Żegluga

Kadłub japońskiego masowca klasy cape size o nazwie Wakashio, który kilkanaście dni wcześniej osiadł na mieliźnie u wybrzeży Mauritiusa, rozpadł się 15 sierpnia br. na dwie części. Przypuszcza się, że w zbiornikach może jeszcze być olej napędowy w nieznanej dokładnie ilości.

Część rufowa - z przedziałem maszynowym, nadbudówką, zbiornikami paliwowymi i małą częścią przedziału ładunkowego - pozostała na rafie, stanowiąc już teraz znikome zagrożenie ewentualnego dalszego zanieczyszczenia środowiska morskiego.

Do obszernych pęknięć i złamania kadłuba doszło już wcześniej, ale o jego ostatecznym rozpadnięciu się zawiadomił w sobotę portal informacyjny "Le Mauricien" i rozgłośnia radiowa "Rèseau Outre-Mer". Część obejmująca większość przedziału ładunkowego zaczęto odholowywać - stwierdził Alain Donat z ministerstwa żeglugi morskiej Mauritiusa. Na razie nie wiadomo jednak dokąd.

Z kolei niezależny doradca ds. ochrony środowiska Sunil Korwarkasing potwierdził w wypowiedzi dla agencji DPA przełamanie się statku, na podstawie zdjęć wykonanych przez drony.

300-metrowej długości masowiec (nr IMO 9337119, nośność 203 130 t, rok budowy - 2007 r., państwo bandery - Panama, armator zarządzający / operator - Nagashiki Shipping Co. Ltd)., który płynął z Chin do Brazylii po ładunek, osiadł 25 lipca, ok. godz. 16:00 czasu UTC na mieliźnie w pobliżu rafy koralowej u wybrzeży Pointe d'Esny w południowo-wschodnim Mauritiusie. Szóstego sierpnia jeden ze zbiorników został uszkodzony (wtedy zaczął się proces pękania i rozpadu kadłuba) i ponad 1000 ton ropy przedostało się do wody.

Tysiące mieszkańców i wolontariuszy od tamtego czasu próbowało usunąć ropę i - także przy pomocy zaimprowizowanych barier - powstrzymać rozprzestrzenianie się zanieczyszczeń. Francja przysłała na pomoc okręt marynarki wojennej, samolot i doradców technicznych. Na nadchodzące dni zapowiadane jest pogorszenie się warunków pogodowych z falami sięgającymi do 5 metrów, co może znacznie utrudnić akcję ratowniczą.

W ostatni czwartek armator informował, że prawie cała pozostała ilość - 3000 ton oleju napędowego znajdującego się na statku po zaistniałym rozlewie, została ze zbiorników usunięta. W sobotę nie było jednak jeszcze wiadomo, ile dokładnie paliwa jeszcze w nich pozostawało.

Rząd Mauritiusa mówi o "największej katastrofie ekologicznej", jaka kiedykolwiek dotknęła ten kraj, a premier Pravind Kumar Jugnauth zaraz po zaistnieniu rozlewu olejowego ogłosił stan klęski żywiołowej. Władze wyspiarskiej republiki domagają się od japońskiego armatora odszkodowania za zanieczyszczenie środowiska.

Republika Mauritiusu z 1,3 mln mieszkańców przyciąga rokrocznie setki tysięcy gości. Turystyka jest ważną gałęzią gospodarki tego kraju, która jednak w tym roku, ze względu na pandemię koronawirusa odnotowała poważne spadki dochodów.

"Gdy 25 lipca statek wszedł na mieliznę, miał w zbiornikach około 3800 paliwa Very Low Sulphur Fuel Oil (VLSFO), czyli niskosiarkowego paliwa ciężkiego i ok. 200 ton oleju napędowego - diesel oil (DO). Pozostająca po rozlewie ilość paliwa, szacowana na ok. 3000 ton, została wypompowana ze zbiorników statku do małych zbiornikowców do 12 sierpnia. Około 100 ton olejów smarnych i resztek paliwa odebrano ze statku do 14 sierpnia. Około godz. 14:00 czasu lokalnego, 15 sierpnia, powiększyło się pęknięcie w rejonie ładowni nr 8. co doprowadziło do rozpadnięcia się kadłuba" - czytamy w oświadczeniu armatora - Nagashiki Shipping Co., Ltd. - z 16 sierpnia.

