Masowiec Star Europe przez 14 tygodni nie mógł zawinąć do portu i przekazać na ląd ciała marynarza, z powodu odmowy władz portowych spowodowanej strachem przed koronawirusem – informował w piątek TradeWinds.
Jak podaje norweski portal, władze portowe kilku państw odmówiły wpuszczenia statku, w wyniku czego przez ponad trzy miesiące pływał on z ciałem zmarłego marynarza, przechowywanym w chłodni. Wreszcie 1 lipca br., ku wielkiej uldze załogi i rodziny marynarza, masowiec zawinął do jednego z portów w Korei Południowej.
Norweskie źródło, cytując pracownika ateńskiej firmy Charterwell Maritime informowało, że władze portowe i straż przybrzeżna w kilkunastu krajach, do których wcześniej zbliżył się Star Europe (zbudowany w chińskiej stoczni New Times Shipbuilding, przekazany w 2017 roku armatorowi Star Bulk masowiec o nośności 180 700 ton), nie zezwalały na przetransportowanie na ląd ciała marynarza z obawy przed zakażeniem koronawirusem.
Od portu do portu z ciałem w chłodni
Makabryczny rejs Star Europe rozpoczął się 23 marca br. Gdy statek zbliżał się do Panamy, 48-letni marynarz z Indonezji stracił przytomność w czasie pełnienia wachty na mostku i zmarł, prawdopodobnie z powodu niewydolności serca. Jego ciało było przechowywane w chłodni, gdy statek przemierzał Ocean Spokojny, nie mogąc znaleźć kraju, który zgodziłby się go przyjąć.
Było to kilka krajów Ameryki Środkowej i Południowej oraz Dalekiego Wschodu. Ich władze portowe twierdziły, że nie dysponują zapleczem medycznym do przeprowadzania testów na obecność wirusa w ciele zmarłego i poddania testom całej załogi statku.
"Armator spotkał się z odmową zawinięcia statku do portu załadunku, a także brakiem zgody na udanie się do głównego portu bunkrowego w celu pobrania paliwa, nawet na kotwicowisku. Nie było medycznego uzasadnienia dla odmowy przyjęcia statku w porcie i uniemożliwienia przekazania ciała marynarza, nie mówiąc już o względach humanitarnych. Jesteśmy zaskoczeni postawą tych państw portowych, należących do IMO głównych ośrodków o dużym znaczeniu dla handlu morskiego, które odwróciły się plecami do marynarzy” – twierdzi ateńskie źródło, cytowane przez TradeWinds.
Armator podkreśla, że odmowy te nie miały nic wspólnego z kosztami ewentualnej repatriacji ciała do Indonezji, które zobowiązał się pokryć. Ani zmarły marynarz, ani żaden z członków załogi statku nie wykazywali żadnych objawów zakażenia Covid-19. Co więcej, nawet gdyby powodem śmierci Indonezyjczyka był koronawirus, nie byłoby żadnego ryzyka infekcji, gdyby pozwolono zabrać jego ciało na ląd.
Dezorientacja i brak przyzwoitości
W grę wchodziło także przeprowadzenie pochówku na morzu, do którego przychylała się nawet rodzina zmarłego marynarza, jednak armator chciał najpierw wyczerpać wszystkie możliwości przeniesienia ciała na ląd i późniejszego transportu do kraju pochodzenia.
Indonezyjski marynarz pozostawił po sobie żonę i dwoje dzieci. Jego rodzina nie była jedyną, która cierpiała z powodu tułaczki statku od portu do portu. Były też obawy, że wśród załogi mogą pojawić się problemy psychiczne.
Dziennikarz TradeWinds rozmawiał również z innym - niezależnym źródłem, które zna temat i potwierdziło ten bulwersujący incydent.
"To symptomatyczna postawa, pokazująca z jednej strony dezorientację, a z drugiej zwykły brak przyzwoitości przedstawicieli administracji portowych kilku państw w czasach pandemii Covid-19” – skomentowało drugie źródło cytowane przez norweski portal.
GL
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.