Podczas pierwszej i drugiej wojny światowej alianci postawili na Morzu Północnym i Norweskim gigantyczne zagrody minowe przeciw U-Bootom. Były to operacje bez precedensu i… bez sensu.
Na początek dwie uwagi. Pierwsza z nich dotyczy geografii, a ściślej fatalnego - z punktu widzenia możliwości prowadzenia działań morskich - położenia Niemiec. Dowództwo sił morskich tego państwa musiało się mierzyć z tym problemem podczas obu wojen światowych.
Generalnie wyjścia wydawały się dwa. Pierwsze mogło polegać na wydaniu walnej bitwy z Brytyjczykami na Morzu Północnym. Ale, żeby to w ogóle było możliwe, trzeba było dysponować flotą mogącą dorównać Royal Navy. Taka sytuacja istniała tylko podczas pierwszej wojny światowej. Próba rozegrania takiej bitwy, pod postacią bitwy jutlandzkiej, nie przyniosła jednak decydującego rozstrzygnięcia i flota niemiecka zaległa w bazach. Pozostała więc druga możliwość. Polegała ona na zaatakowaniu linii zaopatrzeniowych Wielkiej Brytanii przy pomocy U-Bootów. Niestety dla Niemców, wiodły one przez Atlantyk i tam właśnie trzeba było okręty podwodne wysłać. A ponieważ Brytyjczycy pilnie strzegli Kanału La Manche U-Booty musiały zatem dotrzeć na Ocean Atlantycki opływając Wyspy Brytyjskie. Aby do tego nie dopuścić Brytyjczycy wpadli na – genialny jak się wydawało w swojej prostocie – pomysł. Postanowili przegrodzić trasy potencjalnej marszruty niemieckich podwodniaków zagrodami minowymi. I – jak pomyśleli – tak zrobili.
Zagroda Jankesów
Zagroda Minowa Morza Północnego - tak nazwano zagrodę minową postawioną na Morzu Północnym, pomiędzy wybrzeżami Szkocji i Norwegii, podczas pierwszej wojny światowej. To dziwne, że w ogóle powstała. W Royal Navy było wielu, którzy wykazywali, że miny postawione w Kanale La Manche nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Zresztą i gdzie indziej też, jak np. w cieśninie Otranto. Zwracano uwagę, że zagrody te są za mało szczelne, a na dodatek wymagają stałego dozoru okrętów nawodnych, tak w dzień jak i w nocy. Okrętów, które byłyby bardziej pożyteczne choćby w osłonach konwojów. Wydaje się, że o decyzji postawienia zagrody na Morzu Północnym zadecydował w końcu nacisk Amerykanów. Brytyjczycy ulegli ich namowom tym bardziej, że to właśnie US Navy wzięła na siebie główny ciężar postawienia min.
Przedsięwzięcie było niesłychanie ambitne. Stawianie zagrody zajęło kilkunastu okrętom pięć miesięcy, a ostatnie miny postawiono pod koniec października 1918 r. a więc tuż przed zakończeniem działań wojennych.
Zagroda miała 370 km długości i od 24 do 56 km szerokości. Na trzech polach znalazło się w sumie niemal 72 tys. min morskich. Zostały ułożone w 18 rzędach na głębokości od 24 do 73 m. Było to największe jak dotąd przedsięwzięcie tego rodzaju w historii. Pomimo tego, skuteczność zagrody wydawała się wielce dyskusyjna.
Zakładano, że szansa wejścia U-Boota na minę w zagrodzie wynosi 66 proc. dla wynurzonej jednostki i 33 proc. dla zanurzonego okrętu. Tylko teoretycznie, bo w praktyce wskaźniki te spadały trzykrotnie. Tymczasem za pewne uznaje się zniszczenie na zagrodzie zaledwie 4 U-Bootów. Z pewnością nie rekompensuje to wysiłku i pieniędzy włożonych w postawienie zagrody. Zwłaszcza, że jej sprzątanie po wojnie pociągnęło za sobą kolejne wielkie nakłady. Pomimo tego nie brakowało obrońców przedsięwzięcia. Argumentowano, że Zagroda Minowa Morza Północnego nie mogła pokazać swoich wszystkich walorów gdyż została za późno postawiona. Kwestia jej skuteczności pozostała zatem otwarta.