Rozlew olejowy o wielkości ok. 1000 ton, niewątpliwie stanowi duży problem dla środowiska naturalnego, jednak używane przez media określenia w rodzaju "katastrofa ekologiczna" są przesadzone. Nawet dla tak niedużego obszaru wyspiarskiego kraju jakim jest Mauritius, ilość oleju, która wyciekła nie jest "katastrofalna". Duża część zanieczyszczeń została już zebrana, a pozostała nie stanowi problemu w skali aż tak dużej, jak się sugeruje. W ciągu roku lub nawet szybciej akwen ten powróci do pierwotnego stanu, a szkody, choć niewątpliwie wystąpiły, nie są "nieodwracalne", nawet, jeżeli rufowa część statku (prawdopodobnie niemożliwa do usunięcia, ze względu na wielkość i aktualny stan) pozostanie na mieliźnie i będzie musiała być zdemontowana na miejscu.

Tymczasem pojawiły się już głosy krytykujące działania rządu Mauritiusa i sugerujące, że urzędnicy tego kraju byli zbyt pewni siebie lub źle ocenili ryzyko. Gdy doszło do wejścia statku na mieliznę, uspokajano opinię publiczną. Gdy pogarszająca się pogoda przeszkodziła w realizacji procedur opisanych w narodowym planie opanowania rozlewów olejowych (National Oil Spill Contingency Plan) i 5 sierpnia obserwatorzy meldowali już o małych plamach oleju na powierzchni wody wokół statku, minister ds. środowiska wciąż zapewniał, że "ryzyko rozlewu olejowego jest nadal małe".

Zaledwie kilka godzin później niektóre przedziały (zwłaszcza ładownie 8 i 9) zaczęły być zalewane, a nabierający wody statek zaczął tonąć i mocniej osiadać na mieliźnie. Jednocześnie doszło do rozlewu oleju na większą skalę. I wtedy urzędnicy zmienili ton wypowiedzi. Premier nie tylko ogłosił "stan zagrożenia środowiska", ale przyznał również, że "państwo nie ma umiejętności i know-how, w kierunku usuwania statków, które weszły na mieliznę". Minister rybołówstwa stwierdził zaś w wypowiedzi dla mediów międzynarodowych: "Pierwszy raz mamy do czynienia z tego rodzaju katastrofą i nie mamy wystarczającego wyposażenia, które pozwalałoby rozwiązać ten problem". Minister spraw zagranicznych zwrócił się wtedy do ONZ, UE, Indii i Francji oraz innych krajów i organizacji, o pomoc.

Dodajmy, że dwa duże holowniki, które sprowadzono na Mauritius, musiały być zakontraktowane, a następnie dotrzeć na wyspę z dotychczasowego rejonu stacjonowania, co zajęło sporo czasu.

Reakcja mogłaby być natychmiastowa, gdyby specjalistyczny statek odpowiedzi na zagrożenia (Emergency Response Vessel - ERV / Emergency Towage Vessel - ETV) czy holownik ratowniczy stacjonował na miejscu, na Mauritiusie tak, jak to się dzieje w przypadku wielu państw na świecie. Państwo, które swoje utrzymanie zawdzięcza głównie turystyce (opartej na czystej wodzie oceanu i malowniczych plażach), powinno być w ten sposób przygotowane - być może bardziej, niż wiele innych, które takie statki ratownicze (należące do rządu albo czarterowane) mają do dyspozycji.

PBS

Fot.: Mobilisation Nationale Wakashio

Komentarz:

Przypomnijmy, że zbudowany w 2007 roku Wakashio ma 299,95 m długości, 50,00 m szerokości, 17,91 m zanurzenia, 24,10 m wysokości bocznej i charakteryzuje się wypornością 228 173 ton (masa statku pustego to 25 043 ton), oraz nośnością 203 130 ton i tonażem pojemnościowym brutto 101 932.
Do Gdańska, praktycznie każdego tygodnia, zawija przynajmniej jeden, a często dwa, kontenerowce o nośności rzędu 190-200 tys. ton i tonażu pojemnościowym brutto ponad 200 tys. jednostek.
Od kilku do nawet kilkunastu razy w ciągu roku, pojawiają się przy nabrzeżach w Gdyni lub pirsach gdańskiego Portu Północnego masowce klasy cape-size, zazwyczaj o nośności do ok. 170-180 tys. ton.
Również w gdańskim Porcie Północnym, w terminalu przeładunku paliw płynnych, pojawiają się z rzadka zbiornikowce o nośności do 300 tysięcy ton - klasy VLCC, a więc o połowę większe od Wakashio. Natomiast całkiem częstymi gośćmi są tam tankowce klasy aframax, czyli o nośności między 90 a 120 tys. ton.
Z naszych zgrubnych obliczeń wynika, że do polskich portów zawijały lub pojawiały się na naszych kotwicowiskach statki o nośności od 95 000 ton wzwyż, łącznie niemal 400 razy tylko przez ostatni rok (do 17 sierpnia 2020 r.).
W tym kontekście, a także w świetle lekcji płynącej z opisanego wyżej wypadku masowca Wakashio, błędem wydaje się decyzja polskich władz o rezygnacji z budowy (anulowanie przetargu i wynikająca stąd utrata dofinansowania większości kosztów budowy, już przyznanego / pozyskanego z UE) statku ratowniczego dla służby SAR (jak wiemy ze specyfikacji technicznej zawartej w dokumentacji przetargowej - o cechach także pozwalających realizować zadania ERV / ETV).
Na podobne zdarzenia bądźmy lepiej przygotowani niż Mauritius, czyli nie tylko na papierze - w dokumentach i opracowanych procedurach. Do ich realizacji trzeba mieć narzędzia w postaci jednostek pływających - holowników ratowniczych służby SAR lub statków typu ERV - adekwatnych do rozmiarów i częstotliwości odwiedzin dużych statków w naszych portach i na naszych wodach.
Piotr B. Stareńczak

