Polski Związek Żeglarski pozbył się swojego największego żaglowca. Konkurs ofert na sprzedaż jachtu rozstrzygnięty. Jacht kupiła warszawska firma 3Oceans Sp. z o.o. Kwota transakcji wynosi 150 tysięcy złotych.
Jacht Kapitan Głowacki przez ponad pół wieku pełnił funkcje edukacyjne i rekreacyjne. Pod jego żaglami doświadczenie zdobyły całe rzesze żeglarzy. W 2014 roku jacht wygrał The Tall Ships Races w kategoriach: A - Race I, A- Race II, A - Overall. Od 2016 roku nie pływa ze względu na zły stan techniczny. Polski Związek Żeglarski, który jest większościowym właścicielem jachtu (30 procent należy do Zachodniopomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego) z powodu braku środków na kosztowny remont, postanowił poszukać podmiotu, który tchnie w Głowackiego nowe życie.
"To bardzo zasłużony jacht dla polskiego żeglarstwa. Jego historia zaczęła się w 1945 roku, kiedy to na mieliźnie w pobliżu Świnoujścia znaleziono kadłub poniemieckiego kutra. Na tej bazie powstał żaglowiec typu kecz gaflowy, który był intensywnie wykorzystywany do celów szkoleniowych. W 1986 roku po remoncie kapitalnym i kompletnej przebudowie, żaglowiec opuścił stocznię jako brygantyna. Cieszę się, że po kolejnych prawie 35 latach eksploatacji, znalazł się inwestor, który jest gotów kontynuować chlubne tradycje Głowackiego i ma nie tylko pieniądze, ale też pomysł na jego eksploatację" - mówi Tomasz Chamera, prezes PZŻ.
Piotr Kulczycki, prezes spółki 3Oceans, w postępowaniu konkursowym zadeklarował gruntowne wyremontowanie jachtu przy zachowaniu walorów technicznych i historycznych żaglowca. Komisja konkursowa z aprobatą przyjęła koncepcję dalszego wykorzystania jachtu, która zakłada prowadzenie działalności w zakresie morskiego wychowania młodzieży w różnych jego formach, w tym oceaniczne rejsy typu szkoła pod żaglami przy wykorzystaniu licznej i kompetentnej kadry żeglarskiej i wychowawczo-dydaktycznej.
Mając powyższe na uwadze, komisja konkursowa zarekomendowała Zarządowi PZŻ i Zarządowi Zachodniopomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego sprzedaż jachtu żaglowego Kapitan Głowacki firmie 3Oceans Sp. z o.o. Dzisiaj strony transakcji podpisały umowę i transakcja została sfinalizowana.
"Bardzo dziękuję Marcinowi Raubo, prezesowi Zachodniopomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego oraz komisji konkursowej pod przewodnictwem Pana Wojciecha Frączaka za sprawne, bardzo merytoryczne i efektywne działanie, dzięki któremu Kapitan Głowacki trafi w dobre ręce. Wierzę, że Pan Piotr Kulczycki zaopiekuje się tym żaglowcem tak dobrze, jak zrobił to w przypadku Fryderyka Chopina. Żeglarska społeczność z niecierpliwością czeka na chwilę, kiedy żagle Głowackiego znów pojawią się na horyzoncie" - dodaje Tomasz Chamera.
