore wind. Według niego, od dłuższego czasu spojrzenia wielu osób skierowane są na Lotos Petrobaltic jako potencjalnego gracza w offshorowym rozdaniu w Polsce.
W 2018 roku Lotos Petrobaltic został zaproszony do podkomisji sejmowej opiniującej ustawę offshore wind. W tamtym czasie postanowiliśmy wykorzystać morską energetykę wiatrową jako wehikuł, który pozwoli nam dokonać transformacji spółki w nowym kierunku. Jesteśmy firmą typowo offshorową oil&gas, w tej formie istniejącą na rynku od 30 lat. Mamy bardzo bogatą i pełną wiedzę geologiczną, jeżeli chodzi o Bałtyk południowy i wtedy właśnie pomyśleliśmy sobie, że jako doświadczony operator, możemy płynnie przekształcić firmę w kierunku nowych technologii i gałęzi gospodarki, a taką niewątpliwie są morskie farmy wiatrowe - mówił Grzegorz Strzelczyk, prezes Zarządu LOTOS Petrobaltic SA.
Cykl życia tego projektu firma oszacowała na 40 lat. Podzielono go na cztery fazy: przygotowawczo-badawczą, instalacyjną, serwisową oraz utylizacyjną z powodu zużycia technicznego konstrukcji. Lotos Petrobaltic realizował zadania w niemal wszystkich dotychczasowych projektach. Spółka stara się być gotowa do uczestniczenia we wszystkich fazach życia projektu, jakim są morskie farmy wiatrowe.
To dla nas szansa. Myślę, że za pięć lat będziemy już wytrawnym instalatorem farm wiatrowych, gotowym do ich serwisowania - podsumował Grzegorz Strzelczyk.
AL