Należąca do Gazpromu spółka , która buduje bałtycki gazociąg o tej nazwie, twierdzi, że żądania władz Danii mogą opóźnić realizację tej inwestycji o wiele miesięcy i zwiększyć jej koszty o setki milionów euro - podał w czwartek Reuters.
Powołał się on na list, jaki Nord Stream 2 wysłał w tej sprawie do Energiklagenaevnet (duńskiej rady rozpatrywania skarg dotyczących dostaw energii). Z listem można się zapoznać u jego adresata na mocy ustawy o wolności informacji.
Liczący 1230 kilometrów gazociąg jest już gotowy w ponad 70 procentach, ale duńskie władze nie wydały jeszcze oficjalnego potwierdzenia, że jego poprowadzenie przez morską wyłączną strefę ekonomiczną Danii będzie bezpieczne dla środowiska naturalnego.
W marcu bieżącego roku Duńska Agencja Energetyki (DEA) zażądała od spółki Nord Stream 2 przedstawienia dokumentacji, która potwierdziłaby, że planowane poprowadzenie gazociągu trasą omijającą duńską wyspę Bornholm od południowego wschodu nie wywoła szkód ekologicznych.
Nord Stream 2 dostarczył dokumentację 15 kwietnia. Zaznaczył jednak, że żądanie DEA było "świadomą próbą opóźnienia realizacji projektu".
W liście do Energiklagenaevnet spółka domaga się anulowania wymogu oceny środowiskowej, gdyż w przeciwnym razie rurociąg zostanie ukończony z opóźnieniem sięgającym nawet ośmiu miesięcy, a szacowane początkowo na 9,5 mld euro koszty całej inwestycji wzrosną o 560 mln euro.
DEA potwierdziła złożenie przez Nord Stream 2 odwołania od jej decyzji. Poinformowała również, że przedstawiła Energiklagenaevnet uzasadnienie swego stanowiska.
Formalnie jedynym udziałowcem spółki odpowiedzialnej za projekt Nord Stream 2 jest rosyjski Gazprom, ale podpisała ona umowy o sfinansowaniu połowy kosztów tego przedsięwzięcia przez niemieckie koncerny Wintershall i Uniper oraz holendersko-brytyjski Shell, francuski Engie (dawniej GDF Suez) i austriacki OMV. Wszystkie te firmy energetyczne byłyby odbiorcami dostarczanego nowym gazociągiem surowca.