Norweski koncern energetyczny wygrał pierwszą w historii aukcję mającą na celu budowę morskich farm wiatrowych u wybrzeży Stanów Zjednoczonych. W aukcji licytowano jednak nie cenę, którą chcieli zaoferować za sprzedaż energii inwestorzy, ale strefę, w której mają stanąć wiatraki. Do budowy wiatraków jednak jest jeszcze daleka droga ze względu na długotrwałe procedury, które mają poprzedzić finalną decyzję inwestycyjną.
Statoil pokonał w aukcji m.in. innych potentatów europejskiego sektora energetycznego, którzy budują morskie farmy wiatrowe – m.in. niemieckie innogy czy duński Dong.
Oferta za dzierżawę strefy przeznaczonej pod wiatraki, którą zaproponowała spółka Statoil Wind US LLC, wyniosła 42,47 mln USD.
Elektrownie wiatrowe mają stanąć u wybrzeży stanu Nowy Jork na wydzielonej do tego celu powierzchni ponad 321 km2. Statoil szacuje, że w strefie, do której zyskał prawa, można ulokować wiatraki o łącznej mocy przynajmniej 1 GW.
W pierwszej fazie Statoil chce zbudować morskie elektrownie wiatrowe o łącznej mocy 400-600 MW.
Oferta norweskiego koncernu wymaga jeszcze akceptacji przez Departament Sprawiedliwości (Department of Justice) oraz Federalną Komisję Handlu (Federal Trade Commission). Statoil musi wpłacić sumę, którą zaoferował w aukcji, na konto urzędu o nazwie Bureau of Ocean Energy Management.
Zwycięzca aukcji ma się teraz zająć badaniami morskiego dna, możliwości przyłączenia do sieci czy warunków wiatrowych.
Norwegowie mają 12 miesięcy na złożenie studium wykonalności, tzw. site assessment plan (SAP), w zakresie zainstalowania instalacji służących do pomiaru warunków pogodowych i oceanicznych. Następnie będą mieć do czterech lat na wykonanie studium wykonalności tzw. construction and operations plan (COP). Dopiero potem amerykańskie władze mają zająć się oceną oddziaływania tej inwestycji na środowisko.
Statoil zapewnia, że udział w amerykańskiej aukcji dla offshore to element nowej strategii, która zakłada stopniowe zwiększanie aktywności w sektorze odnawialnych źródeł energii. Statoil był dotąd aktywny na europejskim rynku offshore, angażując się w projekty kilku morskich farm wiatrowych.
Norweski koncern jest też pionierem w rozwoju technologii pływających elektrowni wiatrowych, które, w przeciwieństwie do turbin powszechnie wykorzystywanych w morskiej energetyce wiatrowej, nie są na stałe przytwierdzone do morskiego dna.
Prototypową, pływającą elektrownię wiatrową Statoil testował przez kilka lat u wybrzeży Norwegii, a teraz chce zbudować u wybrzeży Szkocji morską farmę wiatrową złożoną z kilku takich turbin.
Wykorzystanie pływających turbin wiatrowych to nie tylko niższe koszty inwestycji, ale także możliwość ulokowania elektrowni wiatrowych na dużych głębokościach, na których budowa instalacji przytwierdzonych do morskiego dna byłaby zbyt droga lub po prostu niemożliwa technicznie.
Wcześniej Statoil wyraził też zainteresowanie budową morskich farm wiatrowych, które miałyby powstać w pobliżu archipelagu Hawajów. Norwerski koncern zasygnalizował możliwość budowy wiatraków o łącznej mocy 800 MW. Federalne Bureau of Ocean Energy Management wystosowało do inwestorów zapytanie w tej sprawie, zapewniając możliwość wydzielenia pod morskie wiatraki stref wielkości ok. 1 962 km 2.
Na razie jedyna morska farma wiatrowa u wybrzeży USA znajduje się w pobliżu wyspy Rhode Island, w północno-wschodniej części USA. Moc uruchomionej oficjalnie w ubiegłym tygodniu morskiej farmy wiatrowej wynosi jednak tylko 30 MW i ma ona produkować w skali roku 125 GWh energii elektrycznej.