Pamiątkowe fotki ze Stadionem Narodowym już wykonane. To znak, że jastarnicy dotarli do Warszawy. Z Torunia - gdzie ostatnio zatrzymała się wyprawa łodziowa - jastarnicy popłynęli w kierunku Wyszogrodu. Tu załogi czterech pomeranek przenocowały, by następnego dnia - w środę - ruszyć w stronę Warszawy.
- Płynęliśmy praktycznie cały dzień z krótką przerwą na postój za Twierdzą Modlin - relacjonuje Tyberiusz Narkowicz z Waśleupera. - Tu nieco odpoczęliśmy i wykąpaliśmy się.
Czytaj więcej: Na pomerankach chcą dotrzeć aż do Sandomierza
Gdy jastarnicy ruszyli w dalszą podróż, trafili na motorowodniaka, który utknął na jednej z mielizn. Na pokładzie był sam, więc nie mógł własnymi siłami ściągnąć łódki z piaszczystej łachy. - Pomogliśmy mu, by mógł płynąć dalej - relacjonuje burmistrz Jastarni.
Jastarnicy też mają problemy z mieliznami, bo stan wody na Wiśle jest dość niski. Kilka razy pomeranki już stawały na piachu, ale dla Kaszubów to nie był problem. - Zatrzymywaliśmy się i pomagaliśmy sobie nawzajem - opowiada Tyberiusz Narkowicz. - A potem razem ruszaliśmy w dalszą trasę.
Jednak niska woda nie zawsze musi być przeszkodą. Bywa, że nawet pomaga w żegludze. - Zwłaszcza przy mostach, gdzie nie musimy spuszczać masztów - mówi Narkowicz.
W okolicach Warszawy na pokładzie Waśleupera zaczęło się robić nerwowo. Do tej pory wiatr raczej nie sprzyjał naszym żeglarzom i wiał prosto w nos, więc jednostki z konieczności musiały iść na silnikach.
Tymczasem Klaudiusz Narkowicz za punkt honoru postawił, że Kaszubi do stolicy muszą wejść na żaglach. - Wreszcie zawiało tak, że mogliśmy je postawić i cała Warszawę, aż do Portu Czerniakowskiego, dopłynęliśmy na pełnych żaglach - śmieje się Tyberiusz Narkowicz.
Na żaglach nasi mieszkańcy Waśleuperem płynęli też po Zalewie Włocławskim. - Ale w połowie drogi musieliśmy zrezygnować, bo koledzy, którzy szli na silnikach mocno nam odpłynęli a my w tym czasie musieliśmy mocno halsować - opowiada burmistrz.
pen