rel (PZŻ)
Fot.: PZŻ
Charakterystyka podstawowa:
typ - do 1967 kecz gaflowy, aktualnie brygantyna
port macierzysty - Szczecin
rok budowy - 1944
budowniczy: nieznany, kadłub poniemiecki przebudowany na żaglowiec w Stoczni Rybackiej w Gdyni
materiał konstrukcyjny - drewno i stal
tonaż pojemnościowy brutto - 99,4
długość po pokładzie - 24,30 m
długość z bukszprytem - 30,70 m
szerokość - 6,40 m
zanurzenie - 3,0 m
wysokość maksymalna - 22,4 m
powierzchnia żagli - do 1967 - 234 m², obecnie 337,5 m²
silnik pomocniczy - diesel 135 KM
agragat prądowtwórczy - diesel
załoga - 26 osób (jednostka posiada 25 pełnowymiarowych koi); 40 osób w rejsach wycieczkowych
Historia jachtu:
Kapitan Głowacki był żaglowcem flagowym Polskiego Związku Żeglarskiego. Nazwany tak został na cześć jednego z największych popularyzatorów żeglarstwa w Polsce - Włodzimierza Głowackiego.Jednostka ta jest przebudowanym do celów żeglarskiego szkolenia poniemieckim kutrem rybackim typu KFK (Kriegsfischkutter). Kadłub wyrzucony na mieliznę znaleziono w 1945 roku w pobliżu Świnoujścia. Różnił się on od innych z tej serii tym, że część środkową przedłużono o dwie odległości pomiędzy wręgami. Znalazcy próbowali własnym sumptem dokończyć budowę jednostki i w perspektywie wykorzystać do połowów, lecz zadanie okazało się ponad ich siły. W 1949 roku sprzedana została Państwowemu Centrum Wychowania Morskiego.Uszczelniony kadłub przeholowano do Stoczni Rybackiej w Gdyni i w latach 1950/51 przebudowany został na żaglowiec. Armator - Państwowa Szkoła Rybaków Morskich działająca w ramach PCWM chciała w nim widzieć rybacki statek szkolny. Ożaglowano go jako kecz gaflowy, wyposażono w drzewiec z sosny, wyjątkiem był stalowy bezan, który spełniał jednocześnie funkcję komina. Śródokręcie pomieściło windę trałową i zejściówkę do ładowni, na sterburcie zamocowano dwa kozły sieciowe. Kubryk mógł przyjąć 14 osób załogi szkolnej.Jacht wszedł do eksploatacji równocześnie ze szkunerem Janek Krasicki (bliźniakiem Zewu Morza), drugą jednostką żaglową odrestaurowaną dla PCWK. Uroczyste podniesienie bander na obu żaglowcach odbyło się 19 kwietnia 1951 roku w basenie jachtowym w Gdyni. Kecz otrzymał nazwę Henryk Rutkowski, a przy tym rejestracyjny znak rybacki GDY-180.Na morze świeżo ukończony kecz wychodzi już 25 kwietnia w towarzystwie Daru Pomorza, Zewu Morza i Janka Krasickiego. Flotylla uczestniczy w Rejsie Pokoju do Leningradu, wcześniej zawijając po drodze do Sztokholmu. Cel podróży osiągnięty zostaje 26 maja i po tygodniowym postoju statki obierają kurs powrotny. Gdynię osiągają 9 czerwca. Jeszcze w tym samym roku likwidacji ulega PCWM, a dwa lata później całkowitemu przeobrażeniu poddany zostaje system szkolenia w rybołówstwie. Mimo to Henryk Rutkowski nadal odbywa rejsy przysposabiające kadry oficerskie do pracy zawodowej. Pływa po Bałtyku i Morzu Północnym najczęściej pod Kazimierzem Jurkiewiczem i Janem Netzelem.W lecie 1959 roku Henryk Rutkowski (zwany popularnie "Rutkiem") i Janek Krasicki wychodzą ze szkolnymi załogami w okrężny rejs po Bałtyku. Odwiedzają Bergen, Rostock, Abo i Marienhamn. Trzy sezony później, aktualny armator żaglowca - Szkoła Rybołówstwa Morskiego w Gdyni przyjmuje na roczny kurs rybacki grupę 13 Afrykańczyków z Gwinei. Praktykę zawodową zdobywają oni na pokładzie naszego kecza.Jeszcze tego samego roku, w ramach współpracy ze Szkołą Rybołówstwa Morskiego w Szczecinie, Henryk Rutkowski skierowany zostaje do Trzebieży. Tu, 20 czerwca przyjmuje na swój pokład przyszłych uczniów tej szkoły by sprawdzić ich przydatność do zawodu w rejsie kandydackim. Po kolejnej przebudowie systemu szkolenia rybaków, co ma miejsce w roku 1963, w nowe koncepcje dydaktyczne nie wkalkulowano zastosowania praktycznego dla jednostki żaglowej. Jacht trafia do Ośrodka szkolenia żeglarskiego Ligi Obrony Kraju w Jastarnii. Eksploatowany przez żeglarzy wypływa w następnym sezonie na Morze Północne odwiedzając w tej podróży kilka portów zachodnioeuropejskich.W roku 1967 żaglowiec pod kapitanem Jerzym Morzyckim odwiedza Stralsund. Tu uzyskano niezwykle cenne informacje o