- W naszym kraju na energię odnawialną patrzy się wyłącznie przez ten pryzmat, nie myśląc o przewidywanych zyskach. A przecież, patrząc z punktu widzenia przemysłu, koszt to zarazem inwestycja, to zakup komponentów i usług, nowe miejsca pracy - mówi Katarzyna Michałowska-Knap.
- Co w naszym kraju będzie się działo z morską energetyką wiatrową?
- Jeżeli za punkt wyjścia weźmiemy rządową polityką energetyczną będzie się działo niewiele. Albowiem obecna polityka energetyczna Polski do 2030 roku nie przewiduje instalacji na morzu jakichkolwiek elektrowni wiatrowych.
- Po co w takim razie opracowanie, którego jest pani współautorem?
- Celem tego opracowania, przygotowanego na zlecenie Forum Okrętowego oraz Polskiego Towarzystwa Energetyki Wiatrowej, jest pokazanie, że morska energetyka wiatrowa w polskiej polityce energetycznej znaleźć się powinna. I to znacznie wcześniej niż w 2030 roku. Spodziewamy się, że do 2020 roku na europejskich morzach zostaną zainstalowane wiatraki o łącznej mocy 40 GW. Chcieliśmy pokazać, że jest to technologia dobrze rozwinięta, wymagająca jeszcze oczywiście wielu badań, ale istniejąca i mająca przed sobą przyszłość. I nie ma żadnego powodu, by Polska nie miała dołączyć do grona krajów, które ją rozwijają. Chcemy w tym raporcie pokazać także, że morska energetyka wiatrowa zarówno rozwijana w Polsce, jak i w innych krajach, może być znaczącym źródłem przychodów dla naszego przemysłu. Owe czterdzieści gigawatów mocy, które ma być zainstalowane do 2020 roku w Europie, generować będą olbrzymi rynek na usługi, na towary, na dostawy sprzętu do budowy elektrowni wiatrowych. A są to gigantyczne instalacje. Ilustracją tego o czym mówię, mogą być słowa przedstawiciela Siemens Transmission and Distribution, który powiedział, że tylko jedna farma wiatrowa planowana przez Wielką Brytanię przy szelfie kontynentalnym na Morzu Północnym, będzie potrzebowała liczby kabli podmorskich równej ich obecnej półtorarocznej światowej produkcji. A podobnych obszarów w Wielkiej Brytanii wyznaczonych zostało dziewięć. Opierając się na tego typu informacjach, przekonujemy, że będzie to przemysł o ogromnych potrzebach w zakresie na przykład komponentów wieżowych, części fundamentów, wspomnianych kabli, skrzydeł, generatorów. A z drugiej strony będą to olbrzymie potrzeby w zakresie instalacji tych wszystkich urządzeń, ludzi, którzy się na tym znają, jak również sprzętu do instalacji: statków, platform, dźwigów, infrastruktury portowej.
- Jako że ta gałąź energetyki jest stosunkowo młoda, istnieją zapewne jakieś wąskie gardła dotyczące tych inwestycji, które moglibyśmy zagospodarować.
- Tak, może być problem z kablami czy elementami wieżowymi. Ale największym jest brak statków do montażu farm. Potrzebnych będzie co najmniej dwanaście takiego typu nowych jednostek. Będą też potrzebni ludzie pracujący przy budowie, a później także eksploatacji tych farm. Dostrzegamy w tym szansę dla naszego przemysłu, wciąż przecież istnieje przemysł stoczniowy, istnieje przemysł ciężki, który już w tej chwili dostarcza różnego rodzaju komponenty do farm wiatrowych. Mamy też tradycje kształcenia ludzi do pracy na morzu. Nasz raport jest potrzebny, by pokazać polskiemu przemysłowi, że mamy szansę wyjścia na zewnątrz z ofertą nakierowaną na europejski rozwój energetyki wiatrowej na morzu. Z drugiej strony, chcieliśmy pokazać władzom państwowym, ministerstwom, politykom, że energetyka wiatrowa to nie tylko koszty. W naszym kraju na energię odnawialną patrzy się wyłącznie przez ten pryzmat, nie myśląc o przewidywanych zyskach. A przecież, patrząc z punktu widzenia przemysłu, koszt to zarazem inwestycja, to zakup komponentów i usług, nowe miejsca pracy. Jeżeli myślimy o tym, by na masową skalę kształcić specjalistów w tym segmencie energetyki i by z tego rozwoju skorzystać – musimy mieć energetykę wiatrową. I to nie jako mglisty zapis w polityce energetycznej, lecz jako konkretny cel, który moglibyśmy zrealizować do 2020 czy 2030 roku.
- Na razie nie jest z tym najlepiej. Morska energetyka wiatrowa w naszym kraju nie istnieje...
