Demonstranci w poniedziałek ponownie zablokowali wejście do położonego na południu Iraku strategicznego portu Umm Kasr, do którego dociera większość krajowych dostaw zboża, olejów roślinnych i cukru. Operacje w porcie zostały ograniczone o 50 proc.
Jak podaje Reuters, powołując się na osoby będące w Umm Kasr, demonstranci nie wpuścili tam tankowców ani personelu, a jeżeli blokada potrwa do popołudnia, to prace w porcie zostaną wstrzymane całkowicie.
Umm Kasr był z krótką przerwą zablokowany od 29 października do 9 listopada. Rząd poinformował, że pierwszy tydzień blokady portu kosztował kraj równowartość ponad sześciu miliardów dolarów.
Co najmniej 300 osób zginęło w Iraku, odkąd na początku października wybuchły protesty; są to największe demonstracje w tym kraju od upadku reżimu Saddama Husajna w 2003 roku. Niepokoje społeczne, które rozpoczęły się w Bagdadzie z powodu braku pracy i złej jakości usług, stopniowo rozprzestrzeniły się również na południową część kraju. Mimo brutalności policji tysiące ludzi przyłączają się do antyrządowych demonstracji w Bagdadzie i południowych prowincjach.
Od czasu pokonania dżihadystycznej organizacji Państwo Islamskie (IS) w 2017 roku Irak cieszył się względną stabilnością. Jednak mimo wielkich rezerw ropy naftowej wiele osób w Iraku żyje w biedzie, z ograniczonym dostępem do czystej wody, elektryczności, opieki zdrowotnej czy edukacji.
Wielu uważa elity polityczne za podporządkowane głównym sojusznikom Bagdadu - Stanom Zjednoczonym i Iranowi, wykorzystujących ich zdaniem Irak jako pośrednika w walce o wpływy w regionie.
Protestujący wzywają do obalenia rządu i uciekają się do strajków, blokad dróg, portów i instalacji naftowych oraz do akcji nieposłuszeństwa obywatelskiego.
fit/ akl/