jachcie. Otóż, okazuje się, że jednostki tego typu były budowane przez Niemców jako kutry dozorowe, a nie jak podaje cała nasza literatura żeglarska - jako kutry rybackie. Świadczy o tym relacja kapitana z tego rejsu: Do burty Rutkowskiego podszedł jakiś Niemiec i zapytał czy może obejrzeć jacht. Po oględzinach powiedział, że w Polsce ukończono budowę jednostki tak, jak pierwotnie wznoszono tego typu statki w Niemczech. Na dowód pokazał album z fotografiami z roku 1937 lub 1938, gdzie można było zobaczyć zdjęcie Rutkowskiego noszącego nazwę Fordel. Stwierdził, że w Niemczech zbudowano (w Stralsundzie) całą serię podobnych jednostek (liczoną na dziesiątki), że on sam był jednym z budowniczych, że wszystkie przeznaczone były do dozoru brzegów morskich. Czy można zatem przyjąć, że Henryk Rutkowski to ex Fordel?Dalsze losy Henryka Rutkowskiego związane są z ośrodkiem w Trzebieży, do której przekazany zostaje na stałe w roku 1970. Ówczesny dyrektor Ośrodka Bogusław Kraczkowski zgłasza wniosek, aby zmienić nazwę żaglowca na Biały Słoń. Propozycja zostaje przyjęta, ale obowiązuje zaledwie przez kilka miesięcy tego sezonu żeglarskiego. Od roku 1975 Henryk Rutkowski związany umową czarterową z TV pływa intensywnie z Bractwem Żelaznej Szekli, pełni nawet funkcję flagowej jednostki tej organizacji. W sezonie tym w siedmiu rejsach szkolenie żeglarskie przechodzi 90 jungów i 30 pracowników telewizji zajmujących się propagandą. We wrześniu zorganizowano rejs instruktorów Bractwa do Wielkiej Brytanii, który prowadził Aleksander Lipiński. Żeglarze odwiedzili wówczas Londyn, Amsterdam i Kopenhagę. Jedną z atrakcji tej wyprawy okazało się niespodziewane spotkanie po drodze Zewu Morza.Lata intensywnego wykorzystania jachtu odbiły się wyraźnie na jego stanie technicznym. Konieczny był remont generalny, jednakże w PZŻ trudno było znaleźć na ten cel odpowiednie finanse. W tej sytuacji stojący na sznurku żaglowiec sprzedano z ulgą trafiającemu się kupcowi: Klubowi Płetwonurków ze Szczecina. W ich planach leżała przebudowa jednostki na bazę nurkową, którą można by eksploatować na cieplejszych morzach. W konsekwencji jacht oddany zostaje do specjalistycznej stoczni we Władysławowie znanego Przedsiębiorstwa Usług Rybackich "Szkuner". Jednakże prace remontowe zostają wkrótce wstrzymane z uwagi na ogromne koszty tego przedsięwzięcia. Przez kilka następnych lat żaglowiec stoi zapomniany i dopiero decyzja PZŻ o ponownym wcieleniu go w skład związkowej flotylli ratuje go przed całkowitą zagładą, Zostaje kompletnie przeprojektowany i odbudowany niemal od podstaw. Stocznię opuszcza w 1986 roku jako brygantyna.Następnie eksploatowany jest wspólnie z Towarzystwem Zapobiegania Narkomanii. Przez dwa sezony pływał głównie po Bałtyku odwiedzając obok polskich także zachodnioniemieckie porty. W roku 1997 decyzją władz PZŻ zostaje zmieniona nazwa jachtu na Kapitan Głowacki. W roku 1997 Kapitan Głowacki brał udział w Drugim Oświatowym Zlocie Żeglarzy Polonijnych zorganizowanym w Gdańsku (załogę stanowili żeglarze ze Stanów Zjednoczonych, Kanady i Wielkiej Brytanii), a jednocześnie w obchodach tysiąclecia powstania Gdańska. Wielokrotnie uczestniczył w zlotach młodzieży na żaglowcach w ramach Cutty Sark Tall Ships Races, zdobywając czołowe lokaty.Ostatnio jacht odbywał rejsy po Morzu Bałtyckim oraz Północnym, a także uczestniczył w programie Szczecińskiej Szkoły pod Żaglami i Morskiej Edukacji Młodzieży, odbywając rejsy z młodzieżą szkoloną i zapoznając ją z tajnikami sztuki żeglarskiej.Kapitan Głowacki jest bardzo wygodny, co docenią szczególnie osoby które brały udział w dłuższych rejsach na mniejszych jednostkach oraz te, które cenią sobie komfort żeglowania. Posiada 2 kabiny 6 osobowe, 2 kabiny 4 osobowe oraz 2 kabiny 2 osobowe (plus kajuta kapitańska), ogrzewanie, instalacje elektryczne; (24, 220 i 380V). Duży kambuz oraz zawsze dobrze zaopatrzona chłodnia są gwarancją doskonałych posiłków przygotowywanych (przy pomocy załogi) przez doświadczonego kuka. Załoga podzielona jest na czteroosobowe wachty, które pełnią służbę wraz z wykwalifikowanym oficerem.