Wakashio w pobliżu Mauritiusa. Fot.: Mobilisation Nationale Wakashio.
Wakashio w pobliżu Mauritiusa. Fot.: Mobilisation Nationale Wakashio.
Wakashio w pobliżu Mauritiusa. Fot.: Mobilisation Nationale Wakashio.
Wakashio w pobliżu Mauritiusa. Fot.: Mobilisation Nationale Wakashio.
Wakashio w pobliżu Mauritiusa. Fot.: Mobilisation Nationale Wakashio.
Wakashio w pobliżu Mauritiusa. Fot.: Mobilisation Nationale Wakashio.
Wakashio w pobliżu Mauritiusa. Fot.: Mobilisation Nationale Wakashio.
Wakashio w pobliżu Mauritiusa. Fot.: Mobilisation Nationale Wakashio.
Wakashio w pobliżu Mauritiusa. Fot.: Mobilisation Nationale Wakashio.
Wakashio w pobliżu Mauritiusa. Fot.: Mobilisation Nationale Wakashio.
Wakashio w pobliżu Mauritiusa. Fot.: Mobilisation Nationale Wakashio.
1 1 1 1
+1 Nic z tego nie wyjdzie
Potwierdziło się to, co pisałem przy drugim podejściu. Nikt nie jest i nie będzie zainteresowany Świnoujściem, ponieważ nie da się zbudować dobrze prosperującego terminala bez rozwiniętego zaplecza kolejowo-drogowego. Logistycy doskonale wiedzą, że brak możliwości sprawnego dowozu i wywozu kontenerów skazuje ten pomysł na niepowodzenie.
22 styczeń 2021 : 21:44 P. | Zgłoś
-3 tory
że niby tory do Świnoujścia nie dochodzą?
24 styczeń 2021 : 10:22 Masz | Zgłoś
+3 Proszę się rozejrzeć
I porównać przepustowość linii kolejowej do Świnoujścia z przepustowością tych do Gdańska i Gdyni. Ponadto przydałoby się również zbadać możliwości uruchomienia stałych połączeń kolejowych ze Świnoujściem. Nieodległy terminal w Szczecinie nie ma żadnych. Co najwyżej spedytorzy organizują transport kolejowy na własną rękę i to jest dramat.
24 styczeń 2021 : 12:11 P. | Zgłoś
+6 Jak najdalej
Jak najdalej niech się trzymają z floating gardensu stettin od morskiego Świnoujścia !! W tej dużej wiosce potrafią tylko niszczyć . Zamknęli wszystkie zakłady u siebie .Ostatnio zniszczyli piękną Morską Stocznię Remontową w Świnoujściu , która zawsze generowała zyski i płaciła podatki dla państwa , dopóki w 2012 roku łapy bankruta ze stettin floating gardensy zaczęły proces niszczenia dorobku kilku pokoleń świnoujskich stoczniowców . W grudniu i w tym roku politolog PiS wywozi cały nowoczesny sprzęt , wypracowany przez pracowników Świnoujścia , do stettin gryfia ! Gdzie jest państwo ? Dlaczego państwo samo się wyniszcza ? Czyżbyśmy czekali już na zaborców , którzy wprowadzą ordnung ?
25 styczeń 2021 : 10:34 stoczniowiec | Zgłoś
+3 właśnie, postawiłeś pytanie ...
gdzie jest państwo? otóż państwo masz w swojej stoczni, państwo masz w Gryfii. To nie Floating Gardens was zaorał, ale państwo, desygnując takich, a nie innych namiestników do zarządzania państwowym majątkiem. To, że państwo zaorało tą waszą manufakturkę (spójrz realnie, to tylko mała manufakturka, ot aka wyrośnięta stacja serwisowa jak Polmozbytowskie za komuny), a nie znacząca cokolwiek stocznia, to w sumie drobiazg. Zobacz, co państwo zrobiło np. z ST3 w Szczecinie, z nowoczesną wypasioną firmą. I to przy szumnych deklaracjach o energetyce wiatrowej.
25 styczeń 2021 : 13:59 gxc | Zgłoś
-5 ST3 to byl szwindel
