Admirał Jerzy Świrski jest chyba najbardziej niesprawiedliwie ocenianym oficerem w historii polskiej floty wojennej. Tymczasem to właśnie jemu zawdzięcza ona dni swojej największej chwały.
„Kontrowersyjny” – to najdelikatniejsze z określeń używanych w stosunku do wiceadmirała Jerzego Świrskiego, dowódcy polskiej Marynarki Wojennej w latach 1925-1947. Bywał i bywa odsądzany od czci i wiary (miał należeć do sekty teozoficznej). Za rzekomą apodyktyczność, intryganctwo, a nawet samobójstwo dowódcy okrętu podwodnego „Wilk” Bogusława Krawczyka. Wyrzuca mu się ucieczkę z kraju we wrześniu 1939 roku, szukanie protekcji u Brytyjczyków i że po wojnie brał od nich emeryturę (choć np. gen. Władysławowi Andersowi nikt tego nie wypomina).
Z tego wszystkiego prawdą jest tylko to, że – jak każdy – miał swoje wady. Reszta to wyssane z palca żale tych, którzy nie potrafią zrozumieć, że wielkość nie oznacza od razu ich braku. A bez wątpienia, na życie tego człowieka – przynajmniej tego co zrobił dla polskiej floty wojennej - patrzeć możemy w tej właśnie kategorii.
Najbardziej bolesne, że Świrski bywa przeciwstawiany admirałowi Józefowi Unrugowi, którego prochy wróciły w październiku z Francji do Polski. Nic bardziej mylnego. Świrski i Unrug tworzyli bowiem zgodny tandem, który niepodzielnie rządził polską Marynarką Wojenną w latach 1925-1939.
Dla cara i Ukrainy
Jerzy Włodzimierz Świrski urodził się 5 kwietnia 1882 roku w Kaliszu, w rodzinie oficera armii rosyjskiej o szlacheckim rodowodzie. Polskość i patriotyzm zaszczepiła w nim matka – Celina z domu Wasilewska.
Przyszły dowódca polskiej floty wojennej chciał – podobnie jak ojciec - robić karierę w carskiej armii. W 1894 roku wyjechał do Moskwy, gdzie przez sześć lat pobierał nauki w Korpusie Kadetów.
Następnie podjął decyzję o wstąpieniu do Morskiego Korpusu w Petersburgu, najprawdopodobniej dlatego, że w rosyjskiej Marynarce Wojennej nie było takich ograniczeń dla Polaków jakie obowiązywały w innych rodzajach carskiego wojska. Naukę zakończył w 1902 roku z drugą lokatą.
Został przydzielony do Floty Bałtyckiej. Do 1903 roku służył na krążowniku „Askold”, potem – przez kolejne dwa lata – z powodu choroby płuc (choć formalnie pozostawał w załodze „Askolda”) przebywał w Petersburgu.
Następnie został przeniesiony z Floty Bałtyckiej do Czarnomorskiej, gdzie jako oficer wachtowy, służył na pancerniku „Rostisław” w eskadrze ćwiczebnej, później zaś na transportowcu minowym „Dunaj”.
W 1905 roku otrzymał awans na porucznika marynarki. Służył na kilku jednostkach, by w 1908 roku zostać oficerem wachtowym na krążowniku „Pamiat’ Mierkurija”. W 1910 roku został oficerem nawigacyjnym na pancerniku „Swiatoj Jewstafij”. Rok później został flagowym oficerem nawigacyjnym w czarnomorskim Dywizjonie Torpedowców.
Krótko dowodził torpedowcem „Striemitielnyj”. W latach 1912-1914 był flagowym oficerem nawigacyjnym w dowództwie Brygady Pancerników na Morzu Czarnym zaokrętowanym na pancerniku „Pantielejmon”.
W momencie wybuchu pierwszej wojny światowej służył – jako główny nawigator – w Głównym Sztabie Floty Czarnomorskiej. W czerwcu 1918 roku, już w stopniu komandora, został szefem Głównego Sztabu Morskiego w Ministerstwie Marynarki dopiero co utworzonej Ukraińskiej Republiki Ludowej, potem również stanął na czele tego ministerstwa.
W grudniu 1918 roku zrezygnował z tej funkcji i podporządkował się Naczelnemu Polskiemu Komitetowi Wojskowemu na Wschodzie, by następnie stanąć na czele powstałej w Rosji Ligi Odrodzenia Marynarki Polskiej.
