Al-Hudajda strategiczny jemeński port w basenie Morza Czerwonego, o który od kilku miesięcy toczą się zażarte walki, powinien być czasowo oddany pod zarząd neutralnej instancji - oświadczyła w środę rzeczniczka amerykańskiego Departamentu Stanu Heather Nauert.
Al-Hudajdę odgrywa kluczową rolę, jako miejsce przeładunku międzynarodowej pomocy humanitarnej trafiającej do ogarniętego wojną domową Jemenu. W ocenie rzeczniczki amerykańskiego MSZ wydzielenie portu i przyznanie mu na pewien czas neutralnego statusu "pozwoliłoby stawić czoła ostremu kryzysowi humanitarnemu, jaki zagraża Jemenowi".
Batalia o Al-Hudajdę rozpoczęła się w czerwcu br. W ciągu pięciu miesięcy nieprzerwanych walk między jednostkami jemeńskiej armii i oddziałami szyickich rebeliantów Huti zginęło ponad 600 osób. Sytuacja zaostrzyła się na początku listopada, gdy siły rządowe i jednostki międzynarodowej koalicji pod przewodem Arabii Saudyjskiej rozpoczęły ofensywę na miasto. 11 listopada, w ciągu jednej tylko doby, życie straciło tam aż 149 osób.
Do nasilenia walk w Jemenie doszło z inicjatywy saudyjskiego następcy trony księcia Muhammada ibn Salmana, który podejrzewany jest o wydanie też polecenia zabicia niewygodnego dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego w konsulacie saudyjskim w Stambule. Mimo tego niewygodnego z punktu widzenia wizerunkowego faktu władze USA starają się podtrzymać tradycyjnie dobre relacje partnerskie z Arabią Saudyjską. Prezydent USA Donald Trump podziękował np. w środę Arabii Saudyjskiej za obniżenie cen ropy naftowej, porównując tę decyzję do "wielkiej redukcji podatków" dla jego kraju i dla całego świata.
Ceny baryłki ropy naftowej w Nowym Jorku i w Londynie wzrosły na początku października do najwyższego poziomu od 4 lat, a inwestorzy obawiali się, że wskutek amerykańskich sankcji wobec Iranu ceny ropy nie spadną w istotny sposób na rynku światowym. Arabia Saudyjska jednak, podobnie jak Rosja, bardzo podniosła wydobycie ropy, aby zapobiec brakom na rynku. Prezydent USA zabrał głos w sprawie cen ropy wkrótce po tym, gdy uznał za zamkniętą sprawę reakcji jego rządu na zabójstwo saudyjskiego dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego - taki ton komentarzy dominował w amerykańskich mediach. Z podobnych powodów władze Stanów Zjednoczonych starają się zapobiec katastrofie humanitarnej w Jemenie, gdzie oprócz licznych ofiar śmiertelnych całym grupom ludności zagraża klęska głodu.
W środę amerykański minister obrony Jim Mattis poinformował, że na początku grudnia w Szwecji rozpoczną się rozmowy pokojowe z udziałem rebeliantów Huti i prawowitych władz Jemenu. Szef Pentagonu dodał również, że dowodząca międzynarodowymi siłami koalicyjnymi w Jemenie Arabia Saudyjska oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie wstrzymały działania prowadzone w ramach ofensywy na portowe miasto Al-Hudajda i choć jeszcze trwają tam walki, linia frontu w ostatnich 72 godzinach nie zmieniła się. Próby rozmów pokojowych były wcześniej podejmowane przez specjalnego wysłannika ONZ ds. Jemenu Martina Griffithsa, który zwoływał już je dwukrotnie, ale za każdym razem Huti ostatecznie nie stawiali się w miejscu negocjacji.
Jemen pogrążony jest w chaosie od 2011 roku, gdy społeczna rewolta położyła kres wieloletnim dyktatorskim rządom prezydenta Alego Abd Allaha Salaha. Konflikt nasilił się w marcu 2015 roku, gdy interwencję w Jemenie rozpoczęła międzynarodowa koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej. Jest ona oskarżana o dokonywanie ataków przeciwko cywilom w Jemenie.
Wojna w Jemenie mogła - według różnych źródeł - pochłonąć już kilkadziesiąt tysięcy ofiar i według ONZ wywołała "największy kryzys humanitarny na świecie".
mars/