Operacja SN
Kiedy wybuchła druga wojna światowa, w Wielkiej Brytanii wrócono do koncepcji minowania z pierwszej wojny. Tym bardziej, że po doświadczeniach sprzed dwudziestu lat strach przed U-Bootami był na Wyspach jeszcze większy. Tym razem Niemcy nie dysponowali nawodną flotą wojenną dorównującą Royal Navy i ciężar jej prowadzenia spadał na barki okrętów podwodnych. Pomińmy tutaj dyskusję czy strach ten miał realne podstawy. Po osiemdziesięciu latach od wybuchu drugiej wojny światowej jesteśmy bogatsi o wiedzę, którą nie dysponowali ówcześni ludzie. A oni byli przekonani o realnej możliwości „zagłodzenia Wielkiej Brytanii” przez sparaliżowanie szlaków komunikacyjnych przez U-Booty. W tej perspektywie postawienie zagrody minowej na Morzu Północnym (dokładnie w tym samym miejscu co w poprzedniej wojnie) uniemożliwiającej niemieckim okrętom podwodnym dotarcie na Atlantyk, wydawało się doskonałym rozwiązaniem. Szczególnie na początku wojny.
Kiedy jednak Niemcy zajęli Norwegię sprawa przestała być aktualna. U-Booty mogły teraz operować z baz norweskich, z których miały – poprzez Morze Norweskie – niemal bezpośredni dostęp do Atlantyku. Jeśli zagroda miała być postawiona – a Brytyjczycy nie zarzucili tej koncepcji – to musiało to zostać zrobione w innym miejscu. Wystarczy rzut oka na mapę, aby się przekonać w którym. Uznano, że Zagroda Północna, bo tak ją nazwano, zostanie postawiona pomiędzy północnym krańcem Wielkiej Brytanii (Orkady) a Wyspami Owczymi i Islandią. Dalej miny miały być rozrzucone od Islandii do Grenlandii na wodach Cieśniny Duńskiej. Jak widać, miała to być operacja o jeszcze większym rozmachu niż ta z czasów pierwszej wojny światowej.
Brytyjczykom służyły warunki geograficzne panujące na tych obszarach – zwłaszcza ukształtowanie dna oceanicznego ułatwiające postawienie min. W połowie 1940 r. rozpoczęli więc operację, którą zakodowali jako „SN”. Na jej bazę wyznaczyli miejscowość Kyle of Lochals na zachodnim wybrzeżu Szkocji. Do dokładnej lokalizacji położonych min posłużył okręt hydrograficzny Scott. Miał do spełnienia naprawdę ważne zadanie. Chociaż bowiem Zagroda Północna stawiana była przeciw okrętom wroga, na jej miny wejść mogły również jednostki brytyjskie i sojusznicze.
90 tysięcy min
Na początku stawiania zagrody Brytyjczycy musieli się zmierzyć przede wszystkim z problemem braku dostatecznej ilości okrętów, zdolnych do postawienia min. W tym momencie dysponowali zaledwie jedną (sic!) zdolną do tego jednostką, tzw. krążownikiem minowym Adventure, pozostającym zresztą w remoncie po uszkodzeniach doznanych po wejściu na niemiecką minę.
Brytyjczycy rozpoczęli budowę szybkich stawiaczy min, które sukcesywnie – od kwietnia 1941 r. – wchodziły do służby, ale były to siły nadal niewystarczające. I to nie tylko do tak wielkiego zadania jak Zagroda Północna, ale i w ogóle do potrzeb Royal Navy, która przecież stawiała też miny na innych akwenach.
W związku z tym sięgnięto po statki handlowe, przerabiając je na stawiacze min. W sumie zbudowano ich jedenaście, z czego pięć oddelegowano do stawiania min w ramach projektu SN. I tak powstał 1. dywizjon stawiaczy min, którego dowódcami byli, najpierw kontradmirał Frederic Wake-Walker, a następnie kontradmirał Robert Lindsay Burnett.
Minowanie, w ramach Zagrody Północnej, rozpoczęło się 9 lipca 1940 r. W morze wyszły wtedy stawiacze min: Southern Prince, Port Napier, Port Quebec i Menestheus. Ich eskortę stanowiło pięć niszczycieli i krążownik przeciwlotniczy.
W czasie tej pierwszej akcji, zespół postawił 1800 min między północnym wybrzeże Szkocji a Wyspami Owczymi.