W marcu 1919 roku, na wezwanie gen. Józefa Hallera, przybył do Paryża i został przydzielony do Komitetu Narodowego Polskiego. Miesiąc później był już jednak w Warszawie, gdzie stanął na czele Sekcji Organizacyjnej Departamentu dla Spraw Morskich odrodzonej Polski szybko awansując na zastępcę szefa tego Departamentu.
Na przekór wszystkiemu
Oddelegowany na konferencję pokojową do Paryża, wystąpił również z propozycją utworzenia polskiego lotnictwa morskiego i brał udział w tworzeniu Urzędu Morskiego.
Podczas wojny polsko-bolszewickiej krótko pełnił funkcję szefa Departamentu dla Spraw Morskich.
Warto przy okazji zauważyć, że od 1919 roku rozpoczęła się przyjaźń Świrskiego z Józefem Unrugiem. Obaj doskonale się rozumieli. Na całe lata Unrug stał się najbliższym współpracownikiem Świrskiego.
W latach 1920-1922 przebywał w Pucku jako dowódca Wybrzeża Morskiego. W tym czasie opracował projekt organizacji polskiej floty wojennej.
W latach 1922-1925 pełnił funkcję pierwszego Dowódcy Floty. W tym czasie uczestniczył w otwarciu portu w Gdyni, przeniósł tam siedzibę Dowództwa Floty z Pucka.
19 maja 1925 roku mianowany został szefem Kierownictwa Marynarki Wojennej w Warszawie (Unrug zaś zaczął kierować dowództwem Floty w Gdyni). Od tej pory, to od starań Świrskiego zależał los polskiej floty wojennej. W 1931 roku został mianowany kontradmirałem przez prezydenta RP Ignacego Mościckiego. W pierwszym półroczu roku 1932 przebywał na urlopie zdrowotnym nad Morzem Śródziemnym.
Historia polskiej floty wojennej w II RP – od 1925 roku pod dowództwem Świrskiego - jest powszechnie znana, nie będziemy jej tu przytaczać. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka spraw, które na ogół uchodzą uwadze tych, którzy pisząc o niej skupiają się na okrętach. Tymczasem okrętami dowodzą ludzie.
Mało kto zdaje sobie dzisiaj sprawę, z jak wielu, i z jak wielkimi trudnościami musiał się zmierzyć Świrski, aby zbudować polską Marynarkę Wojenną, z której dzisiaj jesteśmy tak bardzo dumni.
Odrodzona Polska nie miała sił, aby stworzyć silną Marynarkę Wojenną. Na dodatek od razu musiała stoczyć śmiertelny bój ze Związkiem Sowieckim o przetrwanie. Sprawy floty wojennej nie były w tej sytuacji najważniejsze. A nawet kiedy młode państwo okrzepło nie brakowało tych, którzy argumentowali, że do obrony tego skromnego skrawka wybrzeża Bałtyku, który znalazł się w naszych rękach nie potrzebujemy wielkich sił morskich.
Co gorsza stanowisko to podzielał Józef Piłsudski. To, że w takich warunkach Świrskiemu udało się zbudować w miarę nowoczesną flotę wojenną zakrawa na cud. I trzeba to jasno powiedzieć – była to jego zasługa, jego konsekwencji i determinacji. Świrski był całkowicie oddany sprawom floty wojennej znosząc dla niej niejednokrotnie nawet upokorzenia.
Czy zatem należy się dziwić, że w maju 1939 roku podjął decyzję o wysłaniu do Wielkiej Brytanii trzech kontrtorpedowców w ramach planu „Peking”? To była słuszna decyzja biorąc pod uwagę późniejszy przebieg wojny. Ci, którzy go za to krytykują nie liczą się z realiami. Jedyny zarzut, jaki można postawić Świrskiemu to ten, że nie udało mu się wysłać na Zachód również innych jednostek, szczególnie okrętów podwodnych, które internowane w Szwecji, stały tam bezczynnie przez całą wojnę.
Wojenne zmagania
5 września 1939 roku, po niemieckim ataku na Polskę, Świrski ewakuował się do Pińska, potem przyłączył do Naczelnego Dowództwa, z którym opuścił kraj (i była to ze wszech miar słuszna decyzja). Przez Bukareszt dotarł do Paryża, gdzie podporządkował się rozkazom gen. Władysława Sikorskiego. Ten mianował go ponownie szefem Kierownictwa Marynarki Wojennej. To znamienny fakt, że Świrskiemu udało się uniknąć powrześniowych rozliczeń wśród generalicji i polityków sanacyjnych zorganizowanych przez Sikorskiego.
