Rosja planuje otworzyć misje handlowe w Senegalu i Tanzanii, aby ułatwić sobie dostęp do ich portów i połączyć już opanowany przez siebie śródlądowy Sahel z jednej strony z Oceanem Atlantyckim, a z drugiej z Oceanem Indyjskim.
Rosja kontynuuje ofensywę dyplomatyczną w Afryce. Tuż po zakończonym 10 listopada Forum Partnerstwa Rosja-Afryka w Soczi, czyli spotkaniu z afrykańskimi ministrami, szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow zapowiedział, że Moskwa wkrótce otworzy ambasady na Komorach, w Gambii, Togo, Sierra Leone, Nigrze, Sudanie Południowym i Liberii, a w Senegalu i Tanzanii powstaną misje handlowe.
Największe zdziwienie wzbudziły plany dotyczące Liberii, najbardziej proamerykańskiego i od USA uzależnionego kraju Afryki. Dla Rosji obecność w Liberii to nie tylko sprawa ambicji i likwidacja niemal jedynej „białej plamy” na mapie jej ekspansji w Afryce, ale przede wszystkim to możliwość korzystania z liberyjskich portów, z których afrykańskie produkty wywożą już Chińczycy.
Gdy zapowiedź Ławrowa dotarła do Monrowii, opozycja oskarżyła obecnego prezydenta Josepha Boakai, że chce spłacić dług zaciągnięty na Kremlu w czasie ubiegłorocznej kampanii wyborczej, która dała mu zwycięstwo i wyniosła do władzy. Poprzedni rząd w czasie tej kampanii jasno deklarował, że póki on jest u władzy, Rosja nie będzie miała swojego przedstawicielstwa w Liberii.
W Soczi Putin i jego ministrowie dużo uwagi poświęcili rozmowom o „bezpieczeństwie”, czyli eksporcie swojej broni i budowie w Afryce baz wojskowych. Obecny w czasie tych rozmów sudański wiceminister spraw zagranicznych zapewnił, że jego kraj wciąż jest zainteresowany realizacją umowy o budowie rosyjskiej bazy morskiej na wybrzeżu Morza Czerwonego w Port Sudan. Umowa podpisana w tej sprawie w 2017 roku została przystopowana przez wybuch wojny domowej w Sudanie między siłami rządowymi (SAF) a zbuntowanymi paramilitarnymi bojówkami Sił Szybkiego Wsparcia (RSF). Za port Rosja oferuje sudańskim władzom „nieograniczoną pomoc wojskową”.
Przeciągające się negocjacje z Sudanem sprawiły, że Kreml zainteresował się Senegalem na zachodzie i Tanzanią na wschodzie Afryki.
Już w kwietniu mijającego roku Roman Czekuszow, dyrektor departamentu w rosyjskim ministerstwie przemysłu, mówił o możliwym „kupieniu” portu morskiego przez prywatną rosyjską firmę w Senegalu bądź Tanzanii, aby uniknąć sankcji nałożonych na rosyjski eksport.
Dzięki portom tych dwóch krajów Rosja mogłaby połączyć z dwoma oceanami śródlądowy centralny Sahel, gdzie fizycznie wspiera junty wojskowe Mali, Nigru i Burkina Faso. Obecnie do wywozu wydobytych tam zasobów, czyli między innymi złota, diamentów i uranu, Moskwa wykorzystuje porty Kamerunu, który bezpośrednio graniczy tylko z jednym opanowanym przez rosyjskich najemników krajem - Republiką Środkowoafrykańską. Porty senegalskie ułatwiłyby transfer surowców i minerałów z całej zachodniej części Sahelu. Dlatego Rosja stara się zwiększyć swoją obecność w Senegalu. W ubiegłym miesiącu oznajmiła, że otworzy w tym kraju fabrykę Kamaza, w której produkowane będą, oprócz zwykłych ciężarówek cywilnych, opancerzone samochody wojskowe.
Zainteresowanie Tanzanią dowodzi natomiast, że Rosja zamierza zwiększyć swą aktywność w odciętym od morza Sudanie Południowym i sugeruje, że w przyszłości chciałaby zaznaczyć swą obecność w Demokratycznej Republice Konga, najbogatszym w minerały kraju Afryki i prawie równie w nie obfitującym, bardzo prorosyjskim Zimbabwe.
Z Monrowii Tadeusz Brzozowski