Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, kitesurfing nie zastąpi windsurfingu na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janerio. - Jestem zaskoczony tą decyzją, ale też oczywiście zadowolony - mówi Przemysław Miarczyński.
W maju tego roku Międzynarodowa Federacja Żeglarska (ISAF) podjęła decyzję o usunięciu z programu przyszłych igrzysk windurfingowej klasy RS:X i zastąpieniu jej kitesurfingiem. Dla polskich zawodników nie była to dobra informacja, w windsurfingu bowiem liczymy się na świecie, czego dowodem były dwa brązowe medale olimpijskie zdobyte w Londynie przez Zofię Noceti-Klepacką i Przemysława Miarczyńskiego.
Czytaj także: Wodniacy wolą brąz
Wydawało się, iż sprawa jest już przesądzona, nasi zadownicy pogodzili się z myślą, że będą musieli "przesiąść się" na inny rodzaj sprzętu (czytaj: Zamienię deskę z żaglem na deskę z latawcem). Niespodziewanie, ostateczną decyzję w tej sprawie podjął w sobotę w Dublinie walny zjazd światowej federacji. Brzmiała ona: windsurfingowa klasa RS:X kobiet i mężczyzn jednak pozostanie w programie olimpijskich regat.
- Tak jak byłem zaskoczony decyzją o zamianie windsurfingu na kajta, tak teraz jestem zaskoczony tym, że z tego pomysłu się wycofano - powiedział nam Przemysław Miarczyński. - Już nawet zaczęliśmy z Zosią Klepacką ćwiczyć na kajcie, zainwestowaliśmy w odpowiedni sprzęt. Ale oczywiście jestem z takiego obrotu sprawy zadowolony, ponieważ zaoszczędzi nam to uczenia się nowej dyscypliny. Będziemy doskonalić to, w czym już jesteśmy dobrzy.
Jak mówi nasz brązowy medalista z Londynu, najlepszym wyjściem z sytuacji byłoby, gdyby obie dyscypliny znalazły się w programie igrzysk olimpijskich. Tak czy inaczej, decyzja ISAF pozwala myśleć o kolejnych medalach za cztery lata w Rio de Janeiro. Oprócz Miarczyńskiego i Noceti-Klepackiej wśród faworytów wymieniani się Piotr Myszka oraz Paweł Tarnowski i Maja Dziarnowska.
Czesław Romanowski
Zdjęcie: SKŻ Ergo Hestia Sopot