Madryt jest gotowy, by dać "zielone światło" dla rozpoczęcia poszukiwań i wydobycia ropy naftowej na Wyspach Kanaryjskich. Decyzja w sprawie wartego 7,5 mld dol. projektu może zakończyć 10-letni spór pomiędzy jego zwolennikami i przeciwnikami - informuje "Financial Times".
Wyspy Kanaryjskie to jeden z najbardziej popularnych regionów, w których Europejczycy spędzają wakacje. Od wielu lat to właśnie przemysł turystyczny Hiszpanii jest przeciwnikiem rozpoczęcia poszukiwań ropy w pobliżu archipelagu. Sprzeciwiają się też lokalni działacze.
Jak informuje "Financial Times, hiszpańska spółka Repsol, stojąca na czele konsorcjum firm, które mają prowadzić prace poszukiwawcze ocenia, że złoża mogą zawierać nawet 2,2 mld baryłek ekwiwalentu ropy. Jeśli potwierdzą się te szacunki, możliwe byłoby wydobywanie dziennie 110 tys. baryłek, co pokryłoby 10 proc. rocznego zapotrzebowania kraju na surowiec. Gazeta pisze, że decyzja o rozpoczęciu poszukiwań będzie częścią dużego zwrotu w polityce energetycznej w Hiszpanii, który już doprowadził do obcięcia dopłat do odnawialnych źródeł energii i postawienia na krajowe wydobycie węglowodorów. Jest to w części efekt kryzysu gospodarczego, ale również odzwierciedla tendencję obserwowaną w całej Europie - ograniczania zależności od zewnętrznych dostawców gazu i obniżania kosztów zużycia energii.
"Przez wiele lat pod rządami socjalistów Hiszpania były bardzo mocno nakierowana na rozwój odnawialnych źródeł energii, szczególnie słońca i wiatru. Teraz to się skończyło. (...) Chodzi o ograniczenie znacznego uzależnienia kraju od zagranicznych dostaw ropy, poprzez wiercenia w poszukiwaniu surowca i technologię szczelinowania hydraulicznego" - powiedział hiszpański profesor Mike Rosenberg, cytowany przez "FT".
Hiszpania obecnie importuje ponad 99 proc. ropy, co bardzo uderza w jej bilans handlowy. Rząd hiszpański liczy, że rozpoczęcie wierceń na Atlantyku pozwoli znaleźć nowe źródła przychodu i przyciągnie inwestycje, a w rezultacie obniży rachunek za import energii, który dziś wynosi ok. 40 mld dolarów rocznie.
Projekt ma jednak swoich sceptyków, którzy ostrzegają, że rozpoczęcie wierceń w pobliżu archipelagu uderzy w turystykę - jedną z gałęzi gospodarki, które hiszpańskiemu budżetowi przynoszą największe wpływy. Przeciwko projektowi opowiedzieli się znani celebryci, m.in. aktorka Penelope Cruz.
"Lokalny parlament, lokalny rząd, gminy i ludzie na ulicach - wszyscy są przeciwni temu projektowi. To jest antydemokratyczne" - powiedział Pedro Hernández, członek organizacji Ecologistas en Acción cytowany przez "Financial Times".
Podobne obawy słychać w innych częściach Hiszpanii. Lokalni aktywiści na Ibizie są przeciwni wierceniom na wodach w pobliżu Balearów. Ruchy protestacyjne powstały także w północnej Hiszpanii - Asturii, Kantabrii i kraju Basków, sprzeciwiające się szczelinowaniom hydraulicznym.