Zgodnie z ówczesną brytyjską taktyką stawiania min, zespół osiągnął rejon minowania o zmierzchu, tak, aby w nocy postawić miny i o świcie opuścić rejon operacji. Chodziło zarówno o zapewnienia maksymalnej tajemnicy działania, jak i o bezpieczeństwo okrętów samego zespołu. Były one bowiem narażone na wypadki, kolizje, wejścia na dryfujące miny czy wreszcie ataki nieprzyjacielskich okrętów. Na cud zakrawa, że w tej sytuacji - w toku całej operacji - stracono zaledwie jedną jednostkę. 26 listopada 1940 r. Port Napier eksplodował i zatonął w porcie na skutek pożaru, który wybuchł podczas ładowania min.
Minowanie w ramach Zagrody Północnej trwało nieprzerwanie niemal do końca września 1943 r. a więc ponad trzy lata. W tym czasie Brytyjczykom udało się postawić nieco ponad 90 tysięcy min morskich (czyli o 20 tysięcy więcej niż w czasie pierwszej wojny światowej), w 59 zagrodach.
QP-13 idzie na dno
W momencie zajęcia przez Niemców Francji, U-Booty zaczęły operować z baz położonych na tamtejszych wybrzeżach. Atlantyk stanął przed nimi otworem. Już wtedy sensowność istnienia zagrody stanęła pod znakiem zapytania.
Oczywiście U-Booty musiały jeszcze do nowych baz dopłynąć z Niemiec, ale przecież nie postawiono zagrody za jednym zamachem, więc zawsze istniały luki, przez które można się było przedostać w drodze do Francji. Poza tym, sama zagroda nie okazała się barierą nie do przejścia. I to nie tylko dla okrętów podwodnych.
Szczególnie kompromitujące w tym względzie było przedarcie się w maju 1941 r. niemieckiego pancernika Bismarck i ciężkiego krążownika Prinz Eugen na Atlantyk drogą przez Cieśninę Duńską, w której zagroda była już wtedy postawiona. Co więcej okazało się, że zagroda była bardziej groźna dla swoich okrętów niż wrogich. Najbardziej jaskrawym tego przykładem było to. co przytrafiło się konwojowi QP-13.
Składał się on z 19 statków i pięciu okrętów osłony: trałowców oceanicznych Niger i Hussar, korwety Roselys i uzbrojonych trawlerów Lady Madaline oraz St. Elstan. Konwój wracał z Murmańska do Reykjaviku. 5 lipca 1942 r. zbliżył się do zagrody minowej postawionej zaledwie miesiąc wcześniej u północno zachodnich wybrzeży Islandii, u wejścia do Cieśniny Duńskiej. Konwój prowadził Niger, który miał mu zapewnić bezpieczne przejście pomiędzy minami.
Widzialność na morzu spadła poniżej mili, a wiatr osiągnął 8 stopni. Ok. godz. 22, w panujących ciemnościach, nawigator pomylił się w obserwacji. Wziął dryfującą górę lodową za ląd i, obawiając się kolizji, zarządził zmianę kursu wprowadzając konwój wprost na miny, przed którymi miał go uchronić.
Ok. godz. 22.40 Niger wyleciał w powietrze. Ze 127 członków załogi uratowało się zaledwie ośmiu. Przed zatonięciem Niger zdążył podać informację o pomyłce do reszty konwoju, ale było już za późno na działanie. Sześć statków weszło na miny, cztery z nich poszły na dno wraz z 55 ludźmi.
Dlaczego?
Jeśli dodać do tego, że nie ma żadnego potwierdzonego przypadku zatonięcia U-Boota na minach Zagrody Północnej i nie da się udowodnić, że stanowiła ona jakąkolwiek poważną przeszkodę na ich drodze na Atlantyk, to zdumiewający wydaje się upór Brytyjczyków w jej tworzeniu.
Niektórzy twierdzą, że był to osobisty upór ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla, przekonanego o genialności swoich koncepcji militarnych, które jednak nieraz kończyły się spektakularnymi porażkami.
A może problem jest głębszy? Może historia wielkich zagród minowych postawionych przez aliantów podczas obu wojen światowych powinna stać się przyczynkiem do rozważań na temat strachu (w tym przypadku przed U-Bootami) i jego znaczenia w podejmowaniu decyzji, nawet tych strategicznych?
Tomasz Falba
Fot.: Wikipedia
Artykuł pochodzi z 21. numeru miesięcznika POLSKA NA MORZU. Magazyn jest dostępny w punktach Empik i Salonikach Prasowych, w centrach handlowych i na dworcach. Wejdź na www.polskanamorzu.pl i zamów prenumeratę.