Usunięcie przez pograniczników rosyjskich boi granicznych na rzece Narwa, znajdujących się po stronie Estonii, było oczywistą prowokacją - oświadczyły w czwartek władze w Tallinie.
"Nie próbowaliśmy przeciwstawić się Rosjanom by uniknąć eskalacji. Użycie siły oznaczałoby otwarcie ognia z odległości. Ale będziemy dążyć do zwrotu boi środkami dyplomatycznymi" - powiedział na konferencji prasowej szef policji i straży granicznej (PPA) Estonii Egert Belitsev.
"Rosyjska akcja dokonana pod osłoną nocy, doskonale wpisuje się w szerszy schemat prowokacyjnych zachowań ze strony Rosji, na granicach z jej sąsiadami, uwzględniając te ostatnie z granicami Litwy i Finlandii" - oświadczyło wieczorem estońskie MSZ. "Estonia podchodzi do tego spokojnie i w wyważony sposób" - podkreślono w komunikacie, zwracając uwagę na wspólne działania kraju razem z sojusznikami.
Jak podała agencja BNS, 24 boje znajdujące się na Narwie po estońskiej stronie zostały usunięte przez rosyjską straż graniczną w czwartek nad ranem. Rosyjskie służby nie podały jak dotąd powodów swego postępowania.
To incydent graniczny, który wymaga wyjaśnienia - oświadczyła premier Estonii Kaja Kallas na czwartkowej konferencji rządu.
W ubiegłym roku strona rosyjska sprzeciwiła się instalacji przez służby estońskie około połowy z 250 planowanych nowych boi na rzece. Ich zadaniem jest m.in. ułatwienie nawigacji w regionie granicznym oraz uniknięcie przypadkowego wpłynięcia na terytorium Rosji. Rosjanie usunęli część z pierwszych 50 boi umieszczonych na rzece w połowie maja.
PPA potwierdziła, że mimo incydentu granicznego nie zamierza rezygnować z instalacji nowych pław nawigacyjnych.
Estońsko-rosyjska granica liczy ok. 338 km, z czego 76 km przebiega Narwą.
Mapa: Hannu / Wikimedia Commons