Szef biura bezpieczeństwa narodowego Tajwanu ocenił w środę, że chińskie manewry w pobliżu wyspy miały charakter propagandowy i nie stanowią wstępu do wojny. Władze w Pekinie zapowiedziały kontynuowanie tych działań, jeśli nie ustaną "proniepodległościowe prowokacje" ze strony Tajpej.
Celem zeszłotygodniowych ćwiczeń wojskowych chińskiej armii było "zastraszenie Tajwanu, a nie rozpoczęcie wojny" - powiedział dyrektor generalny Biura Bezpieczeństwa Narodowego Tajwanu Tsai Ming-yen, wskazując, że Pekin prowadzi działania w "szarej strefie" i "wojnę kognitywną".
W jego ocenie manewry były elementem "wewnętrznej propagandy i zewnętrznej deklaracji", mających dać do zrozumienia, że "Pekin sprawuje absolutną kontrolę nad sytuacją w Cieśninie Tajwańskiej, a także na kontynencie".
Tsai zaznaczył, że w przeciwieństwie do poprzednich manewrów te ostatnie, prowadzone pod kryptonimem "Joint Sword-2024A", obejmowały wysypy peryferyjne Tajwanu, leżące w pobliżu Chin, co demonstruje chęć "przekształcenia Cieśniny Tajwańskiej w morze śródlądowe".
Tsai dodał, że chińska armia zademonstrowała także "zdolność do szybkiej mobilizacji".
Manewry, rozpoczęte 22 maja po zaledwie trzech dniach od zaprzysiężenia nowego prezydenta Tajwanu Laia Ching-te, były - jak oświadczyła strona chińska - "karą" za przemówienie inauguracyjne, w którym powiedział, że państwa po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej "nie są sobie podporządkowane". Chiny, które uznały te słowa za deklarację, że oba kraje są odrębne. Władze w Pekinie traktują demokratycznie rządzony Tajwan za swoją zbuntowaną prowincję i nie wykluczają użycia siły w celu przejęcia nad nią kontroli.
Rzeczniczka chińskiego biura ds. Tajwanu Zhu Fenglian zagroziła dalszą chińską aktywnością wojskową, argumentując, że przeprowadzone ćwiczenia były "słusznym działaniem". "Prowokacje Tajwanu na rzecz niepodległości trwają, Armia Ludowo-Wyzwoleńcza kontynuuje więc działania mające na celu ochronę suwerenności narodowej i integralności terytorialnej" - przekazała.
Krzysztof Pawliszak