Pentagon wybrał Wybrzeże Kości Słoniowej i Benin jako potencjalne lokalizacje dla swych baz wojskowych do walki z terroryzmem, piractwem morskim i przemytem transgranicznym w Afryce po tym, gdy zdecydował opuścić bazy w Nigrze.
Generał Michael Langley, szef Dowództwa USA w Afryce (AFRICOM) najpierw, na początku maja, udał się do Cotonou, aby spotkać się z prezydentem Patrice Talonem i szefem sztabu sił zbrojnych Beninu, generałem Fructueux Gbaguidim.
Kilka dni wcześniej Amerykanie dostarczyli sprzęt dla Sił Zbrojnych Beninu, w tym cztery ciężarówki z paliwem i częściami zamiennymi o wartości około 3 mln dolarów. Amerykańscy instruktorzy szkolą też wojska Beninu.
Przy okazji przekazania pomocy ambasador USA Brian Shukan wspomniał o rosnącym partnerstwie amerykańsko-benińskim i wspólnej determinacji we wspieraniu Beninu w walce z terroryzmem.
Amerykanie prowadzą negocjacje z Beninem z zachowaniem najwyższej dyskrecji. Choć pomysł utworzenia tam bazy pojawił się jeszcze przed opuszczeniem przez nich Nigru, niewiele informacji przedostało się do opinii publicznej.
Kolejnym krajem, z którym Amerykanie prowadzą rozmowy o ewentualnej budowie baz wojskowych, jest Wybrzeże Kości Słoniowej, zachodni sąsiad Beninu.
Prezydent Alassane Ouattara gościł Langley’a pod koniec kwietnia i według amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) wyraził wówczas zgodę na utworzenie bazy, pozostawiając szefowi sztabu swojej armii, Lassinie Doumbii, doprecyzowanie jej formatu.
Sąsiadem Wybrzeża Kości Słoniowej jest również Liberia. Choć ze względu na swe położenie, na bazy dla dronów kontrolujących Sahel się nie nadaje, może pełnić istotną rolę wsparcia dla amerykańskich baz ulokowanych na Wybrzeżu Kości Słoniowej czy w Beninie. Amerykańskie umocnienia już tam są. Co prawda pamiętają czasy II wojny światowej, ale to wciąż solidne, betonowe bunkry. Niegdyś strzegły plantacji kauczuku, jedynego dostępnego Aliantom źródła tego niezbędnego do prowadzenia wojny surowca. Liberia sprawdziła się jako sojusznik; w 1942 r. podpisała z USA porozumienie obronne, a dwa lata później wypowiedziała wojnę Niemcom i Japonii. Amerykanie mają tam bardzo solidne zaplecze, co ważne całkowicie pozbawione obecności Rosjan.
Nowe potencjalne lokalizacje amerykańskich baz mają sporo niedostatków w porównaniu z Nigrem, przede wszystkim w zakresie zasięgu. Amerykanie używają w Afryce dronów MQ9 Reaper, które mają zasięg 1550 mil, czyli około 2,5 tys. kilometrów. Nawet operując z północnych granic Wybrzeża Kości Słoniowej, Beninu czy branej również pod uwagę Ghany to za mało, by kontrolować dżihadystów w Libii, Algierii czy w dorzeczu Jeziora Czad, gdzie znajduje się prowincja Afryki Zachodniej Państwa Islamskiego (ISWAP).
Tadeusz Brzozowski