Brytyjska Armia ma poczucie, że bierze na siebie niemal cały ciężar brytyjskiej pomocy dla Ukrainy i uważa, że Royal Navy i RAF, czyli marynarka i siły powietrzne, powinny w większym stopniu w niej uczestniczyć - pisze w sobotę dziennik "Daily Telegraph".
Według źródeł gazety, w armii istnieje przekonanie, iż ogłoszone przekazanie 14 czołgów Challenger 2 i mające się zacząć w poniedziałek szkolenia ukraińskich żołnierzy w zakresie ich obsługi, są kolejnym przykładem tego, że bierze ona na siebie "lwią część" pomocy, a pozostałe elementy składowe sił zbrojnych powinny "pomóc w niesieniu tego ciężaru". "Jeśli poważnie myślimy o zapewnieniu, że Ukraina wygra, powinniśmy zmierzać w tę stronę" - mówi jedno z cytowanych źródeł.
"Daily Telegraph" przypomina, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wzywa zachodnich sojuszników, by w ślad za czołgami przekazali jego krajowi także samoloty wojskowe.
Jednak choć wysokie rangą źródło w RAF powiedziało, że w kwestii przekazania Ukrainie myśliwców "nigdy nie należy mówić nigdy", zaznaczyło jednocześnie, iż "nie jest to teraz priorytetem". Jak wyjaśniło, taki scenariusz może się pojawić, gdy "Rosja zostanie wyrzucona z Ukrainy i zaistnieje potrzeba prowadzenia przez Ukraińców misji patrolowych w celu ochrony swojej przestrzeni powietrznej".
Inne wysokie rangą źródło wojskowe broniło braku wsparcia ze strony sił powietrznych i marynarki wojennej, ponieważ "czołgi są tym, co przełamuje linie wroga". "Wyzwanie, które otrzymujemy w powietrzu i na morzu jest dwukrotnie większe. Nasze wyposażenie jest znacznie bardziej złożone w użyciu i wymaga dłuższego szkolenia na nim. To bardzo różni się od szkolenia wojsk lądowych na czołgach" - mówi.
Jak przypomina "Daily Telegraph", tuż po ogłoszeniu przez premiera Rishiego Sunaka decyzji o przekazaniu Ukrainie czołgów Challenger, dowódca armii gen. Patrick Sanders - zastrzegając, że Ukraina ich potrzebuje i skutecznie je wykorzysta - wyraził obawę, że tymczasowo osłabi to możliwości brytyjskiej armii.
Na początku grudnia, gdy żołnierze mieli zastąpić strajkujących funkcjonariuszy straży granicznej, ta sama gazeta pisała, że dowództwo armii nie jest zadowolone z tego, iż rząd zaczął sięgać po jej personel w każdej trudniejszej sytuacji, jak strajki, powodzie czy pandemia, podczas gdy takie sytuacje powinny być wyjątkowe.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński
HMS QUEEN ELIZABETH / Fot. Shutterstock