Organy administracji morskiej oraz ochrony środowiska nie podejmowały działań, które miały zapobiegać zagrożeniom ze strony materiałów niebezpiecznych zalegających na dnie Bałtyku – stwierdziła Najwyższa Izba Kontroli.
Rozpatrzenie informacji NIK o wynikach kontroli o przeciwdziałaniu zagrożeniom wynikającym z zalegania materiałów niebezpiecznych na dnie Morza Bałtyckiego było w czwartek tematem posiedzenia sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa.
Negatywie oceniono niepodejmowanie przez organy administracji morskiej oraz organy ochrony środowiska właściwych działań, mających zapobiegać zagrożeniom wynikającym z zalegania materiałów niebezpiecznych na dnie Morza Bałtyckiego, które posiadały informacje o istnieniu broni chemicznej w polskich obszarach morskich – powiedziała dyrektor delegatury NIK w Bydgoszczy Ewa Jasiurska-Kluczek.
Jak dodała, ocenę negatywną uzasadniono nieuwzględnianiem w realizowanych programach monitoringu środowiska, badań związków chemicznych pochodzących z bojowych środków trujących i produktów ich rozpadu oraz paliw i produktów ropopochodnych z wraków statków.
Stwierdzono także zaniechania administracji morskiej i ochrony środowiska spowodowane nieuznawaniem kompetencji przyznanych przepisami obowiązującego prawa, a także brak odpowiednich środków i sprzętu – kontynuowała Jasiurska-Kluczek.
Czytaj także:
Wszystko to zwiększało ryzyko wystąpienia katastrofy ekologicznej w skutek uwolnienia materiałów niebezpiecznych – dodała. - Wraz z postępującą korozją wraków i pojemników z bronią chemiczną oraz zwiększającym się wykorzystaniem polskich obszarów morskich wzrasta ryzyko nagłego i niekontrolowanego wycieku substancji niebezpiecznych w skutek zapadnięcia skorodowanych wraków oraz rozszczelnienia się pojemników z paliwem – podkreślała Jasiurska-Kluczek.
Z informacji NIK wynika, że w polskich obszarach morskich spoczywa ponad 400 wraków, w tym około 100 w samej Zatoce Gdańskiej. Zagrożenie stanowią wraki zawierające paliwo.
Według Jasiurskiej-Kluczek, najbardziej skażone jest środowisko dna w otoczeniu wraku Stuttgart, niemieckiego statku Kriegsmarine zalegającego w Zatoce Puckiej. Jednostka liczyła 171 metrów długości.
Był to transportowiec-statek szpitalny zatopiony w październiku 1943 r. – powiedziała Jasiurska-Kluczek. - W otoczeniu wraku powiększa się plama oleju o przybliżonej powierzchni (…) 41,5 hektara. Grunt wokół wraku jest skażony na głębokościach większych niż 0,3 metra. Monitoring skażeń dna w rejonach zalegania tego wraku wskazał, że stan środowiska odpowiada statusowi lokalnej katastrofy ekologicznej, ponieważ wokół tego wraku wytworzyła się strefa, w której zanikły wszelkie formy życia – dodała.
Czytaj także:
Działania ws. wraku Franken. Minister Gróbarczyk zabiera głos
Gróbarczyk: wrak tankowca Franken jest monitorowany, nie ma zagrożenia
Jak kontynuowała, fakt, że obszar skażenia stale się powiększa powinien według NIK spowodować przyspieszenie decyzji o podjęciu działań prowadzących do ograniczenia skutków skażenia.
Jednak zarówno minister gospodarki morskiej, jak i minister środowiska nie podjęli działań rekomendowanych w raportach instytutu morskiego – dodała.
Kolejnym zagrożeniem, o którym mówi NIK jest wrak statku Franken. To transportowiec zatopiony 8 kwietnia 1945 r., który został wcześniej zbombardowany. Jednostka miała długość 179 metrów.
W wyniku bombardowania jednostka została uszkodzona w część dziobowej – powiedziała Jasiurska-Kluczek. - Natomiast według oryginalnej dokumentacji niemieckiej, cała część zawierająca transportowane paliwo znalazła się w pozostałej niezbombardowanej części. Docelowo ta jednostka mogła być zatankowana olejem napędowym w ilości 6 tys. ton. Ostatnie badania przeprowadzone przez Fundację Mare i Instytut Morski w Gdańsku stwierdzają, że tego paliwa mogło być około 3 tys. ton – powiedziała.
Według informacji NIK, po zakończeniu II wojny światowej ogromne ilości broni chemicznej znaleziono w miejscowości Wolgast nad Bałtykiem. Leży ona kilkanaście kilometrów od miejscowości Peenemunde, gdzie konstruowano i wystrzeliwano pierwsze latające bomby i rakiety V1 i V2. Po zakończeniu wojny planowano zatopienie tej broni w Atlantyku, jednak ze względu na brak odpowiednich statków do transportu środków chemicznych zdecydowano, że zatopienie nastąpi w Bałtyku.
Podczas konferencji poczdamskiej ustalono, że miejscami oficjalnych zatopień będą Głębia Bornholmska i Głębia Gotlandzka, czyli obszary znajdujące się poza granicami lub na granicy polskich obszarów morskich. Jak jednak ustalono, również w polskich obszarach morskich znajdują się bojowe środki trujące. Z informacji Izby wynika, że bomby chemiczne zatapiano już podczas transportu do wyznaczonych miejsc; część broni chemicznej była umieszczona w skrzynkach, które mogły na znaczne odległości przemieszczać się dryfując.
NIK podała również, że w Głębi Gdańskiej, w której można było zatapiać tylko broń konwencjonalną również znajduje się amunicja zawierająca bojowe środki trujące w ilości około 60 ton. Jest to głównie gaz musztradowy. Wiadomo także, że miny oraz pojemniki z bojowymi środkami trującymi zatapiano w polskiej strefie ekonomicznej na głębokości do 100 metrów tj. w okolicach Dziwnowa, Kołobrzegu, Darłowa i Helu. Zalegają tam pociski artyleryjskie.
autor: Kacper Reszczyński
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.