ST3 to byla inwestycja niemiecka, dlaczego sie wycofali i kiedy? I dlaczego panstwo ma doplacac do nierentownych firm? Po zrobieniu ilus tam wiez Niemcy sie zwineli i pojechali do siebie, a caly syf po sobie zostawili panstwu. To jest w ogole typowe w Polsce> wszyscy pluja na firmy panstwowe, na wlasne panstwo, oddadza za psi grosz Niemcowi teren (no wlasnie) a potem jak Niemiec sie zwinie i zostawi po sobie zgliszcza, to ci sami krzycza "rzad ma wszystkie narzedzia, zeby to naprawic" Nie ma - nie ma przede wszystkim inteligentnych obywateli. Ma skorumpowana i zepsuta do szpiku kosci grupe ludzi, ktorzy wszystko torepduja, nauczeni latami transformacji, ze ile nakradna, to ich.
25 styczeń 2021 : 18:32 Dziaders | Zgłoś
+3 znowu zabierasz głos w sprawie, o której
nie masz zielonego pojęcia. To nie był żaden szwindel, tylko inters oparty o rachunek zakładający stałość dotacji do "zielonej energii". Nie była to "inwestycja niemiecka", ale mieszana z przewagą Polskiej (51%) Z chwilą obniżenia dopłat przez rząd Niemiec, wielu klientów zainteresowanych energetyka wiatrową zrezygnowało z planowanych inwestycji. Tym samym wypadł ze składu właścicielskiego niemiecki inwestor, a całość przejął Mars (ten sam, który jest właścicielem Gryfii, SPP, i jeszcze kilku innych stoczni na wschodnim wybrzeżu) O polskich planach budowy farm wiatrowych na Bałtyku, więc logiczne było utrzymanie firmy niezbędnej do realizacji tego typu planów. Jak widać, politycy dalej biją propagandową pianę, a o farmach wiatrowych na Bałtyku, będzie mówilo pewnie wtedy, gdy Niemcy sprzedadzą nam złom z likwidowanych farm na Morzu Północnym ....
25 styczeń 2021 : 21:12 gxc | Zgłoś
-5 Powiem ci w sekrecie, ze te rury moga wyspawac stocznie w Trojmiescie
No i co ty czlowieku mowisz? Kiedy zamknieto St3? Rok temu i to po kilku latach nic nie robienia. Wczesnie zrobili iles wiez dla UK, na farme otwarta w 2018 roku, czyli od ponad 2 lat nie maja pracy. energetyka wiatrowa dopiero w Polsce rusza, trudno powiedziec kiedy zaczna spawac kolejne wieze jesli jeszcze nie ma projektow. Powiedzmy za 2-3 lata. I ty chcesz zeby panstwo polskie utrzymywalo jakas bande darmozjadow w Szczecinie przez piec lat placic im pensje bo "za 5 lat beda wiatraki"? NIKT NORMALNY TAK NIE ROBI. Sorry. Jak firmy nie maja pracy, przez pol roku, czy rok, to bankrutuja. Tak jest wszedzie na swiecie. ale swiete krowy ze Szczecina musza miec garnuszek panstwa i huzia cala Polska niech sie na nich zrzuca. Prom zbudujcie najpierw. Takie rury tak naprawde bez problemu wyprodukuje sie w Trojmiescie, gdzie sa kompetencje wyzsze niz wymagane do spawania takich rur. To sa w sumie proste konstrukcje i to powtarzalne, seryjne.
26 styczeń 2021 : 18:58 Dziaders | Zgłoś
-3 I to byl szwindel
Na jakich warunkach dostali Niemcy tereny po stoczni, Polacy to byl tani outsourcing, zeby zachod tanio produkowal wieze wiatrakowe - jak im sie biznes troche popsul, to oczywiscie panstwo polskie musialo ten badziew przejac. To tez jest szwindel. Jesli nie oplaca sie czegos robic, to sie to zamyka, jesli niemiecki inwestor wypadl, bo sie doplaty skonczyly, to czemu polski rzad ma do tego doplacac? Klasyczny szwindel. Poczytaj sobie tez w sieci jak tam ludzie pracowali, bo jest troche na ten temat. Jedna wielka sciema.
