Brytyjski premier Boris Johnson pojedzie w przyszłym tygodniu do Arabii Saudyjskiej, by przekonywać jej władze do zwiększenia produkcji ropy naftowej, co ułatwiłoby wprowadzenie embarga na ropę rosyjską - podał w sobotę dziennik "The Times".
Wielka Brytania zapowiedziała w tym tygodniu, że do końca roku zrezygnuje z kupowania rosyjskiej ropy i gazu, podczas gdy część krajów zachodniej Europy jest przeciwna wprowadzeniu takiego embarga ze względu na koszty gospodarcze, które musiałyby ponieść. "The Times" zauważa, że Rosja eksportuje ok. 5 mln baryłek ropy dziennie, tymczasem Arabia Saudyjska ma zdolności produkcyjne pozwalające zwiększyć jej eksport o 2 mln baryłek, a Zjednoczone Emiraty Arabskie - o kolejny milion.
Kraje zachodnie w ostatnich latach ograniczyły relacje dyplomatyczne z Arabią Saudyjską w związku ze zleconym przez saudyjskiego następcę tronu księcia Mohammeda bin Salmana zabójstwem opozycyjnego dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego w 2018 r. Ale jak pisze "The Times", Johnson uważa, że kryzys wywołany rosyjską napaścią na Ukrainę uzasadnia jego wizytę w Rijadzie. Poza tym premier jest przeświadczony, że dzięki temu, iż utrzymuje on osobiste dobre relacje z Mohammedem bin Salmanem, ma większe szanse niż którykolwiek z innych przywódców grupy G7 przekonać go do zwiększenia produkcji. W ostatnich tygodniach Mohammed bin Salman oraz szejk ZEA mieli ponoć nie odebrać telefonu od prezydenta USA Joe Bidena, który również chciał rozmawiać o zwiększeniu produkcji.
Tymczasem w sobotę pojawiła się jeszcze jedna sprawa, która powoduje, że spodziewana wizyta Johnsona - jeszcze niepotwierdzona przez Downing Street - będzie politycznie kontrowersyjna. W sobotę w Arabii Saudyjskiej wykonano wyroki śmierci na 81 osobach, co jest największą jednoczesną liczbą egzekucji w tym kraju w całej historii monarchii.