Najpierw sam wyciek, a następnie zbyt późne podjęcie szeroko zakrojonych działań ratunkowych. I w jednym, i w drugim przypadku zawinili ludzie. Dokładnie zaś, właściciele pechowej elektrociepłowni w Norylsku oraz lokalna administracja. Choć właściwie to jedno, bo od dawna lokalni urzędnicy i politycy siedzą w kieszeni potężnego koncernu Nornikiel - czytamy w relacji Fundacji Warsaw Institute. Skutki są dla przyrody w tej części Syberii opłakane. To największa tego typu ekologiczna katastrofa w Arktyce.
[Są już doniesienia mówiące, że - mimo wysiłków służb - olej napędowy z Norylska dotarł do Morza Karskiego, czyli do Oceanu Arktycznego - red.]Do wycieku 21 tysięcy ton oleju napędowego ze zbiornika na terenie elektrociepłowni w Norylsku doszło 29 maja. Jednak władze szczebla regionalnego i federalnego dowiedziały się o tym dopiero 31 maja. Przynajmniej, jeśli chodzi o faktyczną skalę awarii - i to bardziej z mediów społecznościowych (mieszkańcy Norylska kręcili telefonami filmiki z gigantyczną czerwoną plamą płynącą z nurtem rzeki Ambarna) niż od przedsiębiorstwa Nornikiel, właściciela, poprzez spółkę zależną, elektrociepłowni.
Dopiero 3 czerwca Władimir Putin ogłosił tam stan wyjątkowy na poziomie federalnym. Wszystko to jednak oznaczało, że wykwalifikowane ekipy ratowników chemicznych z całej Rosji trafiły do Norylska co najmniej o 48 godzin za późno. Nie dało się już uratować rzek Ambarna i Dałdykan. Olej napędowy dotarł też do dużego jeziora Piasina. Wypływa z niego rzeka o tej samej nazwie i kończy swój bieg w Morzu Karskim, części Oceanu Arktycznego.
Choć minister ds. sytuacji nadzwyczajnych Jewgienij Ziniczew (były wicedyrektor FSB i były oficer ochrony osobistej Putina) zapewnił 5 czerwca, że sytuacja została opanowana, to jednak rzeczywistość jest dużo gorsza. Przez tydzień udało się zebrać zaledwie 2 proc. wycieku - wynika z trudnego dostępu do koryta rzeki Ambarna, przecinającego bagna i podmokłą tundrę. Nie do końca swoją rolę spełniają też postawione na rzece przegrody.
Zasadniczo są one bowiem przeznaczone do walki z wyciekami ropy naftowej. Tymczasem olej napędowy jest dużo bardziej toksyczny, niektóre jego związki wchodzą w reakcję z wodą, w efekcie opadają na dno i pokrywają wszystkie żywe organizmy. Trudniej zbierać taką substancję niż te pływające tylko na powierzchni wody.
Wygląda na to, że oczyszczanie rzek, ich małych dopływów oraz jeziora będzie trwało nie tygodniami, a miesiącami. Skutki ekologiczne trzeba będzie zaś mierzyć w latach, a nawet dekadach.
Właściciel elektrociepłowni, w której doszło do wycieku, twierdzi, że to wina globalnego ocieplenia. Konkretnie zaś chodzi o topnienie wiecznej zmarzliny, na której stoi nie tylko pechowy zbiornik, nie tylko cała elektrociepłownia, nie tylko cały Norylsk, ale de facto cała północna Rosja.
Stopniowe tracenie przez wieczną zmarzlinę siły nośnej jest faktem. Na roztapiającej się Syberii chwieją się i pękają budynki, koleje, drogi. Działają jednak różne systemy monitoringu związanych z tym zagrożeń. We wspomnianej elektrociepłowni takiego nie było, choć zakład pochodzi z początku lat 80. XX w.
W efekcie nie zauważono pęknięć w betonowej podłodze zbiornika na olej napędowy - aż w końcu topniejąca zmarzlina nie utrzymała ciężaru. Podłoga się załamała, a tysiące ton zabójczej dla środowiska substancji błyskawicznie pokonały lądowy odcinek dzielący elektrociepłownię od rzeki.
Ostateczne wnioski co do przyczyny awarii ustali specjalna komisja. I nie jest wcale przesądzone, że "winnym" okaże się roztapianie wiecznej zmarzliny. Wiadomo, że we wcześniejszych latach różne inspekcje wskazywały na zły stan techniczny zbiornika, a dokładniej widoczną korozję jego stalowych ścian. Oczywiście firma nic sobie z inspekcji nie robiła, bo Nornikiel - światowy lider produkcji niklu, palladu i platyny - jest państwem w państwie w tej części kraju.
Główny właściciel koncernu, najbogatszy Rosjanin Władimir Potanin już zapewnił Putina, że na usuwanie skutków katastrofy "nie pójdzie nawet jeden rubel z państwowej kasy" i wszystkie koszty pokryje Nornikiel.
Oczywiście Kreml Potanina karał nie będzie, wszak to lojalny oligarcha, a Nornikiel to największy podatnik w Rosji. Ale to ostrzeżenie dla Putina. Nie da się wszystkim ręcznie sterować, lokalnie urzędnicy ukrywają przed "górą" fakty (jak kiedyś w Czarnobylu), a infrastruktura popada w ruinę.
z mediów (Fundacja Warsaw Institute)
Fot.: ESA / Wikimedia Commons; kremlin.ru