Korytarz Norweski dałby Polsce nie tylko realną dywersyfikację dostaw gazu, ale mógłby stanowić argument w ewentualnych negocjacjach z Rosjanami - uznali w czwartek uczestnicy panelu poświęconego rynkowi gazu podczas konferencji Euro Power.
Korytarz Norweski to planowana infrastruktura przesyłu gazu do polskiego Wybrzeża ze złóż znajdujących się na norweskiej części szelfu Morza Północnego. Jednym z jego elementów jest podmorski gazociąg Baltic Pipe, który miałby połączyć polski i duński system gazowy.
Jak mówił w czwartek ekspert Instytutu Jagiellońskiego Wojciech Jakóbik, trwają intensywne rozmowy w sprawie budowy tej infrastruktury, które polski operator Gaz System prowadzi ze swoimi duńskim i norweskim odpowiednikami - firmami Energinet i Gasco. Postępom tych rozmów przygląda się przedstawiciel Komisji Europejskiej.
Jak podkreślił Jakóbik, zakończone studia wykonalności projektu pokazały, że przy przepustowości 10 mld m sześc. projekt może być opłacalny. Zwrócił też uwagę na to, że wstępna procedura open season wzbudziła zainteresowanie rynku.
Procedura open season, czyli konsultacje rynkowe ws. planowanego gazociągu, pozwoli uczestnikom rynku przedstawić operatorom gazowych systemów Polski i Danii sygnały inwestycyjne, niezbędne do realizacji projektu gazociągu. Procedura ma też zapewnić przejrzystość i równe traktowanie wszystkich uczestników.
Zdaniem Jakóbika, sprowadzony z norweskich złóż gaz mógłby posłużyć nie tylko Polsce, ale reeksportowi do krajów Grupy Wyszehradzkiej i na Ukrainę. "To byłaby realna dywersyfikacja. LNG, choć jest bardzo +elastyczny+, to jego cena bywa zmienna. Dlatego architekci Korytarza Norweskiego założyli, że tylko dostawy gazociągowe, na mocy długoterminowej umowy, mogą trwale zapewnić stabilną i niską cenę (surowca - PAP), konkurencyjną do kontraktu jamalskiego" - mówił ekspert.
Kontrakt jamalski to długoterminowa umowa między PGNiG a Gazpromem na dostawy gazu do Polski z września 1996 r. i obowiązująca do 2022 r. Dotyczy ok. 10 mld m sześc. gazu transportowanego przez gazociąg Jamał-Europa. Polski odcinek rurociągu liczy ok. 683 km. Zapisy kontraktu były renegocjowane w 2010 r. ze względu na niekorzystne klauzule w nim zawarte. Ówcześni wicepremierzy Polski i Rosji, Waldemar Pawlak oraz Igor Sieczin, podpisali jesienią 2010 r. międzyrządowe porozumienie ws. zwiększenia dostaw gazu do Polski, a PGNIG i Gazprom podpisały aneks do kontraktu jamalskiego. Porozumienie dotyczyło zwiększenia dostaw rosyjskiego gazu do Polski o ok. 2 mld m sześc. rocznie. Zgodnie z tą umową tranzyt gazu został przewidziany do 2019 r., a dostawy do 2022 r. Rozmowy na temat dalszego losu kontraktu jamalskiego musza się odbyć w 2019 r.
Jakóbik zwrócił uwagę, że z zapowiedzi przedstawicieli rządu wynika, iż strona polska chciałaby "co najmniej" zmniejszyć wolumen dostaw z Rosji i zmienić warunki kontraktu jamalskiego na "bardziej elastyczne". Jego zdaniem, posiadając infrastrukturę w postaci terminalu LNG w Świnoujściu i Korytarza Norweskiego będziemy mieli lepszą pozycję negocjacyjną.
Opinię te podzielił Marcin Bodio, ekspert rynku ropy i gazu, dyrektor zarządzający Central Europe Energy Partners (CEEP). "Każda infrastruktura, która daje argumenty przetargowe, jest absolutnie potrzebna" - powiedział.
Jak mówił, Korytarz Norweski jest elementem szerszego unijnego projektu tzw. Północ - Południe, czyli planów budowy infrastruktury przesyłu nie tylko gazu ziemnego ale też ropy, IT, transportu. "W tej perspektywie Korytarz Norweski wpisuje się w szerszy projekt zbudowania w Polsce gazowego hubu, który może posłużyć do reeksportu gazu nie tylko na południe, ale na Ukrainę" - mówił.
Bodio zwrócił jednak uwagę, że przy planach budowy Korytarza Norweskiego trzeba zwrócić uwagę na niski stopień wykorzystania terminalu LNG w Świnoujściu, tym bardziej, że istnieją plany zwiększenia jego mocy regazyfikacyjnych z obecnych 5 mld m sześc. do 10 mld m sześc. rocznie. Ekspert przyznał, że to problem, z którym borykają się wszystkie terminale LNG w UE - ich moc wykorzystywana jest jedynie w 25-30 proc.
Zdaniem Bodio, w Polsce w pierwszej kolejności trzeba zrobić wszystko, by maksymalnie wykorzystać moce naszego terminalu. Sam projekt korytarza Norweskiego jest w jego przekonaniu potrzebny, bo wpisuje się w plany dywersyfikacji dostaw gazu do Polski. "Jednak ta dywersyfikacja nie może być oderwana od kryteriów ekonomicznych" - podkreślił. Jego zdaniem studium wykonalności i wstęp do tzw. procedury open seson dla gazociągu Baltic Pipe "kierunkowo potwierdziły oczekiwania" wobec projektu, choć - jego zdaniem - na ostateczne wnioski jest jeszcze za wcześnie.
Opinii o konieczności i opłacalności budowy Korytarza Norweskiego nie podzielił inny ekspert rynku ropy i gazu Andrzej Szczęśniak. Jego zdaniem projekt ten ma charakter "polityczny" i nie bierze pod uwagę realiów ekonomicznych.
Zdaniem Szczęśniaka pomysł sprowadzania gazu z Norwegii to nie tylko "nielicznie się z realiami ekonomicznymi", ale też - w jego opinii - ostatecznie trudno będzie do niego przekonać skandynawskich partnerów. "Jak przeprowadzić rurę o przepustowości 10 mld m sześc. przez Danię, która sama zużywa 4 mld m sześc. i która ma do tego najwyższe standardy środowiskowe. Ile będzie kłopotów z dopuszczeniami, protestami mieszkańców" - mówił.
Przypomniał, że to trzecie podejście do planów połączenia gazowego z Norwegią przez Danię.
Pod koniec rządów AWS w 2001 r. umowa została podpisana - zarówno na poziomie międzyrządowym, jak i między spółkami. Po zmianie rządu w 2001 r., następca ówczesnego premiera Jerzego Buzka, Leszek Miller odstąpił od projektu, twierdząc, że norweski gaz jest zbyt drogi. Kolejna próba - w latach 2005 - 2007 również nie przyniosła efektów.
drag/ pad/