Stocznia Gdańska to polski kandydat do wpisania na prestiżową listę światowego dziedzictwa UNESCO. Miejsce to zasługuje na ochronę i upamiętnienie ze względów na swoją wyjątkowość. Jest zarówno kolebką Solidarności jak i miejscem unikalnego dziedzictwa przemysłowego.
Niestety ogromna część tego dziedzictwa, z wieloma ważnymi i ciekawymi obiektami, przestała istnieć w ciągu ostatnich kilkunastu lat, w wyniku braku należytej opieki konserwatora zabytków i za sprawą niewłaściwej polityki zarządu miasta.
Stocznia Gdańska była też niezwykłym miastem w mieście. Trzeba pamiętać, że był to jeden z największych zakładów przemysłowych czasu PRL, ale też doskonały przykład innowacyjnej myśli technicznej.
Tutaj zespół pod kierownictwem inż. Jerzego Doerffera opracował, np. nowatorskie rozwiązanie procesu konstrukcyjnego, polegające na montażu całego kadłuba w obrotowym łożu, co umożliwiło wykonywanie spawania dna i burt kadłuba w pozycji poziomej. Powstał tam także SS Sołdek - masowiec (rudowęglowiec) o napędzie parowym - prototyp małych masowców B30. To tylko kilka osiągnięć z długiej, imponującej listy.
"Stocznia Gdańska - Powstanie, Rozwój, Upadek" - autorski album fotograficzny Zenona Miroty, fotografika, który poświęcił swój talent jednemu zakładowi pracy, Stoczni Gdańskiej, gdzie przez 50 lat tworzył artystyczne zdjęcia, będące także dokumentalnym zapisem życia stoczni, jej produktów - statków i ludzi w niej pracujących. [do nabycia online]
Obiadowe przerwy przy grochówce i pogaduszkach
Warto pamiętać, że poza ważną rolą produkcyjną, gdański kompleks odgrywał też ogromnie istotną rolę społeczną. Stocznia Gdańska była miastem w mieście - w szczytowym momencie zatrudniała 17 tys. osób, które przyjeżdżały z całego kraju w poszukiwaniu pewnej pensji i zajęcia. Pracownicy często chcieli dorobić do podstawowego wynagrodzenia, dlatego każdego dnia spędzali tam nawet 12 godzin.
To powodowało, że na terenie zakładu powstawały liczne obiekty socjalne, m.in. żłobek i przedszkole, które zapewniały opiekę dzieciom zatrudnionych w stoczni, szpital, przychodnia, ale też punkty usługowe, np. krawiec czy pralnia. Bardzo rozbudowana była także baza gastronomiczna. – Pracownicy korzystali z nieistniającej dziś stołówki centralnej, która znajdowała się przy Bramie nr 2, były też mobilne pojazdy, gdzie sprzedawano kanapki. Można było również posilić się w licznych barach. Niektóre z nich przetrwały zresztą do dziś jak chociażby "I smaczniej, i taniej", gdzie można zjeść w dawnym stylu, np. flaki czy grochówkę i raczyć się atmosferą miejsca: zachował się tam wystrój z lat 70. i 80. - mówi Tomasz Błyskosz, kierownik oddziału terenowego Narodowego Instytutu Dziedzictwa w Gdańsku.
Przerwy obiadowe były też świetnym pretekstem do spotkań i pogaduszek, a przede wszystkim do chwili odpoczynku. Należy pamiętać, że praca w stoczni była niezwykle wykańczająca, często wiązała się z ekstremalną temperaturą i szkodliwymi pyłami. Dlatego momenty, gdy można było się od niej oderwać, były wyjątkowo potrzebne, zwłaszcza gdy dniówka trwała kilkanaście godzin.
Zabawa w rytm hitów Paula Anki i Piotra Szczepanika
Stoczniowcy spędzali razem czas także po pracy na wspólnych zajęciach i rozrywkach. Wybierali się na pikniki, grzybobrania, wspólne rajdy piesze i rowerowe. Zarządcy kompleksu dbali także o rozrywkę kulturalną, której jednym z centralnych punktów od 1956 roku były wydarzenia odbywające się w hali widowiskowej.