Pod koniec 1939 roku Świrski przeniósł się do Londynu, gdzie funkcjonował już do końca wojny i rozwiązania polskiej Marynarki Wojennej. Jego praca na stanowisku szefa Kierownictwa Marynarki Wojennej wymagała ciągłego lawirowania, tym razem nie tylko wśród swoich, ale i wśród sojuszników. Nieustanny rozwój polskiej floty na Zachodzie i jej dokonania w czasie wojny były również jego zasługą.
Świrski był typem dowódcy sztabowego nie liniowego. Wybitny organizator, wymagający dla siebie i podkomendnych, wyznaczający cele i konsekwentnie do nich dążący. Potrafił być szorstki w obejściu i zdecydowany w działaniu. Nie były to cechy lubiane wśród współpracowników i podkomendnych (choć z wieloma, jak choćby ze wspomnianym Unrugiem, umiał się doskonale dogadywać). W związku z tym, bywał na zewnątrz odbierany jako apodyktyczny czy nieprzystępny.
Na dodatek, część oficerów oskarżała go o tchórzostwo we wrześniu 1939 roku. Kiedy w listopadzie tego roku, wspólnie z gen. Sikorskim, pojawił się na powitaniu polskich okrętów podwodnych „Orzeł” i „Wilk”, które przedarły się z Bałtyku do Wielkiej Brytanii, ich kadra nie chciała mu podać ręki.
Trzeba powiedzieć, że bez względu na motywy, takie zachowanie oficerów było niedopuszczalne. Nie polepszało wzajemnych relacji pomiędzy nimi, a ich szefem. Co warte jednak podkreślenia Świrski potrafił przejść nad takim zachowaniem do porządku dziennego.
W styczniu 1941 roku został mianowany wiceadmirałem. W lipcu tego roku doszło zaś do samobójstwa dowódcy okrętu podwodnego „Wilk” Bogusława Krawczyka. Sprawa ta o mało nie złamała kariery admirała. Świrski bywa oskarżany o to, że był moralnie odpowiedzialny za tę śmierć.
W nieprzychylnych Świrskiemu relacjach sprawa jest przedstawiana w ten sposób, że oto zdolny i dzielny dowódca, na skutek intryg szefa Kierownictwa Marynarki Wojennej, został doprowadzony do ostateczności. Ale prawda była chyba bardziej skomplikowana. Nie radzący sobie z podwładnymi Krawczyk, kwestionujący rozkazy przełożonych, zabił się na wieść, że może mu zostać odebrane dowództwo okrętu.
Wiele wskazuje na to, że gen. Sikorski chciał wykorzystać sprawę śmierci Krawczyka do usunięcia Świrskiego ze stanowiska, ale ten interweniował u Brytyjczyków i Naczelny Wódz wycofał się z zamiaru. Świrski pozostał szefem polskiej floty wojennej do jej rozwiązania w Wielkiej Brytanii w roku 1947 – bo tylko on – również w oczach Brytyjczyków – dawał gwarancję jej prawidłowego funkcjonowania.
Życie po flocie
Po wojnie, Świrski wraz z żoną Marią, zamieszkał w Londynie. Żył z emerytury przyznanej mu przez Brytyjczyków. Władze PRL pozbawiły go w 1946 roku obywatelstwa polskiego. Decyzja ta została anulowana w 1971 roku. Świrski nie doczekał jednak tego. Zmarł po ciężkiej chorobie 12 czerwca 1959 roku. Pochowany został na cmentarzu w Brompton.
Przy ocenie dokonań wiceadmirała Świrskiego wyzbyć się należy myślenia życzeniowego. Dowódca polskiej floty wojennej w latach 1925-1947 działał w określonych – zwykle niesprzyjających sprawom morskim – warunkach. To co robił, decyzje, które podejmował były wynikiem realnych możliwości, a nie chciejstwa czy marzycielstwa. Świrski robił dla Marynarki Wojennej to co się dało i robił to najlepiej jak umiał. W okresie, kiedy dowodził polską flota wojenną nikt by tego lepiej od niego nie potrafił.
Tomasz Falba
Fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Artykuł pochodzi z 6. numeru miesięcznika POLSKA NA MORZU. Magazyn jest dostępny w punktach Empik i Salonikach Prasowych, w centrach handlowych i na dworcach. Można go również czytać i prenumerować w wersji cyfrowej na urządzeniach mobilnych, działających pod systemami Android oraz OS. Wejdź na www.polskanamorzu.pl i zamów prenumeratę.