- Póki co, Polska w przewidywanych scenariuszach rozwoju energetyki wiatrowej ma stosunkowo niewielkie miejsce. European Wind Energy Association (Europejskie Stowarzyszenia na Rzecz Energetyki Wiatrowej, EWEA) zakłada, że może to być tylko około 500 megawatów do 2020 roku. Uczestnicząc w ramach projektu IEE OffshoreGrid, w przygotowaniu scenariuszy dotyczących rozwoju energetyki wiatrowej w Europie, musieliśmy w przypadku naszego kraju naciągnąć metodykę, po pierwsze uznając, że do 2020 roku zostaną zrealizowane te projekty, dla których już obecnie jest rozpoczęta procedura pozyskiwania pozwoleń, a po drugie istnieje narodowa polityka, która wspiera rozwój energetyki wiatrowej na morzu i istnieją konkretne, zaawansowane projekty…
- Gdy w rzeczywistości to wszystko nie istnieje…
- Tak, niestety tego wszystkiego w Polsce w tej chwili nie ma, a przynajmniej nie na poziomie porównywalnym z innymi krajami UE. Natomiast mamy wysoki potencjał i moglibyśmy do 2030 roku być liderem na Bałtyku - tylko Szwecja ma większy potencjał niż Polska - nie mamy jednak zaawansowanych projektów. Na potrzeby opracowania musieliśmy przyjąć optymistyczny scenariusz, naszym celem jest bowiem również oszacowanie potrzeb w zakresie rozbudowy sieci energoelektrycznej do przyłączenia farm wiatrowych. Gdybyśmytego nie zrobili Polska pozostałaby białą plamą na mapie inwestycji w energię odnawialną, co mogłoby skutkować dużym błędem w późniejszym planowaniu rozwoju tej sieci. Na rok 2030 założyliśmy więc możliwość zainstalowania 5,5 gigawatów na polskich obszarach morskich. Trzeba jednocześnie zaznaczyć, że morska energetyka wiatrowa we wszystkich krajach rozwija się dość długo. Pierwsze konkretne plany w tym zakresie sformułowano w Niemczech czy Wielkiej Brytanii dziesięć lat temu. W Niemczech dopiero w tym roku zainstalowano pierwszą morską farmę wiatrową, w Wielkiej Brytanii rozwój sektora znacząco przyspieszył dopiero w ciągu ostatnich 2 lat. Możemy mieć nadzieję, że pierwsi, którzy wystartowali, przetarli szlaki i będzie to teraz trwało nieco krócej. Ale od momentu powzięcia decyzji o charakterze politycznym, do momentu budowy, mija bardzo dużo czasu. Co nie znaczy, że w tym czasie nikt nie zarabia. Na fazie przygotowawczej zarabia przemysł, zarabiają porty. W Polsce nie mamy w ogóle specjalnego systemu wsparcia dla farm wiatrowych na morzu, podobnego do tych, jakie istnieją w krajach, które postawiły na rozwój tej gałęzi energetyki - uwzględniającego jej specyfikę i zwiększony poziom ryzyka inwestycyjnego. Obecna ustawa o obszarach morskich nie jest dostosowana do potrzeb tego przemysłu, więc wymaga zmian. Dla wielu inwestorów ten brak polityki jest podstawowym czynnikiem hamującym. Oni muszą mieć bardziej konkretny i sprecyzowany sygnał ze strony państwa, by wydać naprawdę duże pieniądze na fazę przygotowawczą. Nie zaangażują się w konkretny projekt, gdy nie wiadomo, czym on się skończy i kiedy. Muszą mieć lepsze umocowanie w systemie prawnym dla swoich działań.
- No właśnie, Ministerstwo Gospodarki nie przysłało do Komisji Europejskiej tzw. krajowego planu działania, w którym miały się znaleźć założenia tej polityki, co stawia pod znakiem zapytania jej rozwój w naszym kraju.
- Tak. Krajowy plan działania wynika z nowej dyrektywy unijnej 2009/28/WE, będącej częścią Pakietu Klimatycznego, a dotyczącej promocji energii pozyskiwanej ze źródeł odnawialnych. Polska, jak i wszystkie kraje europejskie miała obowiązek przesłania do końca czerwca tego roku szczegółowego planu działania przy wdrażaniu tej dyrektywy. Jego elementem są scenariusze rozwoju energetyki odnawialnej. W pierwotnej propozycji ministerstwa uwzględniono tylko ogólne zapisy odnośnie morskiej energetyki wiatrowej, a planowana moc zainstalowana do 2020 roku wynosiło zero. Ta wersja planu została bardzo skrytykowana przez organizacje branżowe, nie tylko zresztą z obszaru energetyki wiatrowej. Ostatecznie do końca czerwca plan nie został przesłany - z tego co wiemy, rząd poprosił o przedłużenie terminu do końca sierpnia..
- Może lepiej, żeby go w ogóle nie było, skoro jest tak wadliwy?
- Musi być, to wymóg Komisji Europejskiej. Ale jeżeli po weryfikacji zostanie odrzucony, albo okaże się kiepski, dla naszego rynku oznacza to zastój, stracone lata. Osobiście nie wierzę, by ten plan działania dało się poprawić, nie stoi bowiem za nim konkretny model i wypracowana krajowa strategia rozwoju odnawialnych źródeł energii. Konieczne są zmiany systemowe. Plan nie oferuje zapisów wspierających rozwój morskiej energetyki wiatrowej i nie chodzi tu tylko o specjalną cenę - bo jest to inwestycja wysokiego ryzyka i we wszystkich krajach z reguły cena energii oferowana dla farm wiatrowych na morzu jest wyższa niż dla farm na lądzie - ale również całokształt uwarunkowań prawnych, uproszczenia procedur administracyjnych, kwestie planowania, uporządkowanie spraw związanych z ochroną środowiska, rozbudowa sieci elektroenergetycznej itd. To wszystko tworzy system wsparcia, w którym inwestor może się poruszać. Jeżeli go brakuje, to samo wpisanie jakiejś przewidywanej mocy do niczego nie prowadzi, będzie to po prostu martwy zapis. Bez niego system nie zadziała, bez systemu zapis nie ma sensu - muszą istnieć oba te czynniki. Ministerstwo wprawdzie zapowiada zmiany przepisów w ustawie o obszarach morskich, ale obawiam się, że bez efektywnego systemu w krajowym planie działania – to jednak w dalszym ciągu będą inwestycje wysokiego ryzyka.
- Poprzedni artykuł
- Następny artykuł »»