Jeśli ktoś myśli, że występowały tam wyłącznie zespoły zakładowe, jest w grubym błędzie. Widzowie mogli tam podziwiać największe gwiazdy polskiej estrady, m.in. Annę German, Sławę Przybylską, Piotra Szczepanika.
Pojawiali się tam również artyści światowego formatu. W 1959 roku była to słynna francuska piosenkarka i aktorka, a jednocześnie agentka wywiadu Josephine Baker, w 1963 roku Paul Anka - wykonawca słynnego hitu "Diana", a w 1966 roku legendarna Marlene Dietrich, która zasłynęła rolą w "Błękitnym aniele" oraz protestami przeciwko III Rzeszy. Historię hali zakończył tragiczny pożar w 1994 roku, który wybuchł podczas koncertu znanej trójmiejskiej grupy "Golden Life". Bilans pożaru to zabici i kilkuset rannych. Aby upamiętnić to wydarzenie zespół nagrał utwór, pt. "Życie choć piękne, tak kruche jest", a w miejscu głównego wejścia do obiektu pojawiła się tablica pamiątkowa ze słowami piosenki.
Na odreagowanie stresu? Najlepsze kwiatki lub karate!
Na co dzień stoczniowcy mogli korzystać też z oferty bibliotek, świetlic, domów kultury, teatrów czy muzeów. Filmy słuszne światopoglądowo wyświetlało od 1959 roku kino Panorama, które jednak zostało zamknięte po wypadku z udziałem jednego z widzów. Najważniejsze wiadomości przekazywały pracownikom wewnętrzna gazeta i radiowęzeł.
W zakładzie prężnie rozwijało się również życie sportowe. Działała, m.in. drużyna piłkarska, sekcja bokserska, karate, zapaśnicza, tenisa stołowego, żeglarska i piłki ręcznej. W budynku 93b mieściła się hala sportowa, w której ćwiczyły też kluby miejskie, niemające własnego miejsca do trenowania.
Pracownicy starali się jakoś oswoić industrialną przestrzeń, w której spędzali większość swojej doby także pod względem estetycznym. Tak aby nie kojarzyła im się wyłącznie z produkcją i godzinami spędzanymi na pracy.
– Charakterystycznym przykładem tego zaprzyjaźniania się z otoczeniem były ogródki zakładowe. Najczęściej kobiety sadziły tam kwiaty, w efekcie ich działań po halach pięły się też bluszcze. Wyglądało to niezwykle ciekawie, kiedy elementy statków jadące po szynach w stoczniowej scenerii mijały po drodze kolorowe klomby i pełne zieleni mury – opowiada Tomasz Błyskosz.
Walka o godną pracę ważniejsza niż rozrywka
Wszystkie te udogodnienia, którymi chwaliła się komunistyczna władza, nie rekompensowały jednak codziennych trudów. Początkowo pewna praca z czasem była coraz cięższa i gorzej opłacana, a wiele rodzin z trudem wiązało koniec z końcem. Stoczniowcy zamiast wokół rozrywek, zaczęli integrować się wokół walki o poprawę swoich warunków bytowych i walki o wolność. 14 grudnia 1970 roku na wieść o podwyżkach cen mięsa i innych artykułów spożywczych rozpoczęli strajk, który podejmowały inne zakłady, aż w końcu został krwawo stłumiony przez rządzących. Kolejny protest wybuchł w lipcu 1980 roku po zwolnieniu Anny Walentynowicz, która głośno domagała się poprawy warunków pracy. Wystąpienie stoczniowców zmieniło się w ogólnopolską walkę z reżimem, która w efekcie doprowadziła do trwałych przemian ustrojowych i obalenia komunizmu w Polsce.
rel (Narodowy Instytut Dziedzictwa / Newseria)
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.