26 styczeń 2021 : 19:01 Dziaders | Zgłoś
+7 to co piszesz, to kolejny kamyczek
do ogródka władzy. Przecież w całość zamieszana jest Skarb Państwa (przez ARP i powołane przez Agencję fundusze inwestycyjne takie jak Silesia, Mars i wiele innych) wsadzający swojaków (ignorantów) na intratne posadki. Tak było za czasów PO, tak jest i obecnie. Gdzie tu, k... , ta dobra zmiana???
26 styczeń 2021 : 19:22 gxc | Zgłoś
+4 Polska
To ukochany kraj , umilowany kraj , ukochane miasta I wioski etc...
25 styczeń 2021 : 12:51 Chopek Roztropek | Zgłoś
+4 Rozwój
O rozwoju Świnoujście wypowiada się zarząd portów a nie włodarze miasta? Świnoujście to kresowe miasteczko (37 tys mieszkańców), mające atuty w postaci kilku kilometrów pięknych plaż, czystej i najcieplejszej na Baĺtyku wody w zatoce, dostępu do zalewu szczecińskiego i rozlewiska Świny, unikalnej przyrody, bazy turystyczno-wczasowej na wyskim poziomie itd. Porównywanie tego maĺego miasta do Kopenhagi jest wielkim nieporozumieniem i to nie tylko z uwagi na różnice w ich wielkosci. Port w Kopenhadze jest portem komunalnym !!! (wspólny zarząd z Malmo) a miasto Świnoujście ma 0,18% udziałów w portowej spółce (resztę ma państwo). ZMPSiŚ może więc na swoim terenie robić co chce i jak pokazuje historia ma gdzieś to co życzą sobie mieszkańcy. Zrównoważony rozwój Świnoujścia widziany z przeszĺo 100 km ze Szczecina to raczej megalomański odlot, mający niewiele z realimi, ale potwierdzający prawdę, że w Polsce rządzą deweloperzy.!!!
25 styczeń 2021 : 14:42 Andy | Zgłoś
-5 Ty bys chcial, zeby o rozwoju Portow decydowali wlodarze miast?
Co najmniej dziwne masz oczekiwanie. Czyli np jak ja bede chcial zrobic zgodnie z przepisami powiedzmy zaklad fryzjerski, firme przewozowa, budowlana to w danej gminie czy miescie taki prezydent czy wojt moze mi powiedziec "nie ty nie bedziesz tu mial zakladu fryzjerskiego, bo my mamy inna wizje rozwoju". To sie nazywa uklad mafijny. Ten facet mowi o rozwoju portu i tylko portu, za ktory odpowiada. On nie mowi o rynku, chodnikach i parkach w miescie. On mowi o tym czym zarzadza. Jak mowi "Nasza wizja Świnoujścia" to on mowi o porcie i tylko porcie. Wizja portu w Swinoujsciu. Przeczytaj jeszcze raz. A potem dodaje, ze chce symbiozy z miastem, to chyba dobrze? Czepiasz sie i to glupio.
27 styczeń 2021 : 07:46 Tlumacz gugiel | Zgłoś
+3 Miasto
Nie rozumiesz jednej rzeczy, że każde miasto, każda gmina posiada Plan przestrzennego zagospodarowania, który po przyjęciu go przez radę miasta/gminy staje się prawem miejscowym. Plan powstaje latami i jest kompromisem wielu inicjatyw. Musi być przestrzegany przez wszystkie podmioty prowadzące działalność na danym obszarze. Nie po raz pierwszy mamy taką sytuację, że zarząd portu mający tereny w obrębie miasta ale będące własnością skarbu państwa, ma gdzieś ustalenia planu, w którego powstaniu brał aktywny udział. To prowadzi do urbanistycznego bałaganu. Tego typu problemy nie istnieją w Szczecinie, Gdyni czy Gdańsku. Są tylko w Świnoujściu, którego portem zarządzają prezesi ze Szczecina.
27 styczeń 2021 : 12:17 Stef | Zgłoś

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.7393 3.8149
EUR 4.2357 4.3213
CHF 4.5363 4.6279
GBP 